Mijam kobietę, której krzywik mógłby pozazdrościć kształtów. Na jej
łydkach można byłoby popełnić doktorat analizując harmonię przejścia łuków w
niedopowiedzenia, poszukując płynnej granicy zamiany jednej funkcji w inną tak
doskonale, że o nieciągłości mowy być nie mogło. Nawet wiatr nie był w stanie
się potknąć na owej granicy, a to bardzo wyrafinowany poszukiwacz niewiadomych.
Mijam panie o włosach białych i równie starannie odbarwionych panów. Spod wąsa,
lub zmarszczek płyną na świat dojrzałe słowa ostentacyjnie nasiąkające wilgocią.
Nie słucham, bo nie do mnie płyną. Dworzec po zmierzchu zapragnął być zamkiem i
z blanków drży proporcem na chwałę gospodarza w świetle miękkim tak bardzo, że
mury wydają się być obite aksamitem. A przecież wiem, że nie są. Że drapią
dłonie szorstkim tynkiem. Pani doskonale czarna zewnętrznie, maskuje bladość
skóry odzieżą, ale to nie zniechęca nocy, która biegnie dwa kroki za nią i otwarcie
żebrze o wskazówki, jak osiągnąć taki ideał, jak sprawić, żeby światło uciekało,
gdziekolwiek ona się pojawi. Pani zachwycona adoracją pozwala nocy opaść na
cztery łapki – niech biegnie obok pekińczykiem, czy inną drobnicą psiej
rozmaitości. Idzie trzymając noc na smyczy, a biodrami pożera kontury i kolory
sięgając to tu, to tam od niechcenia. Płynnie, wdzięcznie i z pełną
świadomością ściąga wzrok męski, jak czarna dziura ściąga okruch materii na
tyle nierozsądny, żeby się zbliżyć w zasięg wpływu. Sztuczne księżyce latarni
ogrzewają skostniałe trawniki zimnym światłem, a chociaż są w pełni, to ledwie
śnieg na ławkach roztopiły. Nie na tyle, żeby dało się przysiąść, więc
odszedłem. Elektryczne hulajnogi pobłażliwie omijają płonące każdą możliwą gorączką
monitory przerośniętych telefonów żarzących się częściej niż pomarańczowe
gwiazdy papierosów. Stada walizek kolebią się na boki hurgocąc plastikowymi
nóżkami na nierównościach łaskawie schowanych już w półmroku. Spieszą do
tramwajów, do domów, hoteli, do swoich. Ktoś krzyczy jakieś przesłanie, ale
przecież i Mesjasza nie bardzo miał kto słuchać, więc głos ochrypł i utonął w mroku
anonimowości. Kto wiarę stracił, dogorywa na ławeczkach, niczym porzucona
gazeta, której nawet wiatr czytać już nie chce. Ktoś, bez goryczy i fałszywych
nadziei wertuje zawartość śmietnika. Śmiech dziecka rozproszyli na drobne
przechodnie, mijając w pośpiechu wózek pełen ciekawości, lecz nikt jej nie
zaspokoił. Za krótki dzień… O wiele za krótki.
Tej ciekawości to żal:
OdpowiedzUsuńSama niezaspokojona, w tęsknocie przyduszona w oczekiwaniu na pierwszy pogrzeb w rodzinie...
Bo z ciekawością wiedziona nadzieja umiera ostatnia ,przed śmiercią zapraszając na stypę
której ciekawości?
Usuńja słyszałem, że nadzieja, jak kapitan, schodzi ostatnia, gdy ciekawość dawno już zaznajamia się z rekinami w posolonej wodzie.
Cwana kobieta ta ciekawość.
UsuńJak nic kochanka kapitana
wielki wódz zazwyczaj wszystko wie i wszystko już widział. może robić za encyklopedię, albo barda. ciekawość mu niepotrzebna - on swoją zużył - to młodzieży ciekawość zagląda pod koszulę, żeby zaczepić się na jakąkolwiek ekstrawagancję.
UsuńA życie toczy się dalej w tych odcieniach czerni...
OdpowiedzUsuńpodobno - trochę trudniej je wypatrzyć.
UsuńŚmiech dziecka, to coś czego obawiam się najbardziej.
OdpowiedzUsuńdzieci nie śmieją się szyderczo. dzieci eksplodują radością własną z dowolnie błahego powodu i robią to do kresu szczerze. to śmiech, który trudno spotkać w dorosłym świecie.
Usuń