czwartek, 19 stycznia 2023

Chłodna kronika zagłady.

 

Zatrudniać psy wojny i nigdy ich z łańcucha nie spuścić? Dysponować bronią i nie wiedzieć jakie wrażenie zrobi na wrogach? Cóż to za irracjonalny pomysł? Żaden poligon nie jest w stanie wiarygodnie odpowiedzieć na ważkie kwestie polityczne. Rzecz należy zbadać w morzu ognia.

 

Na początek trzeba jednak znaleźć wroga. Najlepiej w miarę blisko. Misje samobójcze nie wywołają entuzjazmu nawet w patriotycznych szeregach, a armia wystawi słony rachunek za podobną szarżę.

 

Robiąc przegląd wad sąsiadów łatwo udawało wykryć się różnice:

- Ci na wschodzie byli bladoróżowi górą i ciemnozieloni dołem – ohyda. Estetyczne faux-pas.

- Na zachodzie dla odmiany gustowali w pożeraniu insektów, mięso ssaków uznając za nieczyste.

- Na północy samice były zbyt urodziwe i zawracały w głowach tubylczym samczykom. Spontaniczne zdrady i dezercje zdarzały się nagminnie.

- Od południa nie było lepiej. Niczym włos na czworo, tak tam podzielili świętą trójcę i obecnie dysponują bogami na każdą okazję. Ba! Wykorzystują te ułamki boskie nawet podczas zawodów sportowych i kto wie, czy to legalny doping, czy używka, która wkrótce zostanie zakazana przez MKOL.

 

Atakowanie samic nie przyszłoby armii łatwo i kto wie, czy nie zrzuciliby bomb na własne żony, gremialnie przechodząc na wrażą stronę. Z ćwierćbogami też lepiej nie zadzierać. Robakożercy, przy dogłębnej analizie nie stanowili konkurencji, a często bywali pożyteczni. Dzięki nim prawdziwe mięso dojrzewało spokojnie nawet wtedy, kiedy nieświadomie przekroczyło granicę, a ilość fruwającego tałatajstwa w powietrzu zmalała, jak po dywanowym nalocie nietoperzy, względnie jerzyków.

 

W wyniku politycznej eliminacji, najdoskonalszym wrogiem okazali się więc bladoróżowi, z ciemnozielonymi odwłokami i nóżkami. Nieszkodliwi może nawet przyjaźni. Teraz wystarczyło przeprowadzić kilka przygranicznych prowokacji, parę gorących wystąpień przed kamerą i ogłoszenie święta, pod niezbyt starannie ukrytym w podświadomości hasłem: „tydzień walki z abstynencją społeczną”. Upojone głowy podpalały się łatwo. W koszarach rozgorzała gorączkowa krzątanina, a atmosferą zawładnął ryk silników. Broń ładowano do wygłodniałych komór ładunkowych, na okręty wodne i powietrzne, na samobieżne działa i w broń podręczną. Magazyny rzygały wręcz przesytem i uwalniały coraz to nowe zapasy.

 

Cel został już namierzony i trzeba było sforę spuścić z uwięzi, nim się zadławi wściekłością. Ruszyli hurmem. Niezbornie nieco, bo nikt nigdy wcześniej nie próbował pospolitego ruszenia, a co bardziej zatwardziali zawodowcy zapomnieli już, jak działa ów sprzęt. Chyba był ciut zbyt nowoczesny dla starszej generacji mundurowych. Ostatecznie jednak wzniósł się w powietrze szwadron śmierci. Szczęśliwie wzniósł się tylko ten fragment przewidziany do podniebnej pacyfikacji. Naziemni ruszyli zgodnie z oczekiwaniami przez bezdroża przygraniczne, a wodny patrol zaanektował nieodległe cieki wodne ze strumieniami włącznie i fachowo mianował je basenem działań wojennych. Zbiorowy i bezkształtny akwen pogodził się z faktem niechętnie i pod naciskiem jednostek nieco się rozlał na boki weryfikując tym samym prawo Archimedesa. Innych objawów niezadowolenia nie zauważono w galopie ku wrażym miasteczkom i wioskom.

 

Widnokrąg zaczynał krwawić. Łuny pożarów i lament bladoróżowych zawładnęły horyzontem. Broń była zbyt doskonała, co udowodniły już pierwsze dni. Po niecałym tygodniu wschód ogarnęła mroczna cisza. Dym unosił się ponad każdą sadybą. Ostatni kruk przekroczył granicę i podążył za stadem sępów w celach rozpustnej konsumpcji, usiłując na pogorzelisku wypatrzyć choć jedno martwe oko.

 

Świat z pietyzmem otworzył wielką, czerwoną księgę gatunków zagrożonych i wpisał pięknie kaligrafowanymi literkami bladoróżowe plemię pod kolejną pozycją we wciąż aktualizowanym spisie zlikwidowanej różnorodności biologicznej. W teren ruszyły zastępy zoologów, aby ocalić do ogrodów zoologicznych ostatnie okazy zielononogich indywiduów. Parki rozpłodowe na czarnorynkowych giełdach osiągnęły zawrotne ceny, bijąc rekordy ustanowione wcześniej przez genetycznie odtworzone tygrysy szablozębne i samicę yeti lekko tylko pokancerowaną niedoskonałością procesu.

4 komentarze:

  1. Jedni potrzebują wrogów, żeby móc pokazać że istnieją, a inni szukają/zdobywają przyjaciół...A że przeciwieństwa się przyciągają...więc wygląda na to, że z czasem konfrontacja jest nieunikniona.
    Jednorodność i zgodność bywa dla wielu nudna, więc szuka się pretekstu do... zabicia nudy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. skoro wyprodukowało się broń a nie ma przed kim się bronić więc ktoś musi się poświęcić i zaatakować... paradoks?

      Usuń
    2. Czy w takim razie wyginięcie ludzkości nie jest gwarantem, że znów zapanuje (s)pokój na ziemi, a następna generacja ufo-ludków będzie może bardziej udana....?

      Usuń
    3. być może Ziemia pamięta więcej niż jeden cykl rozkwitania i przekwitania życia. trudno wyczuć bo milczy zawzięcie.

      Usuń