Papierowy
kwiat zawijam z serwetki. Róża miała być, bo ona taka nieokreślona i ma tych
płatków tyle, że nawet Bóg ich nie układał, tylko pozwolił im trwać w pąku i
więdnąć warstwami. Serwetka też miała warstwy i już była zwiędnięta. Może nawet
przybrudzona, więc szło mi - powoli, ale szło. Blat stołu błyszczy politurą,
jakby się spocił. Ciemny jest. Opalony mocno. Afrykański mahoń? Nadmiar słońca
wypił z niego wodę, więc poci się resztkami. Oszroniony kufel stawiam na tym
spoconym czole i patrzę, jak kropelki spełzają z kufla i rozbiegają się po
blacie. Widok fascynujący, aż boję się podnieść kufel i samemu pragnienie gasić,
bo na stole dzieją się rzeczy na miarę stworzenia świata. Powstają dorzecza. Od
razu z trzech źródeł, jakby ze szczytów górskiego masywu miały brać początek aż
trzy drogi biegnące do różnych mórz.
Dobrze
tworzyć z rozmachem. Nie będzie monotonii. Stać mnie na trzy morza? A pewnie,
że stać! Nawet na ocean sobie pozwolę nieskromnie! Bardzo ostrożnie położyłem
pomiędzy większymi z rzek pudełko papierosów. Miasto… Pierwsze miasto w moim
świecie. I zapalniczkę dołożyłem za rzeką, żeby wioska była, bo miasto nie śmie
być miastem, kiedy nie ma wioski. Piwo chyba wiwatowało, bo pękły mu całe stada
baloników z piany falujące wcześniej na wierzchu kufla i niechcący upstrzyło
proces stworzenia drobnymi stawami i jeziorami. Takie samorodne one były, nie z
żadnego zlodowacenia. Trochę mnie ruszyło, że prozaiczne piwo, niby bezmyślne i
nie do końca trzeźwe, a potrafi stwarzać... Jak ja…
Rozbuchana
wyobraźnia kazała mi dostrzec, że to dość ubogi świat więc dołożyłem mu na
peryferiach popielniczkę pełną niedopałków, żeby mieć jeden wulkan. Na wszelki
wypadek, żeby ewentualną Sodomę i Gomorę ukrócić, jak Wezuwiusz Pompeje.
Przyfrunęła jakaś mucha, przycupnęła nad rzeką wciąż bez nazwy i pije, aż
furczy. Dumny byłem już całkiem – życie się pojawiło w moim świecie, choć on
niedokończony. Taki surowy, zimny i w trakcie budowy. No dobrze – w trakcie
samowoli budowlanej. Fanty mi się skończyły, bo telefon położyłem u stóp kufla,
żeby drugie miasto było i to antagonistyczne. Wiadomo – wojna rozwija.
Pacyfikuje nieprzystosowanych i słabych. Wymusza postęp. W powojennej
solidarności wyrosną autorytety. Silne kręgosłupy z charyzmą realizujące cele.
A cel mało oryginalny – podporządkować sobie świat i uczynić go powolnym.
Znaczy, żeby uda rozchylił i pozwolił czerpać do syta, a nie, żeby wolno
przemierzał bezkres wszechświata.
Zgroza!
Jeszcze nie zagospodarowałem mojego stworzenia, a tu już kosmos mi się pcha z
butami, czy na czym tam sobie łazi po nieboskich pastwiskach? I na tego oseska,
który poczęty ledwie, któremu jeszcze nie wykształciły się odruchy, ani
historia, ani nawet skazy genetyczne, czy uskoki geologiczne, już milczący
nietoperz mrocznego kosmosu zerknął i pulsuje swoim głodem nad drobną istotką.
Pochyla się i mlaska obleśnie. Aż piana zanurkowała w głąb kufla. Pewnie sądzi,
że latająca, kosmiczna mysz pływać nie potrafi. Kufel spocił się już całkiem i
rzeki wezbrały niczym po wiosennych roztopach. Poświęciłem czapkę i rękawiczki,
żeby stworzyć masywy górskie, które stanowić będą klifowe wybrzeża oceanicznych
pustkowi.
Mucha
chyba przeszarżowała z tym piciem, bo leży teraz i chrapie, aż jej piórka drżą.
Jak ją nietoperz kosmiczny wypatrzy, to będzie się miała z pyszna. A ja?
Jednego lokatora mam i to pijanego. Co mi z rzek, skoro nikt w nich ryb łowić
nie będzie? Sam mógłbym usiąść, ale wędki nie mam. Podniosłem wzrok z nadzieją,
szukając pomocy. Przy barze wypatrzyłem panią, która uśmiechnęła się do mnie
wyraźnie. Pomyślałem naiwnie, że pomoże mi stwarzać świat, że we dwoje, to już
stanowić będziemy taką moc, siłę niepohamowaną, że świat nam dojrzeje, nim się
siwych włosów dorobimy. Kiwnąłem głową i sam już nie wiem, czy do swoich myśli,
czy do niej, ale wstała i zmierzała w moją stronę. Cud! Cuda się zdarzają. Aż
dwa jednego dnia? I to oba mi? Najpierw świat, teraz wspólniczka, żebyśmy mogli
zapłodnić ziemię wspólną myślą i życiem ją namaścić? A potem z dumą patrzeć z
góry trzymając się za ręce…
Pani
szła, a jej biodra śpiewały pochwałę życia. Byłem zachwycony do tego stopnia,
że niemal zapomniałem o stworzeniu świata. W gardle mi zaschło, lecz piwo
pilnowało źródeł trzech wielkich rzek i nie mogłem ich pozbawić żywiciela, więc
cierpiałem w milczeniu. Nie sądziłem, że wybierze mnie, ale najwyraźniej
odkryła we mnie moc, której nie podejrzewałem jeszcze rano, a i teraz z
nieśmiałością muszę walczyć, czy godzien jestem dostąpić… Wiem, wiem, stąpa
ona, a ja jak ostatni gbur siedzę i na gotowe czekam… Pięknie stąpa… Zerwałem
się, żeby przywitać ją chociaż ukłonem, albo rozłożywszy ramiona szeroko
pozwolić jej na wstępną eksplorację mojej fizyczności… Piwo w kuflu wzburzyło
się widząc, że je porzucam i sunęło niczym tsunami, by rozbić się na wybrzeżu
rękawiczek. Mucha beknęła i przewróciła się na drugi bok. Co za brak ogłady.
Jedynaki tak mają. Nie mają od kogo się uczyć. Dobrze, że nadciąga ktoś, dzięki
komu zapełnimy ten świat miłością, dobrem i różnorodnością. Nauczymy życie, jak
wić wianki ze stokrotek, albo budować dom na skale. Może pogramy w piłkę, byle
nie w rugby. I nie wymyślimy sumo, bo to niezdrowe. I plastiku nie wymyślimy,
ani AIDS. Byłem pełen marzeń, energii i nadziei.
- Słucham –
powiedziała nie zwracając na mnie większej uwagi, tylko pochyliła się nad
światem…
Tak
od razu? Ależ jest bezpośrednia… Byłem z niej dumny, ale i zdumiony, że tak
szybko w rolę weszła. Zakochałem się nieodwołalnie. Bogini ledwie raz okiem
rzuciła na stworzenie i już wiedziała wszystko. Dostrzegła geniusz niewątpliwie
i zapewne jakieś detaliczne poprawki za moment wcieli w życie, bo wiadomo – kobiecą
ręką miękkości można nadać nawet kamieniom. Jeśli tylko chcą. A ona
najwyraźniej chciała. Trochę ją przytłoczył ogrom już wykonanej pracy, ale
sapnęła i popatrzyła wreszcie na mnie. Napompowałem się powietrzem niemal jak
dwunastoosobowy ponton do ekstremalnego raftingu i patrzyłem na nią z
uwielbieniem.
- Pan już może
niech więcej nie pije – powiedziała do mnie z uśmiechem - Jutro też jest dzień…
A
potem… Podniosła kufel i starła mój świat… Moje stworzenie. I nawet muchę
starła. Zabrała wulkan i poszła… Stałem oszołomiony, że tak bestialsko
potraktowała dzieło niemal skończone, któremu tylko szlifu kobiecej dłoni
zabrakło, by stał się zalążkiem wielkich zdarzeń.
Popatrzyłem
na papierową różę, której wciąż fryzowałem niezliczone płatki. Nie chciała ode mnie
kwiatu… Mnie nie chciała… Kufel w końcu się uspokoił. Włożyłem do niego kwiat –
może sobie go weźmie później. Może wstydziła się brać kwiat z rąk stwórcy.
Wstawiłem różę do kufla, a ona zakwitła nenufarem…
Kruchy ten świat lub stwórca miejsce złe wybrał...
OdpowiedzUsuńgrunt, żeby o podatkach pamiętał.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"W tym parku pobladłym bez śmiechów
przy róży rozkwitłej stoję.
Otośmy jedynymi świadkami pilności
ja jej a ona mojej."
("Róża - M. Pawlikowska-Jasnorzewska)
Wprawdzie park a nie bar, ale nastrój wydał mi się podobny:)
Pozdrawiam:)
w parku nie znalazłbym kelnerki...
Usuńale pasuje bardzo.
Czułam, że tak się to skończy ! Jutro też jest dzień !
OdpowiedzUsuńtym właśnie różnią się kobiety od mężczyzn - czują.
UsuńA już się bałam, że nie masz poczucia humoru. Na szczęście się myliłam. :) Roześmiałam się na głos czytając koniec twojego opowiadania. Cudne! Wprawiłeś mnie w dobry nastrój. Dziękuję, bo jestem bardzo niewyspana i nie mam pewności czy dzisiaj się wyśpię. Trzymaj się Oko!
OdpowiedzUsuńno proszę... coś mi się jednak udało. w poprzednim wpisie humoru nie dostrzegłaś?
UsuńZnowu nie mogłam spać. Tym razem przez twoje nenufary. Bo kto teraz używa słowa NENUFAR? W plastikowym świecie, gdzie wiele przedmiotów używamy tylko raz NENUFAR stał się pospolitą LILIĄ
UsuńA mnie one miło się kojarzą. W pewnej górskiej miejscowości chodziłam z babcią do parku oglądać nenufary na maleńkim stawku. Były przecudnej urody. To było lata świetlne temu...
Ty pewnie potrafiłbyś je pięknie opisać. "Przecudna uroda" to szczyt wyrafinowania w moim wydaniu.
zdaje mi się, że na onetowym blogu popełniłem już opowiadanie z nenufarami. poszukam, bo mnie zaintrygowało. ciekawe, czy znajdę. grzybienie są bardziej dostojne niż grążele, ale jako powód do niespania, to lekka przesada.
Usuńznalazłem! w czerwcu 2003 roku pod tytułem: Miraż pospacerowy.
Usuńa brzmiało to tak:
- weź pan kobicie nenufar...
Głos dochodził gdzieś spod stóp. Rozejrzałem się dyskretnie po mostku, ale nic. Ani śladu organu potrafiącego wydawać dźwięki. Dopiero na kapuścianym polu, które narosło na powierzchni rzeczułki dostrzegłem brodzącego w wodzie jegomościa mocno już wyeksploatowanego walką z życiem.
- no weź! – zachęcił ponownie nie ustając w marszu po kamienistym dnie zaśmieconym tak, że zieloność była zbawieniem dla oczu. Niby na co mi wodny kwiat, piękny gdy się go ogląda z daleka, a śmierdzący mułem przy każdej próbie zbliżenia.
- Biorę ten – wskazałem rosnący daleko od mostu kwiat. Nie wiem czemu to powiedziałem, bo wcale nie chciałem go. I rozmowy nie chciałem z emerytowanym wodołazem.
– niech będzie mój, ale tam – tam gdzie jest teraz. Zapłacę...
Nie zrozumiał. Burząc zieloność brnął we wskazanym kierunku.
- Nie! – krzyknąłem – płacę, żeby tam został. Dziś zaliczka, na piwo. Jutro przyjdę cieszyć się nim, jeśli będzie...
Tydzień już chodzę do swojego brzydkiego kwiata, pod mostem zostawiając butelkowane zaliczki, by żył. Na wysypisku koryta został się samotnie. Reszta sprzedana w niewolę i porzucona w najbliższym miejskim śmietniku, gdy tylko zaczęły działać pozostałe zmysły. A ja mam prywatnego ochroniarza, jeszcze brzydszego i bardziej cuchnącego od tego, czego strzeże. Gdzieś tu, na skraju świata. Niedrogi jest – wypożyczę, albo zamienię – hurtem. Staruszka i kwiat. Ostatni na kapuścianym polu schnącego strumienia.
Czyli parasz się pisarstwem już od jakiegoś czasu. Dobrze, że nie przestajesz.
UsuńAle dlaczego nenufar nazwałeś "brzydkim"? One są piękne. Czy pachną mułem? Nie wiem, nie wącham kwiatów od spodu. Poza tym, tak jak napisałeś, nie można ich zrywać, bo wtedy czar pryska.
skoro nie wąchałaś, to trudno opowiadać, na powierzchni wody są przepiękne. w dłoniach tracą wszystko, czym zachwycały na wolności. obiektywnie nadają się wyłącznie do podziwiania z daleka. a kiedy podejdziesz i uruchomisz komplet zmysłów, to zachwyt gaśnie.
Usuńnie param się pisarstwem. to wciąż jest hobby. sprawia przyjemność, pozwala się rozwijać. nic więcej poza marzeniami, że kiedyś się uda.
Jeśli czegoś się bardzo chce, to to przyjdzie, ale trzeba chcieć bardziej niż bardzo. Zazwyczaj to się zdarza w najmniej oczekiwanym momencie. Poza tym wszystko toczy się w głowie, ciało to tylko otoczka.
UsuńFajnie jest mieć hobby, które sprawia radość innym.
Niedawno miałam urodziny. Kolejne spędzone daleko od orzechowego drzewa i wiewiórek. A tu nagle taka miła niespodzianka. Poznałam Oko. I jego hobby. :)
aż mi głupio, ze nie jestem różowy i nie mam kokardki. co to za prezent... nieogolony...
Usuńale niech drzewo tęskni za Tobą równie mocno, jak Ty za nim, wiewiórki nadadzą ton Twoim włosom, a czas obchodzi się z Tobą łaskawie.
Dziękuję. I znikam na razie. Czas wrócić do rzeczywistości.
Usuń..muszę przyznać, że całkiem przyjemnie czyta się Twoje teksty.. wcześniej miałam napisać co innego odnośnie opowiadania 'origami'..
OdpowiedzUsuń..teraz skojarzyło mi się "..bo do tanga trzeba dwojga, zgodnych ciał i chętnych serc..'
- pozdrawiam :)
gdyby to była prawda, to kto stworzyłby świat, skoro jest jeden Bóg?
Usuń..niestety na Twoje pytanie nie odpowiem ;)
OdpowiedzUsuńnie szkodzi. to i tak byłaby tylko subiektywna hipoteza. powiedzmy, że pytanie było retoryczne.
Usuń..domyślam się, zazwyczaj takie pytania są retoryczne ;)
OdpowiedzUsuń- miłego dnia :)
i wzajemnie.
UsuńNa drugi raz należy usiąść przy czystym stoliku. Wtedy żaden świat nie ulegnie zagładzie, a różę z serwetki zawsze można zrobić.
OdpowiedzUsuńale piwo się poci i na czystym stole. wystarczy, że jest dobrze schłodzone, a we wnętrzu lokalu ciepło. stół jest tylko kanwą, na której można komponować świat.
UsuńŻyczę jeszcze wiele takich kanw, bo tworzenie to dobra rzecz.
Usuńdzięki piękne. chyba jestem już trwale zarażony.
UsuńI kobieta oderwała stwórcę od realnej kreacji..
OdpowiedzUsuńotóż! zamiast wesprzeć i dokończyć stworzenie na podobieństwo swoje.
Usuń