Nie chciałem ciebie spotkać.
Wcale nie chciałem, ale przecież, kiedy cię zobaczyłem i zobaczyłem ich, a
potem zobaczyłem twoje oczy… nie potrafiłem zmusić się do obojętności, do braku
zauważenia. Bałem się, nawet bardzo, bo oni… wiesz… nie wchodzi się między
walczące koguty, kiedy ich łup o krok. A ja musiałem wejść i złapać cię za rękę
i zabrać im sprzed nosa ciebie, pijaną, rozmazaną, porozpinaną do granic wulgarności,
w której co śmielsi już zaczynali poszukiwać skarbów i spełnienia nie bacząc na
otoczenie.
Wzrok miałaś doskonale
nieobecny, uporczywie przeszukujący krawędzie kosmosu zbyt odległe nawet dla
światła, wilgotnym wzrokiem malowałaś nadzieję na twarzach spoconych pożądaniem
i wódką. Twoja bluzka miała rozpięte o trzy guziki za wiele, przez co piersi
nie były już domysłem skrytym za półprzeźroczystością czerni, lecz faktem
oddychającym powietrzem przesyconym cudzymi emocjami i odkładającymi się
wilgocią bezpośrednio na nich. Usta, równie nieobecne, miałaś rozchylone i
dzielące porcje powietrza na drobne kęsy w drżeniu zbyt dyskretnym do
zauważenia, szczególnie, że językiem sprawdzałaś, czy na wargach pozostał
jeszcze smak wódki. Włosy dostosowały się do twojego wyglądu i zwiedzały
najbliższą okolicę bez skrępowania i jakiegokolwiek porządku.
Muzyka, zbyt głośna, żeby w
niej można było odszukać wołanie o pomoc, uderzała zmysły stłumione alkoholem i
mobilizowała do coraz śmielszych poczynań. Patrzyłem na dłonie pojawiające się
coraz śmielej na twoich udach, pośladkach, biodrach – jak macki ośmiornicy, jak
głód natury, która dostrzegła jedzenie i nie pozwoli się mu zmarnować i zgnić zanim
nie zostanie wielokrotnie strawione przez wszystkich chętnych.
Wyciągnąłem rękę w ten
gąszcz pożądania i błagam – nie proś, abym własne słowa powtórzył, bo tego nie
zrobię. Niech ci wystarczy, że musiałem mówić słowa im zrozumiałe, żebym zyskał
pięć sekund na wyszarpnięcie cię z kręgu wyprężonych członków i pokazał im
plecy. W umysłach opanowanych przez wódkę procesy myślowe biegną wolniej i większymi
meandrami, więc się udało. Parę „pieszczotliwych” kopniaków, wiązanki tak
soczyste, że nawet wodne lilie nie dysponują zbliżoną wilgotnością i już. Koszula
nie wytrzymała naporu zaciskającej się pięści i pękła kiedy się odwracałem, a
groszki guzików rozsypały się po chodniku. Jeśli chcesz, to pójdziemy tam
jutro-pojutrze i pośmiejemy się z nich. Pewnie jeszcze będą tam gdzieś leżały.
Dobrze, że tylko one.
Taksówkarz usiłował
protestować widząc, jak łamiesz obcasy szpilek, kiedy ciągnąłem cię z determinacją
boleśnie w zębach zaciśniętą, ale kiedy zobaczył mój wzrok poddał się i zmiękł.
Nie pozwoliłbym mu nas zostawić na łaskę tej tłuszczy. Wygryzłbym mu krtań,
albo wątrobę. Chichotałaś. Tak strasznie głupio chichotałaś, zanosząc się śmiechem,
w oddechu pociętym skurczami przepony, że chciałem zamknąć ci usta ręką, bo ów
kierowca znowu zaczął ze strachem spoglądać w lusterko. A chociaż napiwek
dostał większy, niż wartość kursu, to przecież nie odmówił sobie na odjezdne
paru przaśnych epitetów w naszą stronę.
A teraz stoisz oparta o moją
ścianę, spocona, śmierdząca, nieobecna. Patrzysz wzorkiem, przy którym martwa
natura wydaje się okazem zdrowia. Stoisz i palisz papierosa za papierosem, a
niedopałki wdeptujesz w mój dywan. Patrzę na ciebie i klnę samego siebie za
moją własną głupotę, bo mogłem ci je zabrać, a teraz już się nie da, bo paczka
w zaciśniętych dłoniach uzbrojonych w szpony krwią chyba zabarwione tak
intensywną czerwienią świecące. Stoisz bosa, bo w drzwiach machnęłaś nogami, strącając z
nich połamane buty. Szukam na twojej twarzy cienia bólu, kiedy piętą gasisz
kolejny niedopałek. Rajstopy wciąż bogatsze w stada czarnych dziur… znowu się śmiejesz ochrypłym głosem i o wódkę
prosisz… dziwne – prosisz, a nie wykrzykujesz pijanych poleceń…
Więc zrozumiałaś już? Wróciłaś
wystarczająco, żeby skojarzyć ostatnią godzinę? Tak! Widzę to niestety. Zrozumiałaś
i ze strachu nie wytrzymał pęcherz. Rajstopy intensywnie nabierają wilgoci i
sprowadzają ją poprzez poparzone stopy w otchłań dywanu – i tak już na straty,
więc wzruszam ramionami, a wilgoć zaczyna opuszczać cię również oczami. Nadal nieruchomymi
i odległymi, ale łzy rzeźbią drogę w dół pośród resztek makijażu i płyną brodą,
aż pod wpływem drżenia i szlochu odrywają się i toną gdzieś w staniku, bo bluzkę
wciąż masz rozpiętą ponad każde pojęcie braku pruderii. Znowu prosisz mnie
szeptem o wódkę, ale nie mam nic mocniejszego, a nawet gdyby, to i tak nie
dostałabyś dzisiaj. Ściana za twoimi plecami powinna już się pochylić, tak mocno się w
nią wtulasz, a kiedy powiedziałem, żebyś się wreszcie rozebrała i umyła, to wyglądałaś
jak koncentrat przerażenia. Unieruchomiony, trzymany w pionie ścianą, płaczący
i bezradny.
Przyniosłem mokry ręcznik i
szlafrok gruby, żebyś się chociaż tak otarła z tego wieczora nim spać cię
położę, a ty szorowałaś ciało, jakbyś chciała zedrzeć skórę do kości. Wyszedłem
do kuchni, żebyś nie patrzyła już na mnie ze strachem zaszczutego zwierzątka,
żebyś poczuła zapach normalności, oazę, chwilę w której świat potrafi być normalny.
Słyszałem z kuchni twój płacz zanoszący się spazmami, a kiedy wróciłem z kawy
filiżanką spałaś na kanapie kocem szorstkim przykryta i tym szlafrokiem
zaciśniętym kurczowo w dłoniach, jakby miał cię chronić noc całą, albo i całe
życie. Ciało nadal drżało przerażeniem, ale spało. Pijane, zmaltretowane nie
tylko wyobraźnią. Jutro wstanie innym ciałem, niż to, które wstawało dzisiaj. Już
na zawsze. Majtki zasikane strachem nadal drżały na dywanie, pośród
niedopałków i połamanych butów – tego obrazu również zapomnieć się nie da.
Bardzo prozaiczny , wręcz fizjologiczny obraz, ale nadal malowany dobra kreską.
OdpowiedzUsuńNikła jest granica między bohaterstwem a głupotą ...
to może tak - zerknij na obrazek i posłuchaj muzyki w trakcie czytania.
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=5ElJFXNnLMA
zobaczyłem i pisałem słuchając
Nie wskazałabym tego zdjęcia po przeczytaniu Twojego opisu, inne skojarzenia...
Usuńa mnie natchnęło tak właśnie - patrzyłem i ten obrazek mnie niepokoił. ta nieobecność i ten papieros plus dekolt daleki od oficjalnych spotkań. a do tego muzyka i napisałem to co czytałaś słuchając w kółko, a kiedy gubiłem wątek, to patrzyłem na obrazek i pisałem dalej. szybciutko mi poszło.
UsuńDochodzę do wniosku, że strasznie dużo w Twoich tekstach patologii. Skąd to dziwne zainteresowanie?
OdpowiedzUsuńno proszę - natura. cywilizacja wydaje się dość stateczna i nudnawa. a odpryski mogą być tłem kosmicznych emocji. może otoczenie troszkę pomaga mi dostrzec te stany patologiczne i zmusza do nauki, ja się pośród nich poruszać?
UsuńWolę nie poruszać się wśród patologii, omijam je szerokim łukiem.
Usuńmam z chałupy uciekać? taka okolica, że patologia sama do mnie zagląda - z podwórka, na chodniku, w sklepie. ona jest wrośnięta w okolicę bardzo solidnymi korzonkami
UsuńOjj...
UsuńPaskudnie.
Ale przynajmniej mam odpowiedź na moje pytanie o dziwne zainteresowania.
to nie zainteresowania - to codzienność
UsuńNo tak, ale żeby wciąż pisać o czymś, trzeba to w jakimś sensie lubić.
Usuńlubię pisać - to mi wystarcza. świat dostarcza obrazków, a ja nie grymaszę.
UsuńPewnie jestem grymaśna, bo mnie płeć determinuje.
Usuńo Twoich determinantach wiem na pewno mniej od Ciebie.
Usuńgrymaś, skoro potrzebujesz.
Grymaszę! Na całego.
Usuńmoże przyjdzie czas na inne wrażenia po lekturze.
Usuńa głos?
OdpowiedzUsuńzapamiętałeś jej głos?
mam wrażenie (jak każdy pyszałek), że poznałbym.
UsuńDlatego nie przepadam za alkoholem - czyni z ludzi bezwolne kukły.
OdpowiedzUsuńGdyby ta kobieta moją była, pewnie bym się poświęciła, by ją ratować. Na nieswoją nie kiwnęłabym nawet palcem. Każdy żyje, jak chce, nawet jeśli przepija mózg, rozpinając przy tym zbyt wiele guzików.... ;)
gdyby była Twoją, to nie byłaby tam, gdzie była.
UsuńSkąd wiesz? Może nie wiesz, co drzemie w ludziach?
OdpowiedzUsuńzapewne tak jest jak piszesz.
Usuńale zakładam, że Twoja kobieta byłaby z Tobą, albo wcale.
więc w podobnej sytuacji nie znalazłaby się.
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuńSkojarzeń wiele: Brecht, Lorca, Rilke, ale pojedziemy swojsko - Grochowiakiem:):
"Wolę brzydotę
Jest bliżej krwiobiegu
Słów gdy prześwietlać
Je i udręczać
Ona ukleja najbogatsze formy
Ratuje kopciem
Ściany kostnicowe
W zziębłość posągów
Wkłada zapach mysi
Są bo na świecie ludzie tak wymyci
Że gdy przechodzą
Nawet pies nie warknie
Choć ani święci
Ani są też cisi
("Czyści")
Pozdrawiam:)
a jedźcie, jedźcie - przyglądam się z podziwem.
Usuń