czwartek, 4 stycznia 2018

Wieczny strój.

W wiklinowym fotelu na biegunach kolebię własne ciało, a mgła wspomnień przepływa pomiędzy uszami watą miękką i ciepłą, taką, która rozleniwia i wszelki pośpiech skazuje na potępienie. Świat płynie wokół mnie równie niespiesznie i uczciwie wypełniają się minuty, czy godziny, aby dzień mógł uzasadnić swoją obecność w kalendarzu tego roku. Siedzę i kolebiąc się patrzę, jak chodnikiem spacerują ludzie, wymieniając słowa życzliwe, bądź gniewne, dotykając się wzrokiem i słuchem, a czasem nawet węchem, jeżeli idący posiada na wyposażeniu zmysł powonienia wystarczający do dyskusji.

Szukałem w głowie początku tej całej historii, która dzisiaj stała się normą i codziennością, chociaż wydawało się, że niemożliwą do osiągnięcia, bo tabu i cywilizacyjne normy niczym gorset, skrupulatnie i bardzo dokładnie zasznurowany, opinał nawet myśl, że cokolwiek można byłoby zmienić. Przecież żyłem w świecie, w którym odsłonięta pierś na ekranie telewizora dozwolona była wyłącznie dla osób pełnoletnich, lub takich, których żywot mierzony był co najwyżej w miesiącach.

Zaczęło się jak zwykle – od plotek i domniemywań, jakichś nadinterpretacji i frywolnych żarcików, bo śmiać się cudzym kosztem jest tak łatwo. Gdyby nie Internet, zapewne świat zostałby zaskoczony o wiele później, przez co jeszcze dotkliwiej, jeśli można bieżącą sytuację objąć gradacją zdumienia. Dopóki wypadki przytrafiały się (tak to umownie nazwijmy) osobom żyjącym z popularności w wirtualnym świecie, cała sprawa traktowana była powierzchownie i z domyślnym uśmieszkiem, że kolejny „zapominalski” pozwolił się sfotografować przez paparazzi mniej lub bardziej udanie okazując zdumienie. Ploteczki okrążały ziemię wzbogacając się w komentarze coraz bardziej ironiczne, wulgarne i zapewne świat przeszedłby nad całą historią jakoś pobłażliwie, albo wręcz przeciwnie – zamykając dla przykładu w zakładach psychiatrycznych co bardziej ekscentrycznych „zapominalskich”.

Kiedy jednak okazało się, że podobne przypadki dotykają również zupełnie anonimowe osoby spoza targowiska próżności, a także osoby pozostające poza podejrzeniami o jednodniowe fascynacje, które miały oszołomić ekstrawagancją nieświadomych i żądnych sensacji zjadaczy chleba sprawą zajęła się nauka. Na szczęście nauka, a nie polityka, bo ta wyalienowana od społeczeństwa tak bardzo, że dopóki sama nie została dotknięta owym pandemonium nie uwierzyłaby nikomu, bez względu na polityczne wiatry i przekonania. Ba! Nawet została dotknięta, lecz bezwładność koalicjantów wobec zjednoczonej opozycji paraliżowała działania, które mogłyby przynieść coś więcej, niż parlamentarną burdę. Co robić, kiedy przychodzi żyć pośród ludzi, dla których słowo jest wyłącznie orężem, a jeńców nikt brać nie zamierza, ewentualnie dezerterów w celach marketingowych.

Z nauką problem jest wręcz przeciwny, niż z polityką – zamiast deklaracji, słów napuszonych i wielkich, pełnych wartości brzegowych i zapewnień, że zawsze, że nigdy, nauka stąpa po kruchuteńkim lodzie zapewniając nieodmiennie, że przyjdzie czas, kiedy rozwiązanie zaszczyci świat własną obecnością i może nawet dygnie zalotnie w kierunku spragnionej widowni. Zbieranie dowodów, odsiewanie faktów od mitów, analiza, tabelaryzacja, te wszystkie procesy i procedury rozpoznawcze… I to czekanie na wyciągnięty palec Szwedzkiej Akademii słusznie unieśmiertelniającej na bieżąco, czyli za późno, bogato potwierdzone odkrywcze teorie…

Trwało. A w tym czasie masa dowodowa rosła i przypadki z unikalnych zaczęły być przewidywalnie powtarzalne. Znikała odzież ze świata i to nie ta schowana w fabrykach, czy szufladach domowych, lecz ta, którą ludzie zdążyli założyć na siebie jakby ogrzana ludzkim ciałem stanowiła nieodpartą pokusę dla nieznanego sprawcy. Epidemia wręcz jakaś, na globalną skalę i to nie w odległej Afryce, czy Australii, gdzie kryteria odzieżowe można traktować po macoszemu z powodów zarówno klimatycznych, jak i terytorialnych – małe zaludnienie i wielkie odległości, przy stosunkowo niskim poziomie inwigilacji społecznej mogło problem tekstylny pominąć, jako niegodny uwagi i zrozumiały. Ale tu? W Europie, gdzie obrazą majestatu być mógł nawet nieodpowiedni kolor krawata, a debaty społeczne na temat długości spódniczek, czy skarpet na oficjalnych rautach rozmaitego szczebla stanowiły przedmioty przewodów doktorskich? W pełni demokratycznie, choć jeszcze selektywnie znikać poczęły tekstylia od stóp po głowy i nawet parasoli nie oszczędzały, kiedy już doszło do ataku na jednostkę odzianą. Do bezwzględnej nagości, ku rozpaczy i zawstydzeniu zaatakowanej jednostki, której pod czaszką, w bólach upokorzenia rodziło się rozpaczliwe pytanie: „dlaczego ja?”.

Zbrojna w granty, dotacje i błogosławieństwo wszystkich proroków świata, nauka przypuściła zmasowany atak na niezbadane i przynoszące tak wiele skrajnych emocji zjawisko. A zjawisko – cóż – miało się dobrze i kwitło w najlepsze, a zmasowane, dywanowe naloty na miejscowości mnożyły się i o żadnym kryciu się po kątach mowy już nie było. Iluż to nieszczęśników płci wszelakiej wracało w domowe pielesze, skrywając odartą z odzieży figurę za gazetą pospiesznie kupioną (??? raczej wyżebraną w kiosku a ‘konto przyszłości dobrosąsiedzkiej), czy reklamówką. Ludzie wychodząc z domu niemalże zamiast zegarków, czy telefonów zaczęli nosić pod ręką plastikowe worki, z których można było ad hoc ręcznie wykroić pelerynkę, spódniczkę, czy biustonosz ekstrawagancki i pod taką firanką uciekać przed wzrokiem gawiedzi w zacisze prywatnych sypialni. Owszem, na liczność populacji w miejscach publicznych wpływ był pozytywny, jednak mnogość stresu nie rekompensowała społecznej, sterowanej massmediami satysfakcji, a rząd, nierząd i samorząd wyklinane były pod każdą szerokością geograficzną.

A tymczasem przypadki mnożyły się niczym szkarlatyna w żłobkach, kiedy już pierwszy osobnik zdoła ją donieść w krąg wzajemnej adoracji. Ludzie kryli się po wnętrzach samochodów i stosowali wciąż wymyślniejsze sposoby ukrywania nagłej i niespodziewanej nagości. Bramy pełne były przekleństw tak soczystych i żarliwych, że mógłby zawstydzić proletariat pod budką z piwem w najbardziej zakazanej dzielnicy najbrudniejszego z miast. Po przypadkach pojedynczych, rzadkich skala zjawiska zaczęła namnażać się lawinowo i obejmować populacje zatłoczonych, tramwajowych wagonów, czy kin w galeriach handlowych. Co bardziej pruderyjni łamali sobie głowę, jak dwiema dłońmi zakryć wszystko, co ich zdaniem nie powinno światła dziennego oglądać, a z czego zrezygnować. Inni w desperacji zasłaniali oczy, jakby przez to ich nagość stawała się niewidzialna, przeźroczysta i anonimowa. I jeszcze ten bilon sypiący się z już nieistniejących kieszeni wesolutkim dźwiękiem budził otoczenie pokusą wzbogacenia, bo przecież jej dotychczasowy właściciel zajęty był obmyślaniem strategii wyjścia nie tylko z twarzą, ale bez rumieńców wstydu zwielokrotnionego pazerną sensacji publiką.

Wobec rosnącej skali już nikt obojętnym zostać nie mógł, a wiadomości medialne zdominował temat winowajcy. Pośród plotek i hipotez fantastycznych nawet opieszała na ogół nauka dostała furii i ostatecznie objawiła własne stanowisko, jeszcze nie dopracowane, trochę jakby w szlafroku ad hoc zarzuconym, ale jednak. Otóż – robal! Zwykły, o ile można tak nazwać coś, co potrafiło zmienić oblicze ludzkości przeciągu policzalnych miesięcy – robal, który stanowił coś na kształt zaprzeczenia, czy też negatywu larwy jedwabnika – taka antymateria ożywiona, która zamiast tworzyć, to unicestwia i niestety nie poprzestaje na jedwabiu, a nie gardzi żadną nicią – nawet ze sztucznych tworzyw. Rozmnażanie (wciąż pozostające na etapie hipotez z sugestią, że podobne komarzym zalotom) na czczo jest wykluczone, a dopiero sytość osobników doprowadza ich organizmy do stanu permanentnego podniecenia i spontanicznej kopulacji rozsiewczej i pozbawionej jakichkolwiek ograniczeń. Nie wiadomo skąd pochodzi, w ogóle nie wiadomo nic, poza tym, że jest i to bardzo owej kopulacji spragniony nieomal od poczęcia, a mnoży się tak, że króliki mogą pokręcić tylko uszastymi główkami z podziwem, jeśli je stać na podziw w obliczu tej tajemniczej szarańczy przemierzającej świat tekstylny ku jego utrapieniu i anihilacji. Wiadomo, im mniejszy drobiazg, tym liczniejsze zarodniki, brzemienna ikra rozsiana dla przetrwania gatunku w najbardziej nawet niesprzyjających warunkach. Wobec braku stwierdzonych wrogów naturalnych, bądź wręcz nienaturalnych, robaczek dokarmiany miliardami niechętnych dawców zdominował środowisko naczelnych i czuł się w nim dosłownie „błogo spełnionym”.

Wreszcie co bardziej zdesperowani machnęli ręką, bo kto to widział, żeby cena bielizny kształtowała się na poziomie cenowym telewizorów, czy komputerów, na dodatek bez żadnej gwarancji, czy też robaloodporności. Sprzedawana w metalowych, hermetycznie zamykanych kasetach, żeby chociaż dotrwała do inauguracji na pupach klientów, zanim w niwecz się obrócą pochłonięte żarłocznością rosnącego stada. Nie czekając na wyroki naukowe, na szarżę kawaleryjską, czy ocean napalmu wynieśli w końcu nieobleczone ciała na powietrze i oddali je słońcu w eksplorację nieskrępowaną. Wytworne panie pozbawione odzieży, ale nie dumy paradowały kręcąc bioderkami, a noskami podpierały wesołe chmury spacerujące po widnokręgu i okrywające cieniem co bardziej spocone osobistości. Panowie dziarsko i śmiesznie posuwali się krokiem w rytm prywatnego metronomu zawieszonego w pół wysokości i aż dziw, że szli bezdźwięcznie. Chwilowe, masowe skrępowanie, podnieta skrywanym skrupulatnie ciałem teraz uwolnionym spowszechniało dość szybko i przestało być sensacją, a stało się normą – poniekąd wygodną i bezobsługową.

Fryzjerzy zaledwie się domyślali, że ich usługi za czas niedługi staną się raczej fanaberią, niż usługą, usiłowali korzystając z talentów twórczych oferować bieliznę jednorazową papierową, która bezpieczną być mogła przed zakusami tajemniczego planktonu, jednak jej niedostatki i rosnące liczebnie stado odważnych, dla których papierowe tutki nadawały się wyłącznie na popcorn czy garść śliwek, a nie jako galanteria intymna. Czas cierpliwie wykorzystywał swoją chwilę i okrywał ciała zarostem, który nie był już tak skwapliwie usuwany, wypalany, wyszarpywany, bądź cięty. Teraz każdy włos stawał się ekologiczną odzieżą o bardzo długim terminie użyteczności.

W końcu – sukces! Nauka zmieliła zaledwie pojedyncze lata na badanie zjawiska, a rozwiązanie samo nadeszło nie wiadomo skąd. Liczebność tej wygłodzonej tłuszczy, nieustannie odtwarzającej się czeredy wyraźnie się kurczyła i tendencja owa wykreślnie zdawała się zmierzać w stronę autodestrukcji, za co chwała niech będzie statystyce, albo dowolnemu z panteonu minionych teoretyków ewolucji. Dopiero głosu cynika trzeba było, żeby zauważył i publicznie wygłosił prawdę zbyt niewygodną, żeby nią poplamić ogłoszony sukces – robal rozmnażał się mniej chętnie z głodu. Zamiast radośnie kopulować snuły się jednostki i tryliony głodujących, a pośród tej wiosny ludów coraz rzadziej można było uświadczyć uśmiech sytego przewodu pokarmowego. Co bardziej buńczuczni grzmieli nagością z ambon, że teraz, że renesans, że chińskie fabryki i sztuczne włókna, zakłady chemiczne i manufaktury, że przemysł wojenny przestawić i uzbroić od nowa, a projektanci niech ostrzą zmysły, bo dizajn, bo klientów rzesza nieprzebrana i stęskniona i ekonomia i gospodarka, polityka i wszechświat, to mało, bo tu i teraz, na cmentarzysku robala można zbić kapitał i odtworzyć… jeszcze chwilę poczekać, pozwolić zdechnąć ostatnim płodnym egzemplarzom, dać się postarzeć poza granice zdolności rozrodczych i rozmazać po ścianach historii owego robala, oby pozostał gehenną historyczną wyłącznie.


W tym czasie jednak po ulicach chodzili już ludzie odziani we własne włosy, rosnące bezgłośnie każdej chwili, kryjące opaloną skórę, potrafiącą żyć w doskonałej harmonii z wiatrem i wilgocią. Szatą idealną, nieprzemakalną, mocną i nieomal niezniszczalną. Dożywotnią można śmiało powiedzieć i pasującą wręcz idealnie. Jedyny strój dobry na każdą okazję, który do końca życia się nie znudzi i wiecznie modnym będzie.

38 komentarzy:

  1. Ale wizja! Niech Cię dunder świśnie! Szczerze powiedziawszy, nie potrzeba robala, ludziska sami z siebie swoją intymność i nagość wystawiają na widok publiczny, publikują w necie nagie fotki swoje, czasem ze złości wrzucą nagie fotki byłej lub byłego, albo filmiki niemal pornograficzne z byłym lub byłą - tak dla jaj (tylko czy do śmiechu jest tej byłej / byłemu? Raczej nie). Golizna obecna wszędzie - na reklamach, w kalendarzach, w filmach, w necie. To robal, który infekuje ludzkie mózgi i pozbawia uczucia wstydu, przyzwoitości i skromności. Teraz wszystko jest na sprzedaż.

    OdpowiedzUsuń
  2. ja jestem fanem ciała - ktoś kto wyposażył człowieka w ów organizm to była łebska istota i powinna Nobla dostać w każdej możliwej konkurencji - to rzecz skończona i niepoprawialna - lepiej się zapewne nie da.
    nagość, która powinna być naturalna jest nienaturalna, na dodatek dozwolona wyłącznie dla dorosłych, za to morderstwa na filmach można chyba od dwunastu lat... ech... nie chce mi się mnożyć przykładów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, z tym się zgadzam, że przemoc dostępna dla każdego o każdej porze dnia i nocy, a kawałek gołego cycka tylko po 23:00 - to dotyczy telewizji, która zresztą ma taki przycisk, że można ją wyłączyć, jeśli ktoś nie chce czegoś oglądać. Ale nie widzę większego sensu wklejania do reklamy opon, gwoździ czy wiertarki roznegliżowanych panienek w niewybrednych pozach i umieszczanie tego na bilboardach, by nie można było od tego uciec. Nie będziesz przecież prowadzić samochodu z zamkniętymi oczami. Owszem nagość we własnej przestrzeni, we własnej intymności, czy na plaży nudystów, gdzie wszyscy są nadzy - proszę bardzo. Ale nie golizna wyskakująca zewsząd w najmniej oczekiwanych momentach, często wręcz wulgarna i nieestetyczna. Mam prawo tego nie chcieć. A umieszczanie w necie nagich filmików i fotek bez zgody zainteresowanego, to już łamanie prawa i o tym był mój komentarz.

      Usuń
    2. upubliczniać siłą cudzą intymność, to już jest barbarzyństwo, świństwo i przestępstwo.
      a nagie ciała na afiszach? a niech ich będzie więcej nawet niż mieszkańców - może latem zaczniemy wtedy chodzić na golasa, bo tak wygodniej i zdrowiej.

      Usuń
    3. Jasne. Nadzy urzędnicy w urzędach, my nadzy w pracy, nagie dzieci w szkołach. Zagwarantujesz, że nie będzie złośliwych komentarzy na temat ciał dalekich od ideału bądź seksualnych podtekstów na temat ciał idealnych? Zagwarantujesz, że każdy skupi się na swojej pracy, nauce, a nie na cudzej nagości? Ja sobie czegoś takiego nie wyobrażam. Lubię nagość w pewnych sytuacjach i moją własną i mojego mężczyzny, nie zakrywam ciała bez potrzeby, jeśli nie muszę. Nie jestem pruderyjna. Ale na wszystko jest czas i miejsce. Nagość sama w sobie nie jest oczywiście niczym złym, jest naturalna, ale w wielu kontekstach nie do przyjęcia. A czy nago zdrowiej? No nie do końca. Siadanie nagim tyłkiem na różnych powierzchniach nie zawsze czystych, wystawianie godzinami nagiego ciała na słońce, czy przebywanie nago w nieogrzanych pomieszczeniach... Jeśli ktoś lubi...

      Usuń
    4. nie martw się - może negatyw jedwabnika wybierze inne światy do zaspokajania głodu.
      gwarancje? ja za miliony? nie jestem mesjaszem - jednak dawno temu już tak było - kto wie, czy historia nie zatoczy się po wypłacie i nie legnie gdzieś obok własnego wspomnienia?

      Usuń
    5. Przyznam, że za tym nie tęsknię. Nagość jest ekscytująca i piękna w pewnych sytuacjach. Nie chcę, żeby mi spowszedniała. Nie mam chęci oglądać zaniedbanych, tłustych, spoconych, wynaturzonych ludzkich ciał, których kiedyś było raczej niewiele, bo w epoce człowieka pierwotnego raczej wszyscy byli szczupli, żyli raczej krótko, więc mało komu coś obwisało ze starości, a i tak już wtedy przyodziewali się w skóry. Nie wyobrażam sobie nagiego świata na co dzień i w codziennych sytuacjach. Jedyny dopuszczalny w moim mniemaniu i dostępny dla wszystkich chętnych - to plaża nudystów.

      Usuń
    6. może mam szerszą wyobraźnię. wydaje mi się, że przyzwyczailibyśmy się (jako ludzkość) do widoku i nie wzbudzałby emocji - pierwsze pokolenie miałoby problem, a drugie już nie.

      Usuń
  3. Wcale nie dałabym głowy za to, czy pewnego dnia tak się nie stanie. I nie będzie to jakaś kolejna rewolucja cywilizacyjna, lecz powrót do przeszłości, do jaskiń, na drzewa... Już dziś ludzkość robi, co może, żeby się uwstecznić. Z jednej strony dysponuje niesłychanymi technologiami, z drugiej - zdaje się na nie, zwalniając od obowiązków mózg i sumienie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do zobaczenia na drzewie - może się poiskamy w ramach kolaboracji?

      Usuń
    2. Na pewno! O ile wcześniej nie dasz mi w łeb maczugą. To tak w ramach zalotów.

      Usuń
    3. przyjaciół na gałęzi nie traktuje się maczugą - z kimś trzeba się czochrać, albo iść na polowanie - w masie siła

      Usuń
    4. Ja będę troglodytką niepolującą.

      Usuń
    5. rozumiem... listki, korzonki, nasionka i owoce...
      cóż - surówki też są potrzebne, bo inaczej szkorbut

      Usuń
    6. Za to włos mam bujny i gęsty, to w razie epoki lodowcowej nie będę marznąć.

      Usuń
    7. kryptoreklama? chyba już zacznę trenować z tomahawkiem i te... iskry krzesać na kamieniach...

      Usuń
    8. Niekoniecznie reklama, bo każdy kij ma dwa końce. W razie globalnego ocieplenia będę konać z gorąca. Fakt, tomahawk może się wówczas przydać... do strzyżenia.

      Usuń
    9. to idę się zbroić.
      jak spotkasz robala, to uprzedź mnie...

      Usuń
    10. tego, żrącego nitki

      Usuń
    11. Nie sądzę wszakże, żeby miał zeżreć moje owłosienie, w końcu ja nie jedwabnik.

      Usuń
    12. coś kręcisz. nie każę Ci jeść sierści przecież, tym bardziej własnej - prosiłem o info, gdybyś robala spotkała w trakcie "zbiorów".

      Usuń
    13. Niczego nie kręcę - jedwabniki nie jadają nitek, lecz je produkują. Robale jadające to mole przecież.

      Usuń
    14. popatrz... a ja nie zgadłem... sztuczne też żrą?

      Usuń
    15. Nie wiem - nie mam sztucznych włosów...

      Usuń
    16. materiały przecież... o materiały pytałem, czy mole żrą coś poza wełną

      Usuń
    17. Coś żrą. Generalnie wszystko naturalne, niektóre sztuczne podobno też, ale tego nie wiem na pewno. No i są mole spożywcze, które żrą kasze, ryże, mąki itp. Nie chcesz chyba mordować niewinnych zwierzątek tomahawkiem? Ileż one tego zjedzą... Wystarczy i dla nich, i dla nas.

      Usuń
    18. ja ich do celów literackich potrzebuję.
      owe mole, to jakieś takie ćmy-miniaturki - absolutnie niespożywcze

      Usuń
    19. Jeśli do celów literackich, to jesteś usprawiedliwiony.

      Usuń
  4. Najgorzej będą mieli ci z nas, którym włosy słabo lub wcale nie rosną lub są tak marne, ze niewiele przykryją :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba że będzie globalne ocieplenie.

      Usuń
    2. Wtedy ja będę miała przechlapane.

      Usuń
    3. wasza niewiara w fizyczne ciało mnie zdumiewa - ono jest idealne - na każdym leży doskonale i potrafi zaadaptować się do KAŻDYCH możliwych warunków - dajcie mu szansę i nie skreślajcie - żadna lycra skórze nie dorówna

      Usuń
    4. Moje ciało leży dobrze na mnie, ale jeszcze lepiej - na łóżku!

      Usuń
    5. to Twoja opinia - nie wiem, co na to łóżko...

      Usuń
    6. Szczerze mówiąc - mnie wystarczy moja.

      Usuń
    7. cierp ciało, jakżeś chciało

      Usuń