Czasem
wiatr przywieje mi nie wiadomo skąd pytanie, a czasem odpowiedź słabo
uzasadnioną. I lubię go za to, bo powiększa chaos i galimatias, a tylko taki
stan wydaje się być rozwojowym i wnosić coś nowego do tej stagnacji
powtarzalnej aż po życia kres, mielone pulpety, papka i miazga codzienności, w
której elementy środy pomieszały się kompletnie z piątkiem, który ciągnie
niczym gumkę w majtkach za warkocze poniedziałku, czy też popołudniowe, niedzielne
lenistwo wyżyma wraz z piątkowym entuzjazmem w jeden ulepek bezguścia mieszczańskiego.
A
dzisiaj wiatr przybiegł do mnie jak głodny pieszczot piesek i ogonem merdał
wprost po oczach, o nogawki się ocierał i pod koszulę wejść próbował, żeby mnie
dotknąć bezwstydnie. Żadnej skruchy, czy potulności – jak po swoje przyszedł i
zaczął mnie obejmować, a mi, żebym nie miał siły się bronić, przyniósł z
nieznanego świata dylemat komuś ukradziony.
-
musisz tu być? – zapytał i jak jakiś pyton owinął się wokół moich bioder i sprawdzać
zaczął czy rozporek mam dokładnie zapięty, a kiedy się okazało że niestety tak,
to cztery rundy dookoła kadłubka wykręcił odbierając mi ciepło zgromadzone na
później i w ucho mi wionął koncepcją, żeby jednak zmienić lokalizację.
Wzruszyłem ramionami, ale niezbyt aktywnie, żeby mi przypadkiem koszuli ze
spodni nie wyciągnął, bo przyleciał zdyszany, ale wcale nie ciepły. Musi
szlajał się gdzieś po fiordach Norwegii, albo na Spitsbergenie:
–
możemy iść? Już/teraz/natychmiast?
Co
miałem mu powiedzieć, skoro on tylko gadać potrafi, a o słuchaniu, to zapomnij…
Słuchanie nie jest jego mocną stroną – ot, czasem skradnie wątek, który niezbyt
silnie był zakorzeniony w rozmówcach, czasem splecie wielosłowie jakiejś
majówki masowej i podrzuci taki snop zapleciony, wielojęzyczny, urwany w pół słowa,
żebym się pastwił nad nim, jak alianci nad szyfrowanymi depeszami w wojennym
czasie. Z tych jego słów układałem czasami światy, które nie mogły zaistnieć zupełnie,
bo alogiczne były, zbyt ciężkie, albo grawitacji pozbawione ulatywały w
przestrzeń kosmiczną, jak helem wypełniony balonik, kiedy z dziecięcej rączki
sznurek się wyśliźnie upocony ponad miarę nieuwagą chwilową, lecz brzemienną w
lot Ikara o odwróconym dnie.
Polazłem
z nim, tam gdzie mnie uwieść chciał. Znowu zbyt słabym byłem, żeby się postawić
i twardo powiedzieć NIE – ba! On i tak nie zrozumiałby słowa, tylko bawiłby się
nim jak suchym liściem i tak długo obtłukiwałby je o kocie łby, witryny
sklepowe, kanty schodów i parapety, aż całkiem zaczęłoby TAK przypominać z bólu
i rozpaczy. Polazłem z nim oczywiście, nie pierwszy i nie ostatni raz, choć ta
uwaga trochę na wyrost jest, ponieważ każdy z nim spacer może stać się żałobnym
konduktem, w którym ja pełnić będę każdą możliwą do wymyślenia rolę, z główną
(niestety) włącznie.
A
ten urwipołeć chichocze i wodzi mnie po jakiś zaułkach, zakamarkach, nad rzekę
mnie wyciąga i na mosty – on lubi, bo w poręczach i balustradach slalomem
gonitwy urządza, albo gra na nich upiorną pieśń wyjca, w tonacjach obleczonych rozpaczą
i beznadzieją. Czasem spadnie na rzekę i zapluszcze w niej wiry kłębiąc, innym
razem zajrzy w okna uczelni, albo do biur, żeby przeczytać pobieżnie stos dokumentów
nieopatrznie zostawionych przy uchylonym oknie na moment zaledwie.
Czasem
próbuje się wdzięczyć do mnie i zadziera spódniczki dziewczętom, albo porwie im
ulotny aromat perfum zza ucha i przynosi do mnie pytając, czy podoba mi się ów
zapach. Widziałem kiedyś, jak odepchnął chłopca, żeby z dziewczątkiem poflirtować,
zatańczyć przytulając się do niej, jakby był drugą jej skórą. Wrócił skruszony
nieszczerze, bo dziewczę krzyknęło ostro, a on mi podać chciał na policzki ciepło
jej ciała, lecz zgubił, nim do mnie doniósł i tylko patrzył z szelmowskim
błyskiem w oczach, czy upomnę się, bo przecież pobiegłby drugi raz i jeszcze
jedną próbę podjął.
Poszedłem
z tym wiatrem bezpańskim, a on najpierw przejrzał moje kieszenie, potem zajrzał
do uszu i włosy policzył, pchał mnie w plecy, żebym tak nie mitrężył, żebym
przyspieszył, a kiedy dotarłem wreszcie na mosty (oczywiście! Gdzieżby indziej!
Przecież rzeką wiać można nieskrępowanie, jakby to tor F1 był i autostrada bez
końca). Pozwolił mi spocząć na ławce, lecz najpierw przedmuchał szczeble
drewniane z piasku i wilgoci – ot, usłużny taki niespodzianie – musi knuł coś
większego, skoro taką mnie celebrą objął. Siedziałem na ławce, twarzą w stronę
rzeki, a on zwiedzał most od spodu i od góry, pograł chwilę na szczeblach
metalowcy, zmierzwił nurt miliardem zmarszczek i zachichotał szyderczo z rzeki,
że taka staruszka pomarszczona.
Siedziałem
ciesząc się beztroską i bezmyślnością i czekałem, aż wreszcie powie o co mu chodzi
i w jakim celu ściągnął mnie na mosty. A wiatr bawił się w najlepsze i miałem
wrażenie, że o mnie już nie pamięta, kiedy wreszcie przyleciał zdyszany i ręce
wyciąga i szarpie mnie i znowu krzyczy:
–
Chodź!, szybko! Idziemy dalej, nic tu po nas, pusto, nudno i ponuro!
Miałem
zaprotestować i usta otwierałem nawet, lecz wdarł się w nie i spił ze mnie
wszystkie pytania i wtłoczył do płuc coś zimnego, skręconego jak lody włoskie i
już miałem go w nogawkach, rękawach, kapturach i popychał mnie, a wokół fryzury
zataczał się aureolą jak pijanica w wesołej fazie i mamrotał, że teraz
koniecznie, i dalej, i chodźmy wreszcie, bo czemuż siedzimy na tym moście
,kiedy nikt i nic nie chce tu być, bo tam-siam-owam są ciekawsze okolice,
bardziej niepoznane, dzikie, nieokiełznane, i czekają na nas, żebyśmy je powąchali,
dotknęli, okradli z intymności i tajemnicy. Ach! Skląć go miałem okrutnie,
zelżyć, bo przecież na manowce mnie znowu wiedzie i obietnic nie dotrzymuje i kłamie
wręcz bezczelnie, nieomal przekonując mnie, że to moja wina, bo zbyt powolny
jestem, zbyt niezdecydowany i stateczny, jak ten pomnik granitowy, który
porusza się dwa milimetry na rok i dlatego omija go wszystko-co-warte-życia, a
on mnie pcha i ciągnie i szarpie, szepcze, namawia…
-
bo wiesz… życie to ruch, bieg, ciekawość nienasycona i nieskończona, a ty, tu,
na moście, na ławce, emeryt głaszczący szczebelki oparcia ławki i piegi na słońce
wystawia i udaje, że wody słucha, kiedy ona z takimi gadać nie będzie, ona też
czeka na usta gorące jak piekło, na tętno niczym dziki tabun mustangów, na blask
w oczach większy od miliarda zajączków i… Nieważne, nieistotne, błahe powody,
albo nawet zbędne i szkodliwe. Ruszać trzeba, zarażać sobą otoczenie, być.
Śmiechem, szlochem, rozpaczą pulsującą, ale żywą jak woda i ogień, jak wiatr,
więc naprzód, wstawaj wreszcie i przestań mitrężyć, marnować, zasypiać, bo czas
nie znosi stagnacji, on wtedy jest bezlitosny i ryje bruzdy w twarzach, zmarszczki
tak głębokie, że chęć do życia odchodzi, wycieka poprzez te spękania lenistwem
nadmiernym powołane, jak korę drzew, którą mróz potworny potrafi rozsadzić, żeby
łzy drzew wiosną spłynęły, a dusza uschła zanim uschną liście w koronie
zawieszone. Chodź już i nie pytaj po co, nie pytaj dokąd, chodź i żyj, krzycz,
drap, mów, rób, ŻYJ!!!
To spotkałeś wiatr twórczy, wspomagający Twoją ciekawość świata...wiatr artysta potrafi być i przewodnikiem w podróży.
OdpowiedzUsuńMnie wiatr niepokoi raczej, a najgorzej gdy przewraca :-(
wiatr pana nie ma, niewolnikiem nie będzie.
Usuńmożesz iść z nim, albo przodem go puścić, ale nie oswoić.
Tym razem Autor przekroczył granice dopuszczalnej egzaltacji. Samouwielbienie?
OdpowiedzUsuńoch... autor jest tak pełen wad, że nawet kropla wody się w to opakowanie już nie zmieści.
Usuńdzięki za zauważenie.
Ciekawe, skąd Ci to przyszło do głowy... że trzeba "ruszać", "zarażać sobą otoczenie", "być", że trzeba "chodzić i żyć", "krzyczeć", "drapać", "mówić", "robić"...
OdpowiedzUsuńPo co?...
wiatr w bezruchu nie istnieje, bo jego definiuje ruch, niepokój i prądy, które elektryzują i nie pozostawiają obojętnym. co dziwnego w tym, że w taki sposób wiatr zachęca do życia, skoro to jego własna definicja? a ja się zgadzam, że w bezruchu niech pozostanie architektura i trwa sobie - nie chcę trwać - chcę żyć
UsuńMyślisz, że człowiek siedzący na ławce nie żyje?
Usuńkurz też na niej siedzi...
Usuńalbo paczka z DHL
I między człowiekiem a kurzem (lub paczką z DHL) nie ma różnicy?
Usuńkiedy tkwi na ławce? - nie
UsuńSerdecznie dziękuję - będę o tym pamiętać w czasie snu albo siedząc na ławce. Może nawet ktoś wyrzuci mnie do śmieci jak niepotrzebny rupieć.
Usuńmoże się udać - z tego kurzu budowałem cegłę - zostałaś matką chrzestną kolejnej "bajki"
UsuńAbsurd. Obrażasz w tym momencie wszystkich niepełnosprawnych, pogrążonych w śpiączce, katatoników, w depresji i innych cierpiących. To niehumanitarne.
OdpowiedzUsuńCzytałeś "Biegunów" Olgi Tokarczuk?
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/255701/bieguni
Znajdziesz tam wyjaśnienie kompulsywnej potrzeby ruchu. Spodoba Ci się.
nawet Bóg wszystkim dogodzić nie potrafi.
Usuńa mi brakuje baaaaardzo dużo.
Przepraszam wszystkich urażonych.
To Ci się oberwało... To, że ktoś napisał bajkę/opowiadanie/powieść, nie znaczy, że musi utożsamiać z nią swoje przekonania. Chyba, że się mylę.
OdpowiedzUsuńOd wiatru bardziej umiłowałam słońce. Nawet chmury są mi bliższe, bo potrafią przybierać niespotykane kształty ;)
Pomyślności w Nowym Roku! :)
Uśmiecham się szeroką gębą do Ciebie.
UsuńA poważniej - podoba mi się. Nie chcę, żeby komentarze były wyłącznie klaką - jeśli ktoś uważa (i ma odwagę) napisać, że jestem głupi - dziękuję za to szczerze, bo mało kto ma w sobie aż tyle samozaparcia. Kiedyś (okropne słowo) zlikwidowałem komentarze, bo tych achów i ochów było dużo, aż pomyślałem sobie, że listonosz w następnym tygodniu przyniesie zaproszenie na wręczenie literackiej nagrody Nobla - i wiesz co? Listonosz pomylił adres, a ja klnę do dzisiaj, że poczta tępaka zatrudniła...
Anonim płci mi nieznanej zasługuje na szacunek, bo napisał co myśli nie licząc się z ewentualną krucjatą - chyba tylko Kloszarda stać jeszcze na podobne komentarze.
PS. podobno jestem dorosły... może nawet myślący - może przeżyję krytykę.
A co Kloszard (z całym szacunkiem) ma do odwagi wyrażania swoich poglądów? Nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńma odwagę powiedzieć, co myśli, choćby się to nie podobało autorowi.
Usuńw blogach regułą się stało, że jak się komuś nie spodobało, to ucieka czym prędzej, a nie komentuje - jemu się chce i to jest niespotykane. Ja za to (m.in.) go szanuję, bo nie jest to łatwe - Ciebie też, chociaż masz naturę bardzo konfrontacyjną, jakbyś miał (a)? młodą duszę...
To nie jest odpowiedź na moje pytanie. BTW - formułujesz bardzo kategoryczne sądy, ale rzadko je uzasadniasz, jakbyś nie ponosił za nie odpowiedzialności. Rozumiem - licentia poetica - ale czegoś tu brak, czegoś zupełnie zasadniczego, może szacunku dla czytelnika? W komentarzach widać to doskonale - tu bywasz wręcz mentorem. Jestem na Twoim blogu tylko gościem, wiem, ale gościem uważnym, poszukującym, gotowym do rozmowy - czy nie o to chodzi w komentarzach? Mam wrażenie, że Tobie zupełnie nie zależy na rozmowie samej w sobie, interesują Cię tylko własne monologi. Sytuujesz się z definicji PONAD. Smutne.
Usuńjak łatwo jest ferować wyroki...
Usuńmówisz, że chcesz rozmawiać - adres e-mail jest na stronie głównej - porozmawiajmy na równych prawach. (gdyby to był kłopot - dwojna@go2.pl). Jeszcze miesiąc temu była to jedyna interakcja, na którą sobie pozwalałem. Ale w jednym masz rację - celem tego bloga nie jest dialog w zakładce "komentarze", a treści na stronie głównej. Sytuuję się z definicji na pozycji POMIMO, a nie PONAD - przecież ustawowo nikogo nie obliguję do obecności, czytania, rozumienia, zachwycania się bądź ostrzenia bagnetów. Robisz jak uważasz - również POMIMO.
Ja będę pisał bez względu na Twoją obecność, czy jej brak - komentarze? wcale nie zdziwię się, jeśli znikną całkiem za jakiś czas, bo to już ćwiczyłem i wcale źle się z tym nie czułem. Na nowych śmieciach sprawdzam, jak sobie radzę w komunikacji dwukierunkowej - Ty twierdzisz, że wcale. Przyjąłem do wiadomości, a co z tym zrobię, to jeszcze nie wiem.
A jednak publikujesz, co oznacza, że czekasz na czytelnika.
UsuńJuż rozmawialiśmy na równych prawach (poprzedni blog), ale OK - przechodzę na e-mail.
Pozdrowienia noworoczne dla wszystkich czytelników :-)
nie poznałem w takim razie - wybacz.
Usuńkto jest wolny od próżności? na pewno nie przymierzam się nawet do takiego garnituru...
bardzo miło mi, kiedy ktoś zagląda więcej niż raz i nie jest to związane z zabawą we wdzięczność i wzajemność
Oj oko widze, ze urastasz tu na rasowe blogowe "zwierze" ;-) pamiętaj pisz a później zwiewaj i niczym się nie przejmuj.
OdpowiedzUsuńNajlepszego w Nowym Roku!
znaczy, że w nowej klatce wyraźniej ryczę?
Usuńmoże mam mniej mierzwy pod pazurami/kopytami...