Na samym dnie galerii handlowej - market spożywczy, a w
nim terrorysta podstarzały i troszkę zaniedbany. Rozgląda się nerwowo dookoła,
czy młode kasjerki, albo ochrona na rencie skwapliwie kuponem odcinanej każdego
miesiąca nie kontroluje jego operacji pośród owoców i warzyw. A on… na lewą
dłoń nawijał pięściarską rękawicę z woreczków jednorazowych, jakby wełnę w kłębki zwijał. Śmiałem się serdecznie,
bo przecież mógł schować w mgnieniu oka cały motek worków do kieszeni kurtki, a
nie wygłupiać się w przewijanie nieskończonej rolki poliuretanowej. Śmiałem się
tak wyraźnie, że inny staruszek po trzykroć szukał na mojej orbicie powodów
sprawiających mi tę żywiołową radość, ale nie odnalazł. Nie pomogłem mu (być
może złośliwie), lecz szedłem dalej napędzony ową radością. Jakaś pani młodziutka
i kruchutka szła zbyt wolno, żebym jej nie wyprzedził, co uczyniłem mimochodem,
a przecież miała za duże okulary i w szkielecie zbyt masywnym na tak drobne
ciało. Ktoś nad dymiącym talerzem makaronu udawał, że pilnie pracuje, tłustymi paluchami bębniąc w klawiaturę laptopa, inny gazetą podzielił przestrzeń i odciął się od talerza gulaszu, żeby ów stężał odrobinę. A potem, to już zupełnie rozrzutnie śmiałem się do ludzi, bo wiosna we
mnie kwitła bezpodstawnie, bez żadnego usprawiedliwienia, czy choćby poszlaki
dowolnie naciąganej. Starsza pani w kapeluszu grała romanse na akordeon (zabytkowa
guzikówka, nie byle co z dyskontu) i smutne było bardzo, że to ona była
najbardziej wzruszona, bo otoczenie przeżuwało plastik z Mc Donalda, albo
dzieliło się beznadzieją za pośrednictwem telefonów komórkowych. Kolarz w
pomarańczowym odblasku dotrzymywał tempa samochodom, a twarz ukrył za
anty-smogową maską w tak ostrej żółci, że niektórzy spośród kierowców ściągali
nogę z gazu podejrzewając sygnalizację nieprzychylną. Schowałem się w tej codzienności
i dobrze było mi z anonimowością, z brakiem zauważenia, z nieistotnością, kiedy
słońce zaczęło liczyć granitowe kosteczki poukładane w liście miłorzębu
ogonkami wskazujące drogę do ratusza. Poeta zieleniał monotonnie, jak czyni to
od dawna, więc nikogo nie zaintrygował nawet. Kwiaciarki traciły głos na
przeciągu tkwiąc bezustannie. Ja ciąłem Miasto trawersem bezładnym i
chaotycznym podglądając mozół żurawi nim nowy gabaryt znów ukradnie fragment
widnokręgu. Patrzyłem dookólnie, niespiesznie, bo przecież sam dla siebie byłem
uzasadnieniem.
Widocznie zaoszczędzić chce na woreczkach śniadaniowych lub workach na śmieci:-)
OdpowiedzUsuńWiosna także na Twoim blogu i fajnie:-)
grunt, że w naturze jest - blog łatwo dostosować do zewnętrza.
UsuńBoskie bracie. Uwielbiam obserwować ludzi w różnych sytuacjach, będąc incognito:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
https://zolza73.blogspot.com/
https://mrocznastrefa.blogspot.com/
ja generalnie jestem wyłącznie incognito - można inaczej?
UsuńMówisz o wiośnie, a tu jeszcze nam zmrozi, nawet tę wewnętrzną radość zetnie mrozem.
OdpowiedzUsuńTy sobie wyobrażasz -20 stopni? Mam nadzieję, że mróz mojej wiosny nie tknie nawet oddechem ;)
A jak będzie z Twoją? :)
mam bardzo pojemną wyobraźnię i wyobrażam sobie znacznie więcej niż jakieś mizerne dwadzieścia stopni.
Usuńa wiosnę w sobie niosłem dzisiaj - wciąż ma się dobrze.
A mnie interesuje, jaki to poeta tak systematycznie zielenieje.
OdpowiedzUsuńon tu na zsyłkę został zesłany, bo nie chcieli go nigdzie.
Usuńhrabia Fredro siedzi sobie grzecznie i nie narzeka nawet na gołębie, ale szczęśliwy, to chyba nie jest.
E tam. U nas Kościuszko optakany i daje radę jakoś...
Usuńdeszcze czasami opłuczą
UsuńKwaśne zwłaszcza...
Usuńto i tak mniej żrące od nawozu ptasiego
UsuńMyślisz, że żre? Trochę się nie znam na ptasich nawozach...
Usuńnawet bardzo.
Usuńptasie guano musi wietrzeć długo, żeby się nadawało do nawożenia, albo się rozcieńcza do absurdu
Oto, co znaczy wszechstronne wykształcenie!
Usuńkwestia nazwy - można powiedzieć "gówniana sprawa" i już tak dobrze nie wygląda
UsuńŁadne... I działa na wyobrażnię moją ta wiosna Twoja. U mnie szarobura słota za oknem nie pozwala na obserwacje incognito w terenie, choć we mnie energia jakaś radosna...
OdpowiedzUsuńmożna - wiele nie trzeba, żeby z domu wyjść i pośród ludzi chwilkę jedną - taką w sam raz na zauważenie.
Usuńno musiał być jakiś szczególny powód zwiośnienia w styczniu.
OdpowiedzUsuńczy to faktycznie taki tylko przypływ mimochodny...?
ciepło było i słońce wyszło. bardzo szczególny powód.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńWłaściwie - powody nie są najistotniejsze:)
Ważne, by było "do duszy":):
"Zielony błysk! Strzeliły drzewa.
Bielmo śniegu spadło mi z oczu:
wiosna! Wyrosła mi nad głowę."
("Wiosna 1941" Julian Przyboś)
Pozdrawiam:)
ach! to Ty!
UsuńJakieś ślady wiosny są, chociaż częściej szaro-buro. Nasz wieszcz musi znosić zbyt bliskie kontakty z gołębiami.
OdpowiedzUsuńnasz?...
Usuńmusi?...
mijamy się przy hrabiowskiej patynie?