Dwie starsze panie zamówiły w paśniku pejzaż, a potem z
widoczną satysfakcją pochłaniały kolorową łąkę ze wspólnego talerza. Jak
strasznie żałuję, że nie udało się podejrzeć, czy machały nóżkami pod
stolikiem. Sąsiadka samotnie zawstydzała kościelne wieże strzelistością swoich
nóg, zmierzając zaułkiem wzdłuż ceglanego muru do bliżej mi nieznanej
przyszłości, a jej uśmiech w odpowiedzi na życzenie dobrego dnia trochę
rozjaśnił mono kolor jej stroju. Jakiś pan usiłował zakonserwować frontową elewację
dworca kolejowego własnym moczem i on również ze swojego wyboru wyraźnie był
zadowolony. Za to podobnych, pozytywnych emocji nie odnalazłem w sylwetce
malarza – tak sądzę, bo dżinsy miał pochlapane abstrakcją kapiącą z wałka, czy
ławkowca – stał na krawężniku z zamglonym wzrokiem i dłonią uzbrojoną w papierosa
usiłował uspokoić świat. Świat miał go w pogardzie, a poza tym był spokojny,
jak na godziny szczytu komunikacyjnego i pod żadnym pozorem nie zamierzał
zwalniać. Minęła mnie młodziutka pani w za dużych okularach (kobiety chyba mają
bardzo ustabilizowane poglądy w kwestii wyboru szkieł – bardzo duże, większe
niż niezbędne i kształt również jak z jednej matrycy) i pachniała gorącą,
dobrze posłodzoną pomarańczą. Szedłem przeciwnie niż pies gończy czepiając się rozpływających
się resztek aromatu i kierowałem się w jej przeszłość nieodległą, aż mój
zachwyt powstrzymany został przez ruch samochodowy. I tą panią, co niosąc dużą lecz
szczupłą torebkę na ramieniu, dłoń obciążyła kilogramem cukru. Nie zapytałem
jej, co trzeba nieść w takiej dużej torbie, żeby cukier mógł temu czemuś
zaszkodzić i wymyśliłem, że to zapewne paleta jaj rozsypana na mniejsze porcje,
ale pani emocjonalnie rozczochrana powstrzymała mój słowotok stwierdzeniem, że
pojęcia nie mam o zawartościach torebek damskich i specyfice ich wypełniania. W
każdym bądź razie moja świadomość wzrosła wystarczająco, żebym już nie
domniemywał pochopnie na widok niesionej w rączce zziębniętej jakiegoś prozaicznego
cukru. Może i szkoda, bo zapowiadało się intrygująco…
Witaj,nie ulega wątpliwości, że potrafisz myśleć, wyrażać się i pisać o rzeczach "podniesionych(zaobserwowanych na) z chodnika" w sposób intrygujący. Twoje lustro będzie chyba pierwszym, które polubię. Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku.
OdpowiedzUsuństaram się nie narzucać.
Usuńusiłuję robić, co lubię.
i mam marzenia - napisać coś, co obudzi do życia pozostałe zmysły - czytanie okiem, to dla mnie za mało - chcę czytania nawet tymi zmysłami, które jeszcze nienazwane.
jeśli znalazłaś tu fragment swoich poszukiwań - miło mi niezmiernie - nic na siłę, w końcu to tylko blog, a nie kamieniołom...
Może ten cukier był niesiony dla równowagi tylko?
OdpowiedzUsuńw jednej ręce? to raczej rozstraja równowagę...
UsuńCukier zbyt prozaiczny by do torebki pełnej skarbów go chować...
OdpowiedzUsuńto przypominałoby powiedzenie, że na złość babci nogę sobie złamał - zimno było i rączka aż biała od tego noszenia.
UsuńCo chcesz, czego się nie robi dla mody, lepiej rękę odmrozić niż torbę zdeformować...
Usuńja zostałem już pouczony, że na torebkach damskich, to się nie znam i się nie poznam, żebym lepiej dał spokój, bo to wiedza tajemna, dostępna tylko jednej płci, a te moje dygresje, to można włożyć gdzieś, gdzie będą sobie cichuteńko trwały i kurzyły się aż wyblakną.
Usuń