Na początek dygresja - nie ma wieży wystarczająco
wysokiej, żeby objąć zauważeniem ziemię całą. Nawet słońce robi to na raty i
odpoczywa co chwilkę. Dlatego postanowiłem nie przejmować się wielkością świata,
tylko udać się w drobiazgi. No i oczywiście – spacer przez Miasto, choć dzisiaj
krokiem sugerującym posiadanie celu. Trudno przeznaczyć na spacer dwie godziny
i narzekać na brak widzeń – już prędzej na sklerozę, bo było ich więcej niż
dwa. Spróbuję jakoś je poodtwarzać, żeby na zatracenie nie poszły, jednak w
chronologię bawić się już absolutnie nie zamierzam.
Dresiarze schodzą na psy. Mijał mnie taki, z karkiem
grubszym od mojego uda… a może i talii ( tu malutka dygresja nr 2 - faceci mają
talię?)… W każdym razie był w towarzystwie ubożej wyposażonego kolegi, jednak
obaj mienili się od logotypów firmowych pretensjonalnie porozsiewanych na
odzieży. Pan Dres był uprzejmy otworzyć paszczę i z wyraźną dumą uraczył otoczenie
komunikatem stanowiącym pełne zdanie! Na bogato! Sześć słów w jednym zdaniu i
ani jednego wulgaryzmu! Ani jednego wykrzyknika, za to obcobrzmiące słowo
składające się z trzech sylab wymówione płynniej niż wiązanka obcemu na
dyskotece rzucona. Świat się kończy.
Mijałem kolejne budowy, bo Miasto zaprosiło tej zimy
chyba wszystkie dostępne w kraju żurawie i kask staje się najpopularniejszym
nakryciem głowy (kolejna dygresja – młode panie ekstrawagancko zakładają
kaszkiety). Patrzyłem na ekskluzywne „apartamenty”, których okna świeżo
wstawione patrzyły jeszcze martwo na kominy elektrociepłowni wypluwające cumulusy
tłuste od ciepłej treści, patrzyłem na budowę wstydliwie chowającą się za
pozostawioną, pojedynczą ścianą, w której gdzieniegdzie były jeszcze szyby w
oknach (cd dygresji - chciałem skłamać, że zapomniana firanka wzdychała na
wietrze, a na parapetach usychały kurzące się sukulenty).
Czasu zabrakło na domniemania i rozwijanie fikcji, bo minąłem
wyspę Robinsona i skręciłem w aleję bardzo dostojnych platanów, które łuszczyły
się słuchając tria na sporą butelkę z małą popitką, w którym ciała stałe zostały
potraktowane z pogardą i sprowadzone do roli opakowań. Taki koncert kameralny,
któremu powagi dodawał jedynie mroczny cień budynku zajmowanego niegdyś przez
jedynie słuszną partię. Elektrownia wodna nie utrzymała Rzeki (poniekąd – nie zauważyłem
śladu skargi ze strony Rzeki, a elektrownia nie rozgorzała elektrycznym
oświetleniem) i stopień przeciekał kipiąc brudną pianą, złotnicy pochowali
precjoza z wystaw, a artyści nie zdążyli jeszcze wstać, więc miniaturowe galeryjki
zamknięte były szczelnie technikaliami, a kolory w nich mieszkające czuły się bezpiecznie i wygrzewały się bezwstydnie, przez szybę tylko wypatrując zauważenia.
Przeciąłem rynek z myślą, że dzień krótkowłosych kobiet
nastał i panów ubogich w owłosienie, a widzenie to powielało się bez końca.
Dziewczynka siedząca na ławce buzię miała tak gładką, że wiatr ją omijał w
obawie, że się pośliźnie i kark skręci. Dlatego szukał kogoś, kto chociaż cień
charakteru nosił na twarzy. Starsza pani w paśniku trzymała garstkę grosików na
otwartej dłoni i jednym palcem drugiej ręki wierciła w tym stosiku jak w piasku.
Smutno mi się zrobiło, bo tam nawet na wodę jej nie wystarczy ta garstka, a o
kawie, czy ciasteczku może zapomnieć.
Dwa psy niskopienne odziane w szkocką kratę tak, że sam
nie wiem, czy był to gorset, sukienka, czy sweter na widok towarzystwa wzbudziły
w sobie wystarczająco dużo radości, żeby ją unieść do pionu i dwunożnie ją wyrażać.
Wróciłem, w sam raz, żeby zobaczyć jak rtęć mozolnie wspina się po termometrze i przysiada na
wygodnej półce dziesięciu czerwonych stopni, jednak wzorem rasowych alpinistów nieustająco patrzy w
górę, bo szczyt jeszcze daleko, więc tylko pot z czoła otrzeć, jakąś kanapkę i naprzód.
Zza ściany dobiega monotonne stukanie nie mające nic wspólnego z niedzielnym
obiadem. A przecież do obrzydzenia przypomina mi (znowu dygresja), że skazany
chyba dożywotnio jestem na sąsiedztwo pana stukacza, który podąża za każdą moją zmianą adresu i intensywnością sugeruje, że twórca na drewnianej podłodze, lub
betonowej ścianie tworzy mozaikę z malutkich gwoździków i już za trzydzieści
lat skończy (pierwszą powierzchnię).
Oczywiście, że faceci miewają talię. Często nawet dwie. Wyjmują je, żeby pyknąć w sześćdziesiąt sześć, tysiąca, wojnę - niektórzy nawet w brydża.
OdpowiedzUsuńdzięki za wsparcie - a nie mówiłem, że skleroza.
Usuńpreferuję brydża...
A technikalia brzmią jak fekalia...
OdpowiedzUsuńnie chciałem sie babrać w te zamki, kłódki i kraty - jednosłownie, a jeśli zawadza to trudno - napisane zostaje, aż nie będzie przydatne.
UsuńNo co Ty, dobre słowotwórstwo nie jest złe. Bardzo tu pasuje i lubię je.
Usuńa ja myślałem, że zepsuło Ci obrazek...
Usuńbo mi sie podoba ta lakoniczność i oddaje artystycznego ducha - nie wiem co, znaczy pewnie Politechnika znowu poukładała świat czarami z geometrii.
Nigdy w życiu, niczego nie zepsuło. Wręcz odwrotnie, pasuje jak stąd!
Usuń...zebździeni dresiarze, hałaśliwe budowy, krótkowłose kobiety w kaszkietach, dwa psy w kratkę - czy warto było w ogóle wychodzić z domu?
OdpowiedzUsuńno chyba, że ten dzięciołowaty sąsiad tak dał do wiwatu.
wychodzi się po to, by wrócić.
Usuńa ja lubię wracać.
i każdego dnia warto - najłatwiej jest psioczyć - skoro nie wychodzić, to co w zamian?
Przecież nie psioczę - zadaję pytanie.
UsuńLubię pytać.
to łatwe - pytać.
Usuńale i tak warto.
...jedno co warto, to..." :)
Usuńskoro wiesz, to ja już do niczego potrzebny nie jestem.
Usuńoj! :(
UsuńW każdym razie na metkach stoi wyraźnie obwód w pasie...
OdpowiedzUsuńDresiarze w szmateksach mają taki wybór, że rewia mody normalnie:-)
Ten fragment o dziewczynce z gładką buzią boski...
siedziała - widziałem, bo bardzo blisko byłem, a ona głowę schyliła, żeby wiatr jej nie znalazł - udało się - znalazł mnie i mi to służyło.
OdpowiedzUsuńa metkę moją mógłbym porównywać, tylko mutant już poszedł sobie i metek nie widziałem
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuńA pan Leśmian tak napisał "Mimochodem":
"Coś się spełniło skrzydlatego
Nad przynaglonym kwiatem!
Coś tam spłoszyło się bożego
Pomiędzy mną a światem!..."
(B. Leśmian, "Mimochodem" w: "Napój cienisty")
Pozdrawiam:)
Pan Leśmian napisał wiele pięknych słów. Dzięki za przypomnienie.
OdpowiedzUsuńLubię Twoje spacery, zawsze coś znajdziesz i zobaczysz, choćby gładką buzię omijaną przez wiatr.
OdpowiedzUsuńwystarczy z domu wyjść i otworzyć oczy - mnóstwo drobiazgów dopomina się o odrobinkę uwagi. a potem wdzięczne za zauważenie proszą, żeby doprawić je pamięcią. spróbuj - może się spodoba. wyjdź i nazwij pełnym zdaniem to co widzisz, co zdumiewa pięknem, absurdem, albo dojrzewa pytaniem. moje najlepsze (podzielę się) brzmi - co się musiało stać, żeby... (tu wstaw zauważone)
UsuńMówisz o krótkich włosach zauważonych w tłumie. A mnie się wydaje, że to długowłosi wszelakiej płci opanowali Ziemię. W każdym razie takich ostatnio zauważam nazbyt często ;)
OdpowiedzUsuńwidać był dzień pod wezwaniem krótkowłosych kobiet i ubogich w nie mężczyzn.
Usuńbo widzenia dzieją się stadami i tłoczą się, kiedy przyjdzie ich czas.
Panowie mają talię. Niektórzy prostopadłą, inni wypukłą, a ci lepiej zbudowani to nawet lekko wklęsłą. ;)
OdpowiedzUsuńNie lubię kaszkietów. Kapelusze to tak, ale kaszkiety...
Sukulenty nie usychają! Nigdy! One oszczędzają energię na lato.
gdyby tam stały, to właśnie obchodziłyby jakąś pięciolatkę, lub lepiej.
OdpowiedzUsuńtalia prostopadła? do czego?
Do siebie. Lewy bok prostopadły do drugiego, słowem - prostokąt ;)
Usuńto już coraz mniej rozumiem - równolegle do kręgosłupa to zrozumiałbym
Usuńale prawy bok prostopadły do lewego - to niewykonalne nawet dla chirurga plastycznego