W wiklinowym fotelu na biegunach kolebię
własne ciało, a mgła wspomnień przepływa pomiędzy uszami watą miękką i ciepłą,
taką, która rozleniwia i wszelki pośpiech skazuje na potępienie. Świat płynie
wokół mnie równie niespiesznie i uczciwie wypełniają się minuty, czy godziny,
aby dzień mógł uzasadnić swoją obecność w kalendarzu tego roku. Siedzę i
kolebiąc się patrzę, jak chodnikiem spacerują ludzie, wymieniając słowa
życzliwe, bądź gniewne, dotykając się wzrokiem i słuchem, a czasem nawet
węchem, jeżeli idący posiada na wyposażeniu zmysł powonienia wystarczający do
dyskusji.
Szukałem w głowie początku tej całej
historii, która dzisiaj stała się normą i codziennością, chociaż wydawało się,
że niemożliwą do osiągnięcia, bo tabu i cywilizacyjne normy niczym gorset,
skrupulatnie i bardzo dokładnie zasznurowany, opinał nawet myśl, że cokolwiek
można byłoby zmienić. Przecież żyłem w świecie, w którym odsłonięta pierś na
ekranie telewizora dozwolona była wyłącznie dla osób pełnoletnich, lub takich,
których żywot mierzony był co najwyżej w miesiącach.
Zaczęło się jak zwykle – od plotek i
domniemywań, jakichś nadinterpretacji i frywolnych żarcików, bo śmiać się
cudzym kosztem jest tak łatwo. Gdyby nie Internet, zapewne świat zostałby
zaskoczony o wiele później, przez co jeszcze dotkliwiej, jeśli można bieżącą
sytuację objąć gradacją zdumienia. Dopóki wypadki przytrafiały się (tak to
umownie nazwijmy) osobom żyjącym z popularności w wirtualnym świecie, cała
sprawa traktowana była powierzchownie i z domyślnym uśmieszkiem, że kolejny
„zapominalski” pozwolił się sfotografować przez paparazzi mniej lub bardziej
udanie okazując zdumienie. Ploteczki okrążały ziemię wzbogacając się w
komentarze coraz bardziej ironiczne, wulgarne i zapewne świat przeszedłby nad
całą historią jakoś pobłażliwie, albo wręcz przeciwnie – zamykając dla
przykładu w zakładach psychiatrycznych co bardziej ekscentrycznych
„zapominalskich”.
Kiedy jednak okazało się, że podobne
przypadki dotykają również zupełnie anonimowe osoby spoza targowiska próżności,
a także osoby pozostające poza podejrzeniami o jednodniowe fascynacje, które
miały oszołomić ekstrawagancją nieświadomych i żądnych sensacji zjadaczy chleba
sprawą zajęła się nauka. Na szczęście nauka, a nie polityka, bo ta wyalienowana
od społeczeństwa tak bardzo, że dopóki sama nie została dotknięta owym
pandemonium nie uwierzyłaby nikomu, bez względu na polityczne wiatry i
przekonania. Ba! Nawet została dotknięta, lecz bezwładność koalicjantów wobec
zjednoczonej opozycji paraliżowała działania, które mogłyby przynieść coś
więcej, niż parlamentarną burdę. Co robić, kiedy przychodzi żyć pośród ludzi,
dla których słowo jest wyłącznie orężem, a jeńców nikt brać nie zamierza,
ewentualnie dezerterów w celach marketingowych.
Z nauką problem jest wręcz przeciwny,
niż z polityką – zamiast deklaracji, słów napuszonych i wielkich, pełnych
wartości brzegowych i zapewnień, że zawsze, że nigdy, nauka stąpa po
kruchuteńkim lodzie zapewniając nieodmiennie, że przyjdzie czas, kiedy
rozwiązanie zaszczyci świat własną obecnością i może nawet dygnie zalotnie w
kierunku spragnionej widowni. Zbieranie dowodów, odsiewanie faktów od mitów,
analiza, tabelaryzacja, te wszystkie procesy i procedury rozpoznawcze… I to
czekanie na wyciągnięty palec Szwedzkiej Akademii słusznie unieśmiertelniającej
na bieżąco, czyli za późno, bogato potwierdzone odkrywcze teorie…
Trwało. A w tym czasie masa dowodowa
rosła i przypadki z unikalnych zaczęły być przewidywalnie powtarzalne. Znikała
odzież ze świata i to nie ta schowana w fabrykach, czy szufladach domowych,
lecz ta, którą ludzie zdążyli założyć na siebie jakby ogrzana ludzkim ciałem
stanowiła nieodpartą pokusę dla nieznanego sprawcy. Epidemia wręcz jakaś, na
globalną skalę i to nie w odległej Afryce, czy Australii, gdzie kryteria
odzieżowe można traktować po macoszemu z powodów zarówno klimatycznych, jak i
terytorialnych – małe zaludnienie i wielkie odległości, przy stosunkowo niskim poziomie
inwigilacji społecznej mogło problem tekstylny pominąć, jako niegodny uwagi i
zrozumiały. Ale tu? W Europie, gdzie obrazą majestatu być mógł nawet
nieodpowiedni kolor krawata, a debaty społeczne na temat długości spódniczek,
czy skarpet na oficjalnych rautach rozmaitego szczebla stanowiły przedmioty
przewodów doktorskich? W pełni demokratycznie, choć jeszcze selektywnie znikać
poczęły tekstylia od stóp po głowy i nawet parasoli nie oszczędzały, kiedy już
doszło do ataku na jednostkę odzianą. Do bezwzględnej nagości, ku rozpaczy i
zawstydzeniu zaatakowanej jednostki, której pod czaszką, w bólach upokorzenia rodziło
się rozpaczliwe pytanie: „dlaczego ja?”.
Zbrojna w granty, dotacje i
błogosławieństwo wszystkich proroków świata, nauka przypuściła zmasowany atak
na niezbadane i przynoszące tak wiele skrajnych emocji zjawisko. A zjawisko –
cóż – miało się dobrze i kwitło w najlepsze, a zmasowane, dywanowe naloty na
miejscowości mnożyły się i o żadnym kryciu się po kątach mowy już nie było.
Iluż to nieszczęśników płci wszelakiej wracało w domowe pielesze, skrywając
odartą z odzieży figurę za gazetą pospiesznie kupioną (??? raczej wyżebraną w
kiosku a ‘konto przyszłości dobrosąsiedzkiej), czy reklamówką. Ludzie
wychodząc z domu niemalże zamiast zegarków, czy telefonów zaczęli nosić pod
ręką plastikowe worki, z których można było ad hoc ręcznie wykroić pelerynkę,
spódniczkę, czy biustonosz ekstrawagancki i pod taką firanką uciekać przed
wzrokiem gawiedzi w zacisze prywatnych sypialni. Owszem, na liczność populacji w
miejscach publicznych wpływ był pozytywny, jednak mnogość stresu nie
rekompensowała społecznej, sterowanej massmediami satysfakcji, a rząd, nierząd
i samorząd wyklinane były pod każdą szerokością geograficzną.
A tymczasem przypadki mnożyły się niczym
szkarlatyna w żłobkach, kiedy już pierwszy osobnik zdoła ją donieść w krąg
wzajemnej adoracji. Ludzie kryli się po wnętrzach samochodów i stosowali wciąż
wymyślniejsze sposoby ukrywania nagłej i niespodziewanej nagości. Bramy pełne
były przekleństw tak soczystych i żarliwych, że mógłby zawstydzić proletariat
pod budką z piwem w najbardziej zakazanej dzielnicy najbrudniejszego z miast.
Po przypadkach pojedynczych, rzadkich skala zjawiska zaczęła namnażać się
lawinowo i obejmować populacje zatłoczonych, tramwajowych wagonów, czy kin w
galeriach handlowych. Co bardziej pruderyjni łamali sobie głowę, jak dwiema
dłońmi zakryć wszystko, co ich zdaniem nie powinno światła dziennego oglądać, a
z czego zrezygnować. Inni w desperacji zasłaniali oczy, jakby przez to ich
nagość stawała się niewidzialna, przeźroczysta i anonimowa. I jeszcze ten bilon
sypiący się z już nieistniejących kieszeni wesolutkim dźwiękiem budził
otoczenie pokusą wzbogacenia, bo przecież jej dotychczasowy właściciel zajęty
był obmyślaniem strategii wyjścia nie tylko z twarzą, ale bez rumieńców wstydu
zwielokrotnionego pazerną sensacji publiką.
Wobec rosnącej skali już nikt obojętnym
zostać nie mógł, a wiadomości medialne zdominował temat winowajcy. Pośród
plotek i hipotez fantastycznych nawet opieszała na ogół nauka dostała furii i
ostatecznie objawiła własne stanowisko, jeszcze nie dopracowane, trochę jakby w
szlafroku ad hoc zarzuconym, ale jednak. Otóż – robal! Zwykły, o ile można tak
nazwać coś, co potrafiło zmienić oblicze ludzkości przeciągu policzalnych miesięcy
– robal, który stanowił coś na kształt zaprzeczenia, czy też negatywu larwy
jedwabnika – taka antymateria ożywiona, która zamiast tworzyć, to unicestwia i
niestety nie poprzestaje na jedwabiu, a nie gardzi żadną nicią – nawet ze sztucznych
tworzyw. Rozmnażanie (wciąż pozostające na etapie hipotez z sugestią, że
podobne komarzym zalotom) na czczo jest wykluczone, a dopiero sytość osobników
doprowadza ich organizmy do stanu permanentnego podniecenia i spontanicznej
kopulacji rozsiewczej i pozbawionej jakichkolwiek ograniczeń. Nie wiadomo skąd
pochodzi, w ogóle nie wiadomo nic, poza tym, że jest i to bardzo owej kopulacji
spragniony nieomal od poczęcia, a mnoży się tak, że króliki mogą pokręcić tylko
uszastymi główkami z podziwem, jeśli je stać na podziw w obliczu tej
tajemniczej szarańczy przemierzającej świat tekstylny ku jego utrapieniu i
anihilacji. Wiadomo, im mniejszy drobiazg, tym liczniejsze zarodniki, brzemienna
ikra rozsiana dla przetrwania gatunku w najbardziej nawet niesprzyjających
warunkach. Wobec braku stwierdzonych wrogów naturalnych, bądź wręcz nienaturalnych,
robaczek dokarmiany miliardami niechętnych dawców zdominował środowisko
naczelnych i czuł się w nim dosłownie „błogo spełnionym”.
Wreszcie co bardziej zdesperowani
machnęli ręką, bo kto to widział, żeby cena bielizny kształtowała się na
poziomie cenowym telewizorów, czy komputerów, na dodatek bez żadnej gwarancji,
czy też robaloodporności. Sprzedawana w metalowych, hermetycznie zamykanych kasetach,
żeby chociaż dotrwała do inauguracji na pupach klientów, zanim w niwecz się
obrócą pochłonięte żarłocznością rosnącego stada. Nie czekając na wyroki
naukowe, na szarżę kawaleryjską, czy ocean napalmu wynieśli w końcu
nieobleczone ciała na powietrze i oddali je słońcu w eksplorację nieskrępowaną.
Wytworne panie pozbawione odzieży, ale nie dumy paradowały kręcąc bioderkami, a
noskami podpierały wesołe chmury spacerujące po widnokręgu i okrywające cieniem
co bardziej spocone osobistości. Panowie dziarsko i śmiesznie posuwali się
krokiem w rytm prywatnego metronomu zawieszonego w pół wysokości i aż dziw, że
szli bezdźwięcznie. Chwilowe, masowe skrępowanie, podnieta skrywanym
skrupulatnie ciałem teraz uwolnionym spowszechniało dość szybko i przestało być
sensacją, a stało się normą – poniekąd wygodną i bezobsługową.
Fryzjerzy zaledwie się domyślali, że ich
usługi za czas niedługi staną się raczej fanaberią, niż usługą, usiłowali
korzystając z talentów twórczych oferować bieliznę jednorazową papierową, która
bezpieczną być mogła przed zakusami tajemniczego planktonu, jednak jej
niedostatki i rosnące liczebnie stado odważnych, dla których papierowe tutki
nadawały się wyłącznie na popcorn czy garść śliwek, a nie jako galanteria
intymna. Czas cierpliwie wykorzystywał swoją chwilę i okrywał ciała zarostem,
który nie był już tak skwapliwie usuwany, wypalany, wyszarpywany, bądź cięty.
Teraz każdy włos stawał się ekologiczną odzieżą o bardzo długim terminie
użyteczności.
W końcu – sukces! Nauka zmieliła
zaledwie pojedyncze lata na badanie zjawiska, a rozwiązanie samo nadeszło nie
wiadomo skąd. Liczebność tej wygłodzonej tłuszczy, nieustannie odtwarzającej
się czeredy wyraźnie się kurczyła i tendencja owa wykreślnie zdawała się
zmierzać w stronę autodestrukcji, za co chwała niech będzie statystyce, albo
dowolnemu z panteonu minionych teoretyków ewolucji. Dopiero głosu cynika trzeba
było, żeby zauważył i publicznie wygłosił prawdę zbyt niewygodną, żeby nią
poplamić ogłoszony sukces – robal rozmnażał się mniej chętnie z głodu. Zamiast
radośnie kopulować snuły się jednostki i tryliony głodujących, a pośród tej
wiosny ludów coraz rzadziej można było uświadczyć uśmiech sytego przewodu
pokarmowego. Co bardziej buńczuczni grzmieli nagością z ambon, że teraz, że
renesans, że chińskie fabryki i sztuczne włókna, zakłady chemiczne i
manufaktury, że przemysł wojenny przestawić i uzbroić od nowa, a projektanci
niech ostrzą zmysły, bo dizajn, bo klientów rzesza nieprzebrana i stęskniona i ekonomia
i gospodarka, polityka i wszechświat, to mało, bo tu i teraz, na cmentarzysku
robala można zbić kapitał i odtworzyć… jeszcze chwilę poczekać, pozwolić
zdechnąć ostatnim płodnym egzemplarzom, dać się postarzeć poza granice
zdolności rozrodczych i rozmazać po ścianach historii owego robala, oby
pozostał gehenną historyczną wyłącznie.
W tym czasie jednak po ulicach chodzili już
ludzie odziani we własne włosy, rosnące bezgłośnie każdej chwili, kryjące
opaloną skórę, potrafiącą żyć w doskonałej harmonii z wiatrem i wilgocią. Szatą
idealną, nieprzemakalną, mocną i nieomal niezniszczalną. Dożywotnią można
śmiało powiedzieć i pasującą wręcz idealnie. Jedyny strój dobry na każdą
okazję, który do końca życia się nie znudzi i wiecznie modnym będzie.
Ale wizja! Niech Cię dunder świśnie! Szczerze powiedziawszy, nie potrzeba robala, ludziska sami z siebie swoją intymność i nagość wystawiają na widok publiczny, publikują w necie nagie fotki swoje, czasem ze złości wrzucą nagie fotki byłej lub byłego, albo filmiki niemal pornograficzne z byłym lub byłą - tak dla jaj (tylko czy do śmiechu jest tej byłej / byłemu? Raczej nie). Golizna obecna wszędzie - na reklamach, w kalendarzach, w filmach, w necie. To robal, który infekuje ludzkie mózgi i pozbawia uczucia wstydu, przyzwoitości i skromności. Teraz wszystko jest na sprzedaż.
OdpowiedzUsuńja jestem fanem ciała - ktoś kto wyposażył człowieka w ów organizm to była łebska istota i powinna Nobla dostać w każdej możliwej konkurencji - to rzecz skończona i niepoprawialna - lepiej się zapewne nie da.
OdpowiedzUsuńnagość, która powinna być naturalna jest nienaturalna, na dodatek dozwolona wyłącznie dla dorosłych, za to morderstwa na filmach można chyba od dwunastu lat... ech... nie chce mi się mnożyć przykładów...
Oczywiście, z tym się zgadzam, że przemoc dostępna dla każdego o każdej porze dnia i nocy, a kawałek gołego cycka tylko po 23:00 - to dotyczy telewizji, która zresztą ma taki przycisk, że można ją wyłączyć, jeśli ktoś nie chce czegoś oglądać. Ale nie widzę większego sensu wklejania do reklamy opon, gwoździ czy wiertarki roznegliżowanych panienek w niewybrednych pozach i umieszczanie tego na bilboardach, by nie można było od tego uciec. Nie będziesz przecież prowadzić samochodu z zamkniętymi oczami. Owszem nagość we własnej przestrzeni, we własnej intymności, czy na plaży nudystów, gdzie wszyscy są nadzy - proszę bardzo. Ale nie golizna wyskakująca zewsząd w najmniej oczekiwanych momentach, często wręcz wulgarna i nieestetyczna. Mam prawo tego nie chcieć. A umieszczanie w necie nagich filmików i fotek bez zgody zainteresowanego, to już łamanie prawa i o tym był mój komentarz.
Usuńupubliczniać siłą cudzą intymność, to już jest barbarzyństwo, świństwo i przestępstwo.
Usuńa nagie ciała na afiszach? a niech ich będzie więcej nawet niż mieszkańców - może latem zaczniemy wtedy chodzić na golasa, bo tak wygodniej i zdrowiej.
Jasne. Nadzy urzędnicy w urzędach, my nadzy w pracy, nagie dzieci w szkołach. Zagwarantujesz, że nie będzie złośliwych komentarzy na temat ciał dalekich od ideału bądź seksualnych podtekstów na temat ciał idealnych? Zagwarantujesz, że każdy skupi się na swojej pracy, nauce, a nie na cudzej nagości? Ja sobie czegoś takiego nie wyobrażam. Lubię nagość w pewnych sytuacjach i moją własną i mojego mężczyzny, nie zakrywam ciała bez potrzeby, jeśli nie muszę. Nie jestem pruderyjna. Ale na wszystko jest czas i miejsce. Nagość sama w sobie nie jest oczywiście niczym złym, jest naturalna, ale w wielu kontekstach nie do przyjęcia. A czy nago zdrowiej? No nie do końca. Siadanie nagim tyłkiem na różnych powierzchniach nie zawsze czystych, wystawianie godzinami nagiego ciała na słońce, czy przebywanie nago w nieogrzanych pomieszczeniach... Jeśli ktoś lubi...
Usuńnie martw się - może negatyw jedwabnika wybierze inne światy do zaspokajania głodu.
Usuńgwarancje? ja za miliony? nie jestem mesjaszem - jednak dawno temu już tak było - kto wie, czy historia nie zatoczy się po wypłacie i nie legnie gdzieś obok własnego wspomnienia?
Przyznam, że za tym nie tęsknię. Nagość jest ekscytująca i piękna w pewnych sytuacjach. Nie chcę, żeby mi spowszedniała. Nie mam chęci oglądać zaniedbanych, tłustych, spoconych, wynaturzonych ludzkich ciał, których kiedyś było raczej niewiele, bo w epoce człowieka pierwotnego raczej wszyscy byli szczupli, żyli raczej krótko, więc mało komu coś obwisało ze starości, a i tak już wtedy przyodziewali się w skóry. Nie wyobrażam sobie nagiego świata na co dzień i w codziennych sytuacjach. Jedyny dopuszczalny w moim mniemaniu i dostępny dla wszystkich chętnych - to plaża nudystów.
Usuńmoże mam szerszą wyobraźnię. wydaje mi się, że przyzwyczailibyśmy się (jako ludzkość) do widoku i nie wzbudzałby emocji - pierwsze pokolenie miałoby problem, a drugie już nie.
UsuńWcale nie dałabym głowy za to, czy pewnego dnia tak się nie stanie. I nie będzie to jakaś kolejna rewolucja cywilizacyjna, lecz powrót do przeszłości, do jaskiń, na drzewa... Już dziś ludzkość robi, co może, żeby się uwstecznić. Z jednej strony dysponuje niesłychanymi technologiami, z drugiej - zdaje się na nie, zwalniając od obowiązków mózg i sumienie...
OdpowiedzUsuńdo zobaczenia na drzewie - może się poiskamy w ramach kolaboracji?
UsuńNa pewno! O ile wcześniej nie dasz mi w łeb maczugą. To tak w ramach zalotów.
Usuńprzyjaciół na gałęzi nie traktuje się maczugą - z kimś trzeba się czochrać, albo iść na polowanie - w masie siła
UsuńJa będę troglodytką niepolującą.
Usuńrozumiem... listki, korzonki, nasionka i owoce...
Usuńcóż - surówki też są potrzebne, bo inaczej szkorbut
Za to włos mam bujny i gęsty, to w razie epoki lodowcowej nie będę marznąć.
Usuńkryptoreklama? chyba już zacznę trenować z tomahawkiem i te... iskry krzesać na kamieniach...
UsuńNiekoniecznie reklama, bo każdy kij ma dwa końce. W razie globalnego ocieplenia będę konać z gorąca. Fakt, tomahawk może się wówczas przydać... do strzyżenia.
Usuńto idę się zbroić.
Usuńjak spotkasz robala, to uprzedź mnie...
Jakiego robala?!
Usuńtego, żrącego nitki
UsuńNie sądzę wszakże, żeby miał zeżreć moje owłosienie, w końcu ja nie jedwabnik.
Usuńcoś kręcisz. nie każę Ci jeść sierści przecież, tym bardziej własnej - prosiłem o info, gdybyś robala spotkała w trakcie "zbiorów".
UsuńNiczego nie kręcę - jedwabniki nie jadają nitek, lecz je produkują. Robale jadające to mole przecież.
Usuńpopatrz... a ja nie zgadłem... sztuczne też żrą?
UsuńNie wiem - nie mam sztucznych włosów...
Usuńmateriały przecież... o materiały pytałem, czy mole żrą coś poza wełną
UsuńCoś żrą. Generalnie wszystko naturalne, niektóre sztuczne podobno też, ale tego nie wiem na pewno. No i są mole spożywcze, które żrą kasze, ryże, mąki itp. Nie chcesz chyba mordować niewinnych zwierzątek tomahawkiem? Ileż one tego zjedzą... Wystarczy i dla nich, i dla nas.
Usuńja ich do celów literackich potrzebuję.
Usuńowe mole, to jakieś takie ćmy-miniaturki - absolutnie niespożywcze
Jeśli do celów literackich, to jesteś usprawiedliwiony.
UsuńNajgorzej będą mieli ci z nas, którym włosy słabo lub wcale nie rosną lub są tak marne, ze niewiele przykryją :-)
OdpowiedzUsuńChyba że będzie globalne ocieplenie.
UsuńWtedy ja będę miała przechlapane.
Usuńwasza niewiara w fizyczne ciało mnie zdumiewa - ono jest idealne - na każdym leży doskonale i potrafi zaadaptować się do KAŻDYCH możliwych warunków - dajcie mu szansę i nie skreślajcie - żadna lycra skórze nie dorówna
UsuńMoje ciało leży dobrze na mnie, ale jeszcze lepiej - na łóżku!
Usuńto Twoja opinia - nie wiem, co na to łóżko...
UsuńSzczerze mówiąc - mnie wystarczy moja.
Usuńcierp ciało, jakżeś chciało
UsuńNie chciało.
Usuń