Pierwszy
był ojciec. Na pewno był pierwszy. Mama nie pozwoliłaby, żeby pierwszy był ktoś
inny. Tata nie mógł się doczekać. Nie… Nie mnie, ale chwili, kiedy przestanę
przeszkadzać i zmieniać matkę w ponton. Mama prosiła, żeby był cierpliwy, żeby
poczekał, ale on miał potrzeby. Prawo miał i był silny. Mama płakała, ale nie
miała komu się poskarżyć, ani dokąd uciec. A kiedy wreszcie zaczęłam gryźć jej
piersi szukając pokarmu – płakała. Piersi miała pogryzione nie tylko przeze
mnie – ojciec gryzł je wcześniej i chyba mocniej. Byłam lalką. Tą najbrzydszą
pośród innych i hałaśliwą. Swoje uczucia manifestował drewnianymi łapskami i
głosem, którym mógłby zamrozić Saharę. Na szczęście niedługo, bo kiedy mama urodziła
chłopca zapomniał o mnie zupełnie. Odsuwał mnie na bok, jak zużytego pampersa i
patrzył na syna, jakby czekał, kiedy wyjdą na boisko pograć w piłkę, albo
naprawiać motor przed weekendową wyprawą w nieznane. Brat mógł mu naszczać na
wyjściową koszulę, a mi nie miało prawa odbić się po jedzeniu. Brat płakał
pieśniami patriotycznymi wprost z trybun, a ja byłam żałosnym, skamlącym
kundlem. O ile w ogóle byłam, bo to nie do końca jasne. Syna nigdy, ale mnie czasami
wyjmował z matczynych rąk, żeby wziąć matkę gwałtownym, szybkim aktem.
Płakałyśmy obie, kiedy on wrzeszczał egoistyczne spełnienie. Wtedy nie
wiedziałam, bo matka długo nie chciała mówić. Może nawet zapomniała, jak się
mówi? Była najcichszą z kobiet, jakie znałam. Zawsze na miejscu, zawsze służyła
pomocą… Ojcu służyła również ciałem… Zawsze…
Drugim
był brat. Kiedy już klocki przestały go bawić, kiedy boisko i koledzy
zdominowali popołudnia a mi urosły piersi… Przyszedł nocą… Nie wiem, jak często
przychodził wcześniej, ale tym razem zbudziłam się, bo mi było zimno. Kołdra
była zwinięta przy ścianie, a nocna koszula zakrywała mi twarz. Ktoś chrypiał,
jakby nie miał sił powietrza złapać, a na mój brzuch spadło parę gorących,
lepkich kropel. Zdjęłam z głowy koszulę i w ciemności zobaczyłam oczy brata.
Wielkie, wlepione we mnie… Mamrotał coś nieskładnie, że musiał zobaczyć, bo
wszyscy koledzy już widzieli i tylko on jeden nie, chociaż ma siostrę w domu i
piersi nie powinny być mu obce. Zarzekał się, że pierwszy raz i nigdy więcej, a
ja czułam jak mi krzepną na brzuchu jego kłamstwa. Zagroziłam, że powiem mamie,
jeśli komukolwiek wspomni i klęczał przy mnie, że dotrzyma słowa. Uwierzyłam…
Zacisnęłam zęby i nie powiedziałam nikomu. Bałam się spać. Już wtedy noc zdawała
się być wrogiem i moim piekłem. Słyszałam, jak brat charczy spełnienia każdej
kolejnej, samotnej nocy nastolatka. Bez wyjątku, nawet w święta, kiedy przyjechał
brat ojca z rodziną i musieliśmy odstąpić łóżka wujostwu. Spaliśmy w kuchni na
materacach, a on charczał mi wprost do uszu. Do duszy mi charczał nie
podejrzewając nawet, że sen mnie opuścił i modlę się o dzień tak długo, aż
wreszcie przyjdzie.
Potem…
Potem było ich trzech. Brat MUSIAŁ się w klasie pochwalić, a oni… Pewnie tylko
się przechwalali wcześniej, i teraz było im wstyd, że nie wiedzą jak wygląda kobiece
ciało. Na jakiejś szkolnej dyskotece jeden, który wydawał się sympatyczny
podszedł do mnie, pogadał, a później zaproponował, że odpoczniemy chwilę, a on mi
coś pokaże na szkolnym boisku. Zmierzchało i pierwsze uliczne lampy zaczynały
mrugać, gdy wychodziliśmy. Krzyczałam, kiedy mnie rozbierali, a oni się śmiali.
Tego dotyku zapomnieć nie umiem. A najgłośniej śmiał się ten miły… aż nagle zacharczał.
Znałam ten dźwięk. Brat nocami charczał podobnie. A ten, trzymając łapę między
moimi nogami zacharczał i na spodniach rosła mu plama. Koledzy śmiali się z
niego, a on uderzył mnie w twarz i rzucił wulgarną uwagę, że to przeze mnie się
śmieją nim uciekł do domu. Ja też uciekłam, bo dwaj pozostali stracili na
szczęście apetyt poznawczy. Zamknęłam się w łazience i w spazmach cięłam włosy.
Na krótko. Bardzo krótko. I kolczyki wrzuciłam do sedesu. Ostatnie w życiu. A
potem wzięłam bandaż elastyczny i owinęłam mocno wokół piersi, żeby je
spłaszczyć. Chciałam się ich pozbyć, ale nie miałam odwagi pójść do lekarza,
żeby mi je wyciął. I nie chciałam martwić mamy, która miała i tak za dużo
zmartwień.
Od
tamtej pory chodziłam zabandażowana, jakbym miała niegojącą się ranę na klatce
piersiowej. Spodnie szerokie, w panterkę, z pasem wymyślnie zapinanym, żeby
było trudno rozpiąć. Sama klęłam, kiedy szarpałam się z nim w toalecie… Do tego
góra, która kryła kształt sprawiając wrażenie wora pokutnego. Bransoletki,
szminki, kredki… Tamtej nocy, resztką odwagi wyszłam wyrzucić śmieci… Jedna
błyskotka mi została, ale trzymam ją w szkatułce. Łańcuszek od mamy. Ze
świecącą łzą jakiegoś kamyka. Przez miasto chodziłam ukradkiem. Szybko i
rozglądając się na boki ze strachem. Nie pomogło. Pan szósty chwycił mnie za
włosy. Dla niego nie były za krótkie. Ciągnął mnie w krzaki, jak psa
schwytanego za grzbiet. Niemal mnie uniósł na moich włosach, a mnie strach tak
sparaliżował, że nie umiałam nawet oddychać. Strach z moczem próbował
przytrzymać się ziemi, kiedy pan szósty rzucił mnie na trawę i nogą nadepnął,
żebym nie uciekła, kiedy rozpinał rozporek i nóż otwierał. Nie walczył z
paskiem – rozciął spodnie jednym energicznym szarpnięciem i nie przeszkadzała
mu moja krew mieszająca się z moczem. Pokazał mi ten nóż i trzymał go przed
moimi oczami, kiedy zabierał mi dziewictwo. Nie oddychałam. Patrzyłam, jak mnie
zabija, jak klepie po twarzy, kiedy skończył. Patrzyłam martwymi oczyma, jak
się ubiera i chowa nóż. Patrzyłam, jak noc podchodzi do mnie i spogląda
ciekawie. Przed nią też nie umiałam się bronić, więc korzystała z mojej
bezwładności zaspokajała swoją ciekawość.
Na
nieszczęście dwie pielęgniarki wracały z dyżuru i niepojętym zrządzeniem losu
mnie znalazły. W szpitalu uczyli mnie oddychać. Poskładali fizyczność, lecz
głowy poskładać nie umieli. Mama była tylko raz… Nie dała rady przyjść
ponownie. Umarła. Serce nie wytrzymało. Tata i brat nie widzieli powodu, żeby
marnować czas dla mnie, więc leżałam zgwałcona i porzucona gapiąc się w sufit. Ojciec
wytłumaczył bratu, że to moja wina. Mogłam tyłkiem nie kręcić i nie kusić losu
zerkając na facetów. Akurat trwały jakieś mistrzostwa, więc chipsy i piwko były
ważniejsze. Wiadomo – nasi grali i przed wyjazdem głosili buńczuczne
zapowiedzi, jak świat zawojują. Trzeba obejrzeć koniecznie. I flagę na policzku
i pieśni lejące się z otwartych okien. Do szpitala też dopłynęły te pieśni.
Podobno. Tym razem już psychiatrycznego, bo fizycznie byłam zdrowa. Może
leżałabym tam do końca świata, ale po pogrzebie mamy odwiedziła mnie babcia.
Sama ledwie żywa, ale podpisała deklarację i zabrała do siebie. Na drugi koniec
świata. Na wieś, do domu w którym żyła sama jak palec. Byłam martwa, chociaż
ciepłota nie opuszczała mojego ciała. Tylko nocami tężało mi ciało. Snów nie
miewałam, bo nie spałam. Nie umiałam spać, bo trudno o sen, kiedy strach
potrafi moczem wypłynąć z pękniętego ciała. Powinnam nosić pampersa, tak często
się zdarzało.
Babcia
woziła mnie regularnie do lekarza, żeby mnie przywrócili życiu. Wyprowadzała
mnie przed dom, abym pośród drzew owocowych, pośród śpiewu ptaków przypomniała
sobie inne uczucia niż strach, a ja nie umiałam. Czy jadłam? Nie wiem… Chyba
jadłam, bo babcia nie pozwoliłaby mi umrzeć z głodu. Któregoś razu lekarz
skierował mnie na badania. Kompleksowe. Szukał, choć nie miał nadziei, że
znajdzie. Ale próbował, co mu się chwali. Może miał dość utyskiwania babci, że
tyle lat się uczył i nie potrafi kobiecie pomóc. Że ma narzędzia i leki, a nie
potrafi mnie na nogi postawić. Więc kazał zrobić wszystkie możliwe badania,
żeby wykryć w moim ciele defekt, choć wiedział że głowa choruje i jest poza tym
światem całkiem. Że żyje w otępieniu i strach trzyma ją na smyczy tak krótkiej,
że nawet oddechu brakuje. Lekarze obracali mną na wszystkie strony, jak
manekinem. Wkładali place, wzierniki, stosowali sondy, kamery, podłączali do
maszyn skomplikowanych bardziej niż ludzki mózg. Mnie podłączali. A ja
patrzyłam wzrokiem podobnym do wygasłych monitorów lampowych telewizorów. Przy
którymś badaniu pani doktor zdjęła okulary i popatrzyła na mnie z napięciem.
Musiało być naprawdę wielkie, bo nawet ja je zauważyłam i odwróciłam do niej
twarz. Nie uwagę, ale twarz, żeby mogła się napatrzeć, skoro jej tak zależało.
Ona patrzyła, jakby wzrokiem chciała przeczytać książkę w duszy zapisaną i
bardzo powoli, cichym głosem powiedziała:
- Powinna się
pani lepiej odżywiać, żeby syn urodził się zdrowy…
Noc boli najbardziej, odebranych gwiazd nie zwróci nikt, połamana dusza nigdy się nie zrośnie - będzie szeptać wciąż. Pozostanie owoc na otarcie łez w głowie, bo serca nie ma już dawno.
OdpowiedzUsuńJest na ten temat piękna książka pt. "Ono" Doroty Terakowskiej - polecam.
nie wiem, czy chcę czytać. od samego wymyślania zrobiło się tak smutno, ze niebo spochmurniało, choć jego rzecz nie dotyczy.
OdpowiedzUsuńDotyczy - zostało komuś odebrane, więc straciło czyjąś beztroską wiarę w nie.
Usuńpani z mojej wyobraźni? to wystarcza niebu do lamentów? może trzeba być ostrożniejszym w eksploatacji wyobraźni.
UsuńCzyżby treść opowiadania była formą pokuty? ;-)
Usuńwidzę, że kobiecy brak zaufania do męskiej części człowieczeństwa jest większy niż sądziłem w najśmielszych snach.
Usuńnie. to nie pokuta, ani spowiedź.
temat moim zdaniem do żartów absolutnie się nie nadaje i jakiekolwiek uśmieszki są co najmniej niesmaczne.
Nie... nie trać swojej odwagi mówienia o tym co często przemilczane z tak błahego powodu. Byłaby szkoda - bo potrafisz zmuszać do myślenia o niewygodnym. To cenna umiejętność w dzisiejszym świecie - choć wywołuje w głowie dźwięk styropianu trącego o szkło.
OdpowiedzUsuńwidziałem komentarze przy "Pokucie". obrzydliwości na świecie nie brakuje. gdyby jej pokazanie mogło uleczyć, naprawić, zmienić cokolwiek, to byłaby wartość. a tak, to tylko mżawka i przerażenie.
UsuńSą sprawy, o których ofiary nie powiedzą. Bądź więc ich głosem - może poruszysz czyjeś sumienie.
Usuńmoże się okaże, czy się stało.
UsuńTak prawdziwie, że aż ponuro na duszy.Takie historie zdarzają się nadal i ciągle zbyt często.
OdpowiedzUsuńkobiety mówią coraz głośniej i wyraźniej. może coś się zmieni.
Usuń..za mocno przeżywam takie teksty, nie pomaga nawet świadomość,że to Twoja wyobraźnia.. nie umniejsza to mojej empatii.. wstrząśnięta jestem, bo zdaję sobie sprawę z tego, że takie rzeczy zdarzają naprawdę..
OdpowiedzUsuńnie w każdym tekście jestem błaznem. nie chcę się ograniczać w żaden sposób. nawet, kiedy boli.
Usuńktoś powiedział (niestety, znów nie pamiętam kto), że do pisania trzeba przekroczyć ostatnią granicę wstydu. ja wciąż się wstydzę. wciąż wydaje mi się, że za miękko, zbyt słabo, nie do końca. pewnie dwa lata temu nie dałbym rady nacisnąć klawisza "opublikuj". może nawet nie dałbym rady napisać.
..powiedział to Marek Hłasko : 'Książki warto pisać tylko wtedy, jeśli przekroczy się ostatnią granicę wstydu; pisanie jest rzeczą bardziej intymną od łóżka; przynajmniej dla mnie.'
Usuń..ważne, że piszesz, bo chcesz, bo lubisz.. i .. świetnie Ci to wychodzi.. a Ja tylko zostawiam swoje subiektywne odczucia..
dzięki piękne. Hłasko, to był gość.
UsuńNostalgicznie. Ale czasem tak trzeba.
OdpowiedzUsuńOpowieść piękna, powinno się ją opowiadać innym.
niech inni czytają, jeśli zechcą. jak zauważyła AJA - ofiary nie powiedzą. ja wymyślam, ale czy prawdziwie? boję się, że jestem niebezpiecznie blisko prawdziwych dramatów. może nawet przesadziłem z łagodnością.
UsuńJesteś bardzo blisko. Czasami widziałam to w biografiach.
UsuńSzczerość jest piękna. To znaczy, że człowiek stał się silniejszy, że już może o tym mówić.
albo, że nie ma już nikogo, przed kim wstydzić się warto. zbyt oczywiste rozwiązania często bywają mylne.
UsuńOko - dlaczego znowu tak strasznie? Tak boleśnie?
OdpowiedzUsuńDla mnie najpotworniejszą zbrodnią na świecie jest przemoc wobec słabszych. Dotyczy to głównie dzieci i zwierząt. Stawiam je obok siebie, bo mają zadziwiająco wiele podobieństw. Nie skarżą się, poddają się oprawcy, są bezradne. Boją się tak strasznie, że kamienieją ze strachu na samą myśl, że można by o tym komuś powiedzieć. Zawsze będę się zastanawiać, co to za ludzie? Co mają w głowach? To bestie, ale jednak w ludzkim ciele. Ten sam gatunek, co ja i ty. To przerażające. A co gorsze, matki często zdają sobie sprawę, że coś jest nie tak. I NIC NIE ROBIĄ.
Ile razy coś takiego czytam bądź oglądam zastanawiam się czy taką dziewczynę można wyleczyć? Czy ona kiedykolwiek da się dotknąć mężczyźnie?
I ten syn... Oko - igrasz z emocjami, jesteś na krawędzi.
igram.
Usuńniech każdy wyłowi sobie, co mu się uda.
sieczki szukać można w komiksach, albo ploteczkach kolorowych gazetek.
miało zaboleć, a skoro zabolało, to znak, że tekst nie jest najgorszy.
Historia bolesna, ale pięknie napisana...
OdpowiedzUsuńnajdziksze w tym wszystkim jest to, że takie rzeczy nie dzieją się w krajach podbitych, w trakcie wojny, w głodującej Afryce, tylko w bogatej Europie. Może u Twoich sąsiadów. u kolegi z pracy.
Usuńdowolna prasówka pełna jest przykładów, ofiar i skarg.
Właściwie to nie wiem co napisać.
OdpowiedzUsuńPrzerażające - tak to słowo najbardziej pasuje.
I często prawdziwe - bo i prawdziwe to pewnie było.
Wyrazy najwyższego uznania za ten tekst.
Tak się składa, że ja dzsiaj trochę podobnie piszę...
mam nadzieję, że nie z własnych "doświadczeń".
UsuńJa nic nie muszę wymyslac. W sąsiedniej wiosce kilka dni temu na światło dzienne wyszła tajemnica tak straszna, że nikt pojąć nie może. 10 dzieci molestowanych przez własnego ojca. Najstarszy ma 12 lat.Wszystko wyszło na jaw, kiedy zaginął w lasach i 3 dni go szukali.
OdpowiedzUsuńChłopiec, ten najstarszy zaginął, nie ojciec oczywiście.
OdpowiedzUsuńniby na wsi wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich i nie da się ukryć.
Usuńnatomiast trochę mam kłopot z matematyką dziesięcioro dzieci i najstarsze ma 12 lat? i wszystkie molestowane? ile ma to najmłodsze? 2 lata? to za trudne dla wyobraźni. a uprzedzało powiedzenie, że życie jest bogatsze...