Postanowiłem zostać wieszczem.
Spontanicznie i bez wyrafinowanej ideologii. Żeby być do końca uczciwym przed
samym sobą, to powiedzmy, że bezmyślnie postanowiłem. Chwilowo nawet bez
przekazu, którym chciałbym zapłodnić ziemię i stanąć na czele oświecenia,
odrodzenia, odrobaczenia, czy jakiegokolwiek innego OD (wypraszam sobie
nadinterpretacje z pogranicza faulu). Pomyślałem, że na program wyborczy mam
jeszcze chwilkę czasu, a zająć się wypada autopromocją i marketingiem. Płcią
ułatwiającą mi wielocyfrową rozpoznawalność nie dysponowałem, chociaż zapewne
znalazłbym rzeźbiarza ludzkich ciał, który za tak zwane „wyrazy wdzięczności”
wyrzeźbiłby ze mnie laleczkę piękniejszą, niżby to Wit Stwosz uczynił. Może
nawet taką, do której wzdychają ordynarnie większościowi, heteroseksualni
chłopcy na każdej półkuli i w każdej wiosce, kiedy tylko noc z miłością otuli
ich jednoosobową kołderką, a harde dłonie wezmą najbliższą przyszłość w
posiadanie… I nie popuszczą, nim raj się objawi pośród chrapliwego krzyku choć
raz.
Hmm… Nagość dojrzewająca kwantowo. Jest
to jakiś pomysł na początek i może wart rozważenia. Człowiek przywyka do podobnej
konkluzji przeglądając o poranku wiadomości na dowolnym portalu. Droga mleczna
piersi i pośladków ledwie pierwszoligowym nurtem mieści się w monitorze i tylko
liczebność zbioru wyrafinowanej bielizny w sojuszu z markowymi strojami
kąpielowymi gotowa doścignąć bogactwo nieskończonej galaktyki gwiazd i
gwiazdeczek. A skoro prawa handlu nadal obowiązują, więc podaż usiłuje dopiero
doścignąć popyt. No tak – usiłuje, bo gdyby podaż przekroczyła granice popytu
wystąpiłby kryzys. A o tym media milczą zawzięcie. Kryzys nagości? To tak
można? Wreszcie się zdziwiłem i poszedłem za ciosem. Bo ciała, choć konsekwentnie
rozbierane każdego dnia bardziej, to jakoś jeszcze nie dotarły do tego miejsca,
w którym zaczynają pojawiać się szczegóły anatomiczne. Żadna nie pokazała
trzustki. Migdałków, ani zawartości jelita grubego na wybiegu pośród
zaproszonych wielmożów i fleszy. Czyli do kryzysu jeszcze daleko i można spokojnie dołączyć
do peletonu i porywać się na solową ucieczkę do przodu tak, jak polecają to
podręczniki rozwoju biznesu.
Obrzuciłem krytycznym wzrokiem
nikczemność własnej sylwetki, która nijak nie przystawała do średniej
promowanych publicznie wizerunków, zdjąłem kłódki z siedemnastu metrów
kwadratowych klimatyzowanej garderoby przeliczając wyposażenie plażowe i zbiór
stringów żenująco ubogi, na dodatek (wstyd i sromota!) w kolorach wskazujących
na ich niedzisiejszość. A kto to widział ubrać się we wczorajsze stringi do
dzisiejszego zdjęcia? Przyzwoitość podpowiada, że już lepiej nago wystąpić, a
to wymaga wizyty nie tylko u kosmetyczki, lecz u fachowca ze skalpelem i
potrwać może tyle, że nawet jutrzejsze springi będą przedwczorajsze. Nie wolno
zapomnieć, że takie ubranka zużywają się równie szybko, jak oglądalność newsa,
więc raz założone nadają się wyłącznie do secondhandu. Przecież nie będę
uprawiał ogródeczka w lidze okręgowej jeśli mam wieszczyć…
I gdzie tu równouprawnienie, o które
feministki walczą tak zażarcie? To, co miałbym mediom do zaoferowania, jakoś
nie cieszy się sympatią, a ekstremiści w ramach próby osiągnięcia parytetu
posuwają się do rozwiązań nieodwracalnych zaprzeczając własnemu pierwowzorowi i
maskując nawet zawiązek wywodzący się z genealogii. Albo tylko się chwalą,
wiedząc, że zainteresowanie podobnym obrazem może być najwyżej szczątkowe i bez
wpływu na globalne zainteresowanie. Pod płotem leżą dwa worki skamieniałego
cementu i mógłbym z niego wyrzeźbić brakujące fragmenty, bo nawet rzeźbie
łatwiej się ubrać w kobiece kształty i pozować na dzieło sztuki, a nie natury.
Dopadają mnie dygresje i zaczynam się w
nich dusić widząc jawną niesprawiedliwość. Umysł szuka ścieżek nie oddalających
się zanadto od rozsądku i w ten sposób usiłuje mi chyba coś powiedzieć. No
dobrze. Pozwolę mu na te dygresje. W końcu i tak nie opracowałem ideologii, ani
z ciałem nie doszedłem do ładu, więc o pierwszej lidze mogę chwilowo tylko
pomarzyć.
(Dygr.1) Sztuka współczesna ma inne
zadania niż przed wiekami. Nie ma zachwycać estetyką, nie potrzebuje
dokumentować. Ma szokować, naruszać i wytrącać z równowagi. Ma łamać szlabany i
ignorować granice. I robi to z wdziękiem bombowca, który raczył doprowadzić do
megatonowej ejakulacji nad metropolią taką, czy inną. Galerie są wszędzie, więc
i bombowce mogą gwałcić zmysły na całym świecie, a echem wielokrotności
sieciowej dosięgnąć nawet tych maluczkich, którym ekonomia nie pozwala na
estetyczne samobójstwo i współudział w premierowej odsłonie apokalipsy na
odległym kontynencie.
(Dygr.2) Podejrzanie stabilna i
niewzruszona wydaje się personifikacja Boga w postaci męskiej. Aż dziw, że nie
został zaatakowany za tę swoją męskość pyszałkowato wymalowaną na sufitach
przybytków, na portretach starych mistrzów. Nawet wklejone w zeszycikach małych
dziewczynek kolorowe obrazki przedstawiają bezczelną męskość, szczęściem
maskując co bardziej frapujące atrybuty, żeby przedwcześnie nie trzeba było
dziewczynkom tłumaczyć powodów, dla których szaty męskie potrafią się czasowo
zdeformować. Z błogim uśmiechem, lub grzmiący spod wąsa, choć dotąd bez
kolczyków, kitki i tatuaży (może zdjął, gdy pozował?) ukrywa pod suknią (!?) pośladki,
jakby wiedział, że one w wersji skandalicznie naturalnej nie przejdą, nawet
pośród zbiorowego uwielbienia. No... Chyba, że jakaś kosmetyka… Depilacja
brazylijska, czy podobny w skutkach mistyczny zabieg zagospodarowałby szacowne
zaplecze dając choć złudzenie pierwiastka żeńskiego. Bez tego, nawet bardzo wyrozumiały
gej miałby estetyczny dylemat zapewne, jak skonsumować aluzję.
Kiedy już neurony drążące dygresje
zaczęły się zderzać i tasować między sobą ze względu na ograniczoną pojemność
mózgu należało się spodziewać potomstwa. I tak, z przelotnego związku narodziła
się (Dygr.3). Bo mądrość starożytnych, albo presja środowisk żeńskich, strąciła
boskość z piedestału unikatu i jednoosobowej zuchwałości męskiej, do całego
stada bóstw wyspecjalizowanych bardziej precyzyjnie niż absolwenci MIT i
geniusze z Doliny Krzemowej. Za to reprezentowali oni pełen wachlarz
zdefiniowanych płci, łącznie z perwersjami obejmującymi skonsumowane skutecznie
koligacje międzygatunkowe. Ja to rozumiem, bo w moim niezbyt lotnym móżdżku zakwitła
myśl, że łatwiej jest klęknąć przed kobietą, niż przed facetem i niesie to
zdecydowanie mniej negatywnie zabarwionych hipotez. Szczególnie, kiedy stojący,
w aureoli z wygrawerowanym błyszczącą czcionką napisem MIŁOŚĆ, wyciąga dłoń w
kierunku głowy klęczącego… Nawet, kiedy klęczy kobieta, istnieje ryzyko, że
dochodzi do molestowania, a nawet gwałtu i „innych czynności seksualnych” jak
głosi pismo uwspółcześniane nieustająco, żeby dogonić ludzką pomysłowość w
zakresie grzechu... Niewiele polepsza sprawę założenie, że klęcząca czyni to dobrowolnie,
gdyż na takie zachowania epitetów nie brakuje, nawet w wielowiekowo martwych
językach świata.
Zeźliłem się już ostatecznie i trzasnąłem
drzwiami garderoby z furią. Bo skoro nawet personifikacja nie występuje
oficjalnie z gołym tyłkiem, to czego ja szukał będę? We wczorajszych stringach…
Jak ostatni łachudra… Nie pozwolę się napompować silikonem, ani odbytu nie
wybielę. Ba! Waginy nie okadzę, choćbym miał w szatańskie łapy wpaść. Nawet,
gdybym miał z wieszczenia zrezygnować. Trudno – niech wieszczeniem zajmie się
piękniejsza połowa. A ja dokończę prasówkę. (Dygr.4) Dziwne – szatan też jest
facetem ze skłonnościami do perwersji – na madejowym łożu preferuje jednostki
niewydepilowane, rogate i genetycznie wyposażone w szpilki… Żadnych stringów…
Pełna symbioza z naturą. Zdążył nawet ewoluować do wizerunku własnych
preferencji. Przynajmniej na obrazkach małych dziewczynek. (Dygr.5) Skoro
malarze i rzeźbiarze w swoich dziełach nie silą się na rozmaitość, to może są
jednym i tym samym malarzem powołanym do życia wyłącznie po to, by wiernie
malować kolejne personifikacje i nie dopuścić do głosu odszczepieńców? Z pamięci chyba
łatwiej malować niż z wyobraźni… hę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz