- Przyjdą do ciebie, zobaczysz. Przyjdą wszystkie, nawet
te, których byś nie podejrzewał, że przyjść mogą…
Mężczyzna miał poplamioną,
brudną koszulę, w której komplet guzików był bardzo odległy od teraźniejszości.
Głos miał spalony wódką i spierzchnięty wiatrem. Dokładnie taki, o jakim
marzyłby frontman śpiewający jazzowe standardy za Armstrongiem. A on miał taki
głos od niechcenia i zamiast śpiewać, tułał go po śmietnikach i ruinach
okolicznych podwórek. Widywałem go przelotnie, bo trudno nie widzieć
mieszkając, jak zwiedza okoliczne śmietniki w poszukiwaniu śniadania, albo raczy
się tanim piwem dzielonym na trzy spragnione gardła, pod litościwym skrzydłem
przechodniej bramy. Dzisiaj miał zapewne lepszy dzień, bo pośród skisłego
smrodu niemytego ciała czuć było wyraźnie wysokoprocentowe, taktowane oddechy,
które alkomat wprawiłyby w zakłopotanie.
Czemu dzisiaj się odezwał? Czemu
do mnie? Ilość pytań bez odpowiedzi rosła, bo kim są oni i dlaczego przyjść mają
do mnie… Wystarczyło, żeby osadzić mnie w miejscu i wygiąć ciało w jedną
pulsującą ciekawość. Oczami pokazał sklep całodobowy i nie przejmując się mną
zupełnie, poszedł marynarskim krokiem nad rzekę. We włosach pajęczyny drżały
kilwaterem, a on szedł niespiesznie, jak iść może emeryt, któremu donikąd
spieszno, bo drogę, którą przemierza za dnia, w nocy zwiedzał myślami zbyt
często.
Zdumiała mnie jego wiara, że
nie będę w stanie zapomnieć, pójść gdziekolwiek i udawać, że się nie stało. W
końcu aż taką atrakcją nie był. Lecz on dryfował już w kierunku brzegu i
miejsce miał upatrzone, oswojone i przesiąknięte jego obecnością tak bardzo, że
niemal łasiło się do niego, żeby nie poszedł w inne rewiry. Siadł przy kręgu
rozsypanych kamieni i kości i śmieci rozmaitych, a drzewo położyło na nim dotyk
cienia gęstego od liści i pachnącego sokiem wiosennego krwiobiegu. Siedział
teraz cichy, mieszając patykiem popiół wygasłego ognia i mącąc brzeg rzeki, a
narybek usiłował znaleźć na końcu patyka posiłek.
Wszedłem do sklepu w
rozterce, bo sam nie wiem, po co wszedłem. Pani od nałogów, piękniejsza niż zwykle, w zadumie bawiła się kosmykiem rudych włosów i szeptała dziękczynne mantry do
minionej nocy, jednak kiedy mnie zauważyła obciągnęła bluzeczkę – chyba nie po
to, żeby uzmysłowić mi, jak bardzo urosły jej piersi od wspomnień, lecz z
zawodowego przyzwyczajenia. A ja nie wiedziałem czego potrzebuję. Stałem jak
bezradność idealna, aż się śmiać ze mnie zaczęła, bo widziała z kim
rozmawiałem, zanim tu wszedłem i skojarzyła. Z politowaniem pokręciła głową, że
kolejny naiwny dał się nabrać, ale pieniądze wzięła i spakowała dwie reklamówki,
jakby prowiant na drogę szykowała, a podając mi, wskazała przeznaczoną dla niego.
Patrzyłem w jej oczy, bo domyślność kobiet zdumiewa mnie od kiedy pamiętam, ale
wypchnęła mnie oczami, żebym już poszedł, bo on czeka, a ona chce już wrócić do
marzeń i pozwolić piersiom puchnąć nadal.
Usiadłem na
pustaku noszącym ślady jego pracowitej przeszłości w ścianie walących się tuż
obok garaży, przesiąkniętego smarami, smrodem najtańszych papierosów, jakiejś
farby mającej ukryć liszaje. Teraz pije wilgoć brzegu rzeki i poddaje się pieszczocie
traw. Usiadłem i wyciągnąłem w stronę gospodarza reklamówkę. Nie udawał, że się
częstuje. Wziął od razu całą i postawił obok siebie, a pierwsze co mu w ręce
wpadło otworzył z wprawą nie wymagającą angażowania zmysłów. Wódka. Tania i
krzykliwa nalepką. Łyk zrobił większy i powtórzył, jakby popijał. Poszperał we
wnętrzu i papierosy znalazł, więc zapalił od razu, chciwie zaciągając się, bo
smak ten bodajże rzadko mu się trafiał – na ogół skazany był zapewne na
niedopałki i skręty z resztek wyszperanych na przystanku tramwajowym i zawiniętych
w bibułę reklamowej gazetki z „Biedronki”, czy „Żabki”. Palił z namaszczeniem,
jakby to kadzidło oczyszczające duszę było i zatonął cały w meandrach płynnej
mgły sączącej się z nosa i ust, porywanej detalicznym wiatrem nad nurt rzeki,
gdzie rozpływała się bezszelestnie.
Miałem wrażenie,
że zapomniał o mnie, że zatonął we własnej głowie, albo alkohol zwalczył w nim
wolę rozmowy. Monologu – bo przecież ja słowa jednego z siebie nie wydobyłem i
tylko siedziałem na kawałku betonu, wygięty niby pytajnik niecierpliwości
artretyzmem pogięty. Na chybił-trafił sięgnąłem do reklamówki własnej i wyjąłem
piwo chyba, bo też mi się patrzeć nie chciało i otworzyłem je z nieco mniejszą
wprawą, lecz smak schłodzonego napoju kazał mi uśmiechnąć się z wdzięcznością
do pani od nałogów, że pamiętała, w czym zazwyczaj topię melancholię.
Siedzieliśmy, a ja widziałem jego profil, rzucający na pofałdowany nurt cień, na
którym nos znaczył rysę orlim pazurem i niemal powodował własną, prywatną
zmarszczkę polującą na ryby ościeniem. Ani drgnął, kiedy znowu zaczął mówić,
zupełnie tak, jakby honor, umorusany w zakurzonym gównie, utopiony w morzu
bylejakości wypłynął styropianowym spławikiem i odblaskową czerwienią wykrzyczeć
chciał własne istnienie i wartość przekraczającą granice horyzontu i poznania.
- przyjdą… zobaczysz, że przyjdą. Te, które znasz i te
których się zaledwie domyślasz. Przyjdą wszystkie i każde będzie mieć pytań bez
liku, a odpowiedzi wcale. I to ty będziesz musiał odpowiedzieć, albo nie. Nieważne.
I tak przegrasz, bo nie wygrywa się z przyszłością. Przyjdą…
Znowu
pociągnął z flaszki i znowu z tej samej flaszki popił, a kolejny papieros
niczym akapit, niczym koniec rozdziału, zamknął wypowiedź pozostawiając mnie,
jak czytelnika z fabułą wieloznaczną i niedopowiedzianą pośród nocy. Kto uczył
go dramaturgii? Kto smakiem zaraził i instynkty wyostrzył? Siedziałem i żadna
siła mnie nie była w stanie oderwać od końca tej historii i chwała pani od
nałogów, że na bogato siatki zapakowała, bo ja, z już wyschniętym gardłem sięgnąłem
po jeszcze… Skąd wiedziała…? Nie zapytam przecież, ale to tubylec, który żyje
jak ja – od zawsze tutaj i bez szansy na odmianę. Chyba… Bo te piersi rosnące
pod bluzką mogły być nadzieją… Jej nadzieją. Ostatnią deską ratunku…
- najpierw przyjdą te, które znasz z codzienności. I
zaczną pytania zadawać – zachrypiał do mnie nieomal z bólem w rodzonych słowach
– przyjdą i zaczną pytać, nie o to, o co pytają każdego dnia, ale pytać „dlaczego”.
O życie będą pytać, dlaczego takie i dlaczego w ogóle. A potem przyjdą inne –
te adoptowane, bądź nie, których boisz się domyślać, chociaż wiesz, że być może
chodzą po świecie i szukają cię nieświadomie, choćby po to by uderzyć pytaniem
tym samym. I dlaczego ty właśnie, jakbyś był Stwórcą wszechmocnym. Przyjdą te,
o których nie wiesz wcale, ale ich matka wie, że byłeś. Przyjdą bez wyjątku i staną
się sądem ostatecznym, staną się bramą piekieł i szlabanem do nieba. Wszystkie.
Nie naraz. Po kolei zerkną w dno twojej głowy, otworzą czaszkę łomem i wykręcą
mózg, jak mokrą szmatę, a później powieszą na słońcu, żeby najdrobniejszym
cieniem się nie dało przykryć prawdy. Niechby ohydną, ale nawet najbrzydsza prawda
zawiśnie w blasku południa.
Reklamówki
znowu pozbyły się balastu, a trawa wręcz stęknęła kiedy musiała przyjąć ładunek
rzucony beztrosko i bezmyślnie w jej łono. Milczałem, jakbym miał usta zaszyte
magiczną, nierozpuszczalną nicią, a płyny zamieniałem na oddech desperacki, nadal
nie do końca rozumiejąc, jakiej indoktrynacji zostałem poddany i ścieżki
prowadzącej na zewnątrz nie widząc.
- idź już! – powiedział zmęczony nadmiarem słów chyba –
idź, i nie wracaj, dopóki nie przyjdą. A kiedy się pojawią, kiedy poznasz
wszystkie… nie wiem, czy straszyć mam ciebie – ale pod moim drzewem… zmieścisz
się… o jedno tylko proszę, jeśli wolno mi prosić o cokolwiek na świecie właśnie
ciebie… gdyby… gdyby udało się znaleźć odpowiedź… gdybyś choć jednemu ze
szczeniąt wytłumaczył skutecznie dlaczego… powiedz mi proszę, niech nie zdycham
nadaremnie. Bo na mnie już za późno. Takiej rozmowy nie da się powtórzyć, bo
pisklęta nie przyjdą więcej. Niech chociaż dowiem się, jak brzmieć powinny
dobre argumenty… idź już… i życzę ci, żebyś nie miał powodu wracać…
Konia z rzędem dla tego, kto potrafi odpowiedzieć na wszystkie pytania DLACZEGO...
OdpowiedzUsuń... a mama musi...
UsuńCiekawe co byś odpowiedział 3-latce na pytanie- dlaczego lekarstwa nie mają oczu?
Usuńbo wpadają do ciemnego brzuszka i nic by im to nie pomogło - muszą się wkaturlać bez używania wzroku.
UsuńSuper, nie wymyśliłabym tego!
Usuńdziś pytanie - dziś odpowiedź (przy okazji masz z głowy kształt - mają się toczyć, bo tak szybciej dojadą gdzie trzeba i nie potrzebują nóżek)
UsuńNiesamowite spotkanie. Zresztą spotkanie może i jak spotkanie, ale to w jaki sposób, je przedstawiłeś, to jest absolutnie wyjątkowe. Masz niesamowity dar pisania. Słowa wprost lepią się do Twoich dłoni, a Ty z taką łatwością, jakby od niechcenia, umieszczasz je w odpowiednich miejscach.
OdpowiedzUsuńnie każdy bezdomny cierpi na defekty umysłowe. tak samo nie każdy nadużywający alkoholu jest kretynem.
Usuńczasem można spotkać dobrą opowieść - ale tę wymyśliłem.
... wielu wrażliwych mężczyzn miewa takie rozterki?
OdpowiedzUsuńTU nie na temat, a takie tylko skojarzenie...
Odnalazł się zagubiony.
Usuńdziękuję za bluesa
zżarło mi wpis, a rzuciłam pytanie: czy wielu wrażliwych mężczyzn miewa takie dylematy?
OdpowiedzUsuńno i moje skojarzenie (nie, nie na temat, ale...)
https://www.youtube.com/watch?v=KBRu4yx6HBw :)
nie mam pojęcia - nie rozmawiałem z obcymi na taki temat - niby jak?
UsuńDobra, choć wymyślona opowieść, walczy ze stereotypami. Nie warto oceniać zbyt pochopnie
OdpowiedzUsuńoceniać nie zawsze trzeba. warto zauważyć.
UsuńNa wiele pytań "dlaczego" nie odpowiedziałam, na swoje nadal czasem nie otrzymuję odpowiedzi. Bo nie tylko one pytają.
OdpowiedzUsuńdzieci dały żyć bez odpowiedzi?
Usuńczy sprawdzoną metodą napytanie dlaczego odpowiadałaś - a dlaczego nie?
Czasem się udało uniknąć odpowiedzi, czasem musiały poszukać same.
UsuńKiedyś padło pytanie: czy ty musisz mieć zawsze rację? Nie pamiętam co odpowiedziałam.
mamy są niezwykle dzielne i wszechwiedzące - i bardzo dobrze, autorytet pomaga przeforsować wychowanie.
Usuńlubię trudne pytania bo mieszkają we mnie długo, choćbym od ręki najgłupszej odpowiedzi udzielił. Teraz na gorąco wydaje mi się, że znakomita odpowiedzią byłoby - chciałabym... i tobie życzę żebyś w dorosłości sobie radę z tym pytaniem dało.
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuńDziś mam skojarzenia eschatologiczne - pewnie ze zmęczenia:):
"Nie wierzysz w siebie większego od siebie
w śmierć mniejszą od śmierci
w to że można zachorować na grzech
w to że samotność jest zła jeżeli się przed nią ucieka
w to ze czas krzyczy na całe gardło ale go nie słyszysz albo udajesz
Greka
siedzisz smutny jak Stańczyk w Hołdzie pruskim oparty na flecie
nie wierzysz w nic
ale dlaczego się boisz"
(Jan Twardowski "Dlaczego")
Pozdrawiam:)
kolejne dlaczego. jakby tych z treści było za mało.
Usuńi dobrze - niech się tłoczą niby sardynki w puszce.