Noc.
Koszmarnie długa. Zbyt długa, nawet jak na listopad. Wędrowała w czasie
niespiesznie, jakby zwiedzała galerię obrazów i nasiąkała aromatem stworzenia.
Podglądała ukradkiem, czasem przystanęła, żeby zadumać się nad niepokornym
losem, albo nad pochopnością wynikającą z młodzieńczej niecierpliwości. Szła,
ale wciąż wracała do punktu wyjścia, jakby przypomniało się jej, że wieczorem
miała coś zrobić, więc cofała się i dopiero wtedy uświadamiała sobie, że już
nie pamięta w jakim celu.
Oczy
miałem zmęczone bezwidokiem. Rozbiegane, szukające punktu zaczepienia, domysłu
niechby… Dłonie opowiadały głowie, że świat wciąż istnieje, że można poczuć
jego fakturę dotykiem, że zwęszyć można nawet podłość, gdyby zamierzała
nadejść, ale nie zobaczyć. Koci instynkt n mięciutkich poduszkach bezsennie podreptał
w inny fragment ciemności w sobie tylko znanym celu, ściany plotkowały cudze życiorysy
mrucząc je tak cicho, że nawet kurz nie drżał pośród bibelotów na półkach. Noc
chciała żyć. Wieczność się jej marzyła i nieśmiertelność. Przymierzała się do
mojego mieszkania, sprawdzając, czy to dobra lokalizacja, aby w niej wieczność
spędzić, lub przynajmniej jej część.
Wstałem.
Półświadomie wymyśliłem strony świata i okno wymyśliłem idąc boso tam, gdzie
chciałem, żeby było. I stał się cud, bo było tam i nawet umiałem je otworzyć
nie kalając ciemności. Noc zajrzała ciekawie, może zachłannie, ale dość
bezpośrednio, żeby wejść i usiąść w fotelu. Zastanawiające, jak go znalazła. Po
omacku zrobiłem jej kawę, a drżące niebieskie kosmyki gazu chciały noc rozebrać
z intymności. Do naga. Skręciłem z irytacją kurek, nim się rozszalały ogniki.
Noc uśmiechnęła się wdzięcznie i zanurzyła się w aromat. Cukier i mleko były
dla niej zbyt jasne i wolała cierpko-gorzkim poematem się raczyć.
Dobrze
móc z kimś pogadać, a noc jest dyskretna. Dobrze wychowana, taktowna i
wyrozumiała. Patrzyłem na nią z nadzieją, że pozwoli mi na słowa, a ona nogę na
nogę założyła i kiwała nią niespiesznie, że owszem, czemu nie, ma czas i
chwilkę mi poświęci, a jakbym ją papieroskiem poczęstował… Nie miałem… Ani
ciastka do kawy, ani butelki wina wystarczająco wykwintnego, żeby taka dama
mogła w nim umoczyć choć paluszek. Wódki jej nie dam przecież. Jeszcze
zaczęłaby śpiewać, albo pchać się do stygnącego łóżka, z którego dopiero co
wstałem. Podejrzewałem, że i tak otaksowała moją nagość nienachalnie, żebym się
nie zarumienił.
Chciałem
jej powiedzieć, że mi samotność napuchła i już się ze mną w łóżku nie mieści.
Pokazać chciałem, jak pięknie urosła. Jak jej boczki przybrały i swoim cieniem
potrafi mnie otulić, schować nawet przed słońcem. Przed ludzkim wzrokiem i
nienawiścią pewnie też. Tak sądzę, choć nie próbowałem. Samotność chichotała,
kiedy ją prezentowałem nocy, ale nie dlatego, że miała łaskotki. Wstydziła się.
Że tak nędzną piersią ją wykarmiłem. Że noc taka dumna, wytrawna, samodzielna,
a ona wciąż przy mnie i beze mnie słabo sobie radzi. Zaczynała już chlipać,
więc pogłaskałem i przytuliłem. Przecież moja…
Od
razu się jej oczka zaświeciły, a noc musiała okulary przeciwsłoneczne zakładać,
żeby nie oślepnąć od tej radości pełnej iskier. Powiesiła mi się na szyję,
całowała po nosie, obiecywała, jak dobrze nam będzie razem, a kiedy glos
zawiesiła w pytaniu niedyskretnym bardzo, to noc zaczęła się wiercić i
chrząkać, że jeszcze kawy nie wypiła, a my będziemy mieli jeszcze dość czasu,
żeby się sobą nacieszyć. Wstyd tak o gościu zapomnieć. Czarna kawa z czarną
nocą i te dwie iskierki rozbrykane, wtulone w moje ciepło. Rączki jej biegały
po mnie bezwstydnie. Pewnie myślała, że noc nic nie zauważy. Albo jej było
wszystko jedno, bo świata poza mną nie widziała.
Co
miałem zrobić? Przecież nie wygonię z domu. Tu się urodziła, dojrzewała… Znała
wszystkie moje tajemnice. Nawet noc nie była tak dobrze poinformowana. Tak –
nie była. I teraz noc brwi podnosi ze zdumienia. Czarne oczywiście. Siedząca na
moich kolanach samotność parsknęła śmiechem niegrzecznie. Celowo to zrobiła.
Wiem, bo znam ją już jak zły szeląg. Zazdrość ją szarpie, że poza nią inna
kobieta jest obok mnie. Boi się konkurencji. Tej niewzruszonej elegancji i
taktu. Bo samotność nie jest tak dobrze wychowana, poukładana. Nie jest piękna
i doskonale o tym wie.
Samotność
jest maszkaronem. Potworem. Wściekłością pała, gdy przyjdzie choćby w anonimowy
tłum się zanurzyć. Cała ogłada spada z niej błyskawicznie. Staje się wulgarna,
bo zaborcza jest bezustannie. Chłoszcze po twarzy i palce w oczy wtyka, żeby
uniemożliwić nawet niewinny uśmiech, który może ją otumanić i pozwolić się
wyrwać na wolność. Sączy jad w uszy bez końca, usiłuje zasiedlić umysł jak
pasożyt, bo nim właśnie jest. Nie pozwoli żywicielowi na kurację, choć robi to
z takim talentem, że trudno dostrzec manipulację. Zamyśliłem się, a samotność
szeptała mi kłamstwa jawne.
Noc,
nim odeszła pogłaskała miękkość kocią na pożegnanie. Zasiedziała się chyba, bo
pierwszy sztylet rzucony przez słońce przyszpilił ją do ściany, gdy próbowała
wyskoczyć przez okno. Kot ogonem na parapecie wystukał pierwsze takty requiem,
a samotność aż się ośliniła tryumfując donośnie. A potem przytuliła mnie do
siebie tak mocno, że oddech straciłem.
- Mój jesteś!
Musisz być mój! – Szeptała, a kot zeskoczył z parapetu i powędrował do kocich
spraw – Nie chcę być bezdomną sierotą. Zrozum mnie proszę. Każdy chce mieć dom…
A ty jesteś moim domem i rodziną, moim jutrem i przeszłością. Zostań ze mną,
Pokochaj mnie, choć nie jestem tak piękna jak noc. Będę twoja i oddam się cała
tobie. Tylko zostań ze mną i bądź mój…
Pięknie i namacalnie opisujesz zjawiska, które osobami się zdają, ale już pisałam Ci kiedyś, że dla mnie bywasz poetą...
OdpowiedzUsuńco mam powiedzieć? gęsta noc, czy samotność potrafią być namacalne. a cała reszta dzieje się w głowie.
Usuńjedno i drugie potrafi dotknąć tak fizycznie, że aż się prosi o personifikację.
..zaciekawił mnie osobliwy opis 'nocy i samotności', piszesz bardzo ładnie, sugestywnie, odczuwalnie..
OdpowiedzUsuń- pozdrawiam :)
może opis był mało dokładny, ale nie chciałem przynudzać.
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńA Daniel Dafoe twierdził, że "kto posiada kota, nie musi obawiać się samotności":)
Pozdrawiam:)
kota nie można posiadać.
Usuńmożna najwyżej zostać jego poddanym.
Dafoe kłamał bezczelnie.
I moją pierwszą reakcją na te słowa była myśl o "posiadaniu", a raczej niemożności "posiadania" kota:)
UsuńI myślę, że raczej się droczył. W końcu sprowadził samotnemu Robinsonowi Piętaszka zamiast kazać mu udomowić jakiegoś ocelota czy jaguara:)
Pozdrawiam:)
widać porozmawiał z kimś, u kogo w domu zalągł się kot. i zmądrzał.
UsuńNie lubię Nocy. Wolę swojego oddanych kumpli, co to ich Brzaskiem i Świtem zowią. Z nimi każdą Samotność odgonimy precz, albo sama pójdzie, gdy zrozumie, że niepotrzebna.
OdpowiedzUsuńw trójkę łatwiej. i ona czuje się niepewnie w większym gronie, więc często umyka sama.
UsuńNigdy nie pomyślałam o samotności jako o osobie. Przyjaciółce prawie, takiej na śmierć i życie, bo zawsze jest obok. Podoba mi się twój opis i podoba mi się twoja samotność, Muszę przyjrzeć się swojej. Lubię ją, ale chyba jednak mało znam. Ty poświęciłeś swojej zdecydowanie więcej czasu. Poprawię się. ;)
OdpowiedzUsuńbroń Boże! Goń małpę, jak tylko potrafisz. Ona sobie poradzi na pewno. znajdzie przytułek, bo to bezwzględna pani. cyniczna i wiecznie głodna. zawsze jej mało.
UsuńOko - rozczarowałeś mnie. Że myślisz stereotypowo i uważasz, że samotność nie jest dobra. I tak sobie myślę, że może brakuje w słowniku słowa SAMOŚĆ obok słowa SAMOTNOŚĆ Bo przecież nie powiem nic odkrywczego mówiąc: jeśli ktoś jest sam nie znaczy wcale, że jest samotny. I w ogóle czy słowo SAM dotyczy tylko ludzi? W sensie, jeśli jest ze mną pies, kot i żółw to nadal znaczy, że jestem sama? Czyli samotna? A w ogóle kto to ocenia?
OdpowiedzUsuńbo ja jestem tak rozczarowujący. czasem myślę, może nawet stereotypowo. i samotność według mnie, to nie jest ta chwila, kiedy obok nie ma nikogo. to nie coś, co można zmienić trzaskając drzwiami i wychodząc do ludzi, albo dzwoniąc do kogoś z listy stu-dwustu kontaktów. samotność, to pusta lista kontaktów. to spacer, na którym nie spotkasz znajomego, dokądkolwiek byś nie poszła. Sam, to wybór, a samotny, to konkluzja.
Usuńnie oceniam. piszę treści i każdemu pozwalam odnaleźć się w nim. nie jestem kaznodzieją i nie nauczam. dobrych rad też nie udzielam. może dlatego, że nie potrafię? na pewno nie chcę.
Tak - myślę, że masz rację. Bycie samemu to wybór a wraz z nim pojawia się samotność. Chodziło mi o to, że samotność nieodmiennie kojarzy się pejoratywnie, a w rzeczywistości nie zawsze jest zła.
OdpowiedzUsuńJa bym nazwała samotność implikacją bycia samemu.
Miło się z tobą rozmawia.
samotność to perfidia. heroina. zabiera człowiekowi nadzieję i przyszłość. potrafi targnąć się na życie. nikomu nie życzę aż tak źle. nie potrafię znaleźć nawet wydumanej zalety samotności, chyba, że łażenie na golasa całodobowo uznasz za zaletę. cała reszta, to tylko iluzja, puste słowa, które mają zamaskować skowyt rozpaczy. Samotność to pasożyt, który wygryza od środka i nie pozwala od siebie odejść. złota klatka.
Usuńcieszę się, że znajdujesz wartość w dialogu. gdyby się okazało, że to zbyt publiczne miejsce, to na stronie głównej znajdziesz adres e-mail.
Na golasa chodzić nie lubię nawet jak jest gorąco. Ale są inne zalety kiedy nikt się nie pałęta po naszej przestrzeni. Można chodzić w piżamie cały dzień, jeść dania z mikrofali, słuchać głośno muzyki, łazić do późnej nocy. W łóżku nie koniecznie trzeba spać, można oglądać filmy, albo czytać, brudzić orzeszkami i nikt nie powie: "gaś już to światło."
OdpowiedzUsuńMożna też siedzieć na tarasie i patrzeć na las, albo na jezioro. Można robić to, co się chce, kiedy się chce. Nie trzeba konsultować tego z nikim. To nie są zalety? Można do woli rozmawiać z ludźmi takimi jak ty, a jednocześnie nie muszę się obawiać, że wpadniesz niespodziewanie i zakłócisz moją samotność.
Poza tym nigdy nie jestem sama, jest przecież pies i kot. A odkąd wielka rodzina kotów zniknęła pojawiły się wiewiórki. Zostawiłam im orzechy na drzewie, ciekawa jestem czy zagospodarowały wszystkie czy w ramach wdzięczności zobaczę kilka jak przyjadę.
Zapamiętałam zdanie z Schopenhauera: "człowiekowi pozostaje, albo samotność, albo pospolitość"
Wybieraj. ;)
brzmi jak jałmużna z rąk psychoanalityka dotkniętego niezrozumieniem przez otoczenie.
Usuńnie sądzę, żebym chciał brać udział w jego grze. niech cierpliwie czeka, bo nie zamierzam się ani spieszyć, ani wybierać.
postaram się nie wpadać niespodzianie i nie wyżrę wiewiórkom orzechów.
jeśli samotność Ci służy, to znakomicie. lubię rozmawiać ze spełnionymi i zadowolonymi ludźmi. I strasznie jestem ciekawski... co się musiało stać (to moje ukochane pytanie), żebyś poczuła się tak dobrze ubrana we własną samotność?
Pewnego dnia przyjrzałam się sobie uważnie i stwierdziłam, że w samotności mi do twarzy. :)
OdpowiedzUsuńAle mnie nurtuje inne pytanie. Czy twoja doba ma więcej niż 24 godziny? Jesteś w jakimś innym wymiarze, gdzie czas inaczej się liczy? Kiedy ty to wszystko piszesz?
tekst zajmuje godzinkę, względnie półtora. notka ze spaceru, to kwadrans.
Usuńrzadko włączam TV, bo męczą mnie programy, które przerywają pasjonujące emisje bloków reklamowych.
czy z tą Twoją samotnością obchodzicie jakieś jubileusze? rocznice, imieniny... cokolwiek? bo na spacery (jak sądzę) chodzicie razem... do lekarza i po chleb również - stare dobre małżeństwo?
Nasza wymiana zdań, widzę, nie ma końca. Jednak muszę odpowiedzieć.
OdpowiedzUsuńZdolny jesteś, ale jak widać dużo ćwiczysz. ;)
A mój wybór nie jest ani stary, ani dobry, ani nie ma nic wspólnego z małżeństwem. Małżeństwo to ciągłe kompromisy a mój stan pozwala mi być egoistką. Na tym kończę, nie chcę się obnażać, tak publicznie, na forum. ;)
rozumiem.
OdpowiedzUsuńprzepraszam.