Kręgi
na wodzie maluję uparcie. Drobne, gasnące, niedopowiedziane. Podobne iskierkom
płochego światła wieczorami wypełniającymi cmentarze rękami tych, którym
samotność doskwiera. Wrzucam ziarnka żwiru, a wróble przekrzywiając zabawnie
łebki patrzą podejrzliwie, że wolę kaczkom rzucać, niż im podać na otwartej
dłoni. A ja piasek do wody wrzucam. Ten, który z klepsydry wyciekł i czas swój
już odmierzywszy odpoczywa teraz daleko od harmidru świata. Może krzywdę mu
robię?
Podnoszę
oczy na most, który łączy dwa brzegi, a z obu stron taka sama nicość i
pobieżność. Te same wrotycze zamarzają pochylając się sztywno nad nurtem, te
same topole kruszeją i z drżeniem czekają prężenia muskułów zimowych wiatrów,
które utopią próchniejące korony w leniwym nurcie. Podobne tataraki przeglądają
się w wodzie i smutnieją, widząc swą gasnącą urodę. Most który nie łączy nic
więcej, poza beznadzieją. Most donikąd, stwarzający złudzenie. Takie, które
pcha podróżnika poza horyzont, poza zakręt drogi i szczyt najbliższy bo za nim
to już raj nieustający i zachwyt mieszka trzymając wiekuistą dobroć za rękę,
jak wnuczek trzyma dłoń babci, zanim go motyl spłoszy i do biegu poderwie.
Most
hurgocze kocimi łbami torturowanymi oponą ciężarówki wypełnionej piaskiem i
szoferem, który oddechem rozmraża szyby od środka, bo przecież wczoraj imieniny
szwagra, więc koniecznie trzeba było toast, a piasek? A co z nim? To nie jajka,
nie potłucze się w drodze, a blaszana podłoga, choćby najbardziej była pijana,
to przytulona przez grawitację nie pozwoli ziarnom na swobodny lot ku ziemi. A
kiedy już przejechała, a most uspokoił dudniące tętno, wiatr przyniósł mi na
skosztowanie kilka ziaren wprost z ciężarówki. Musiał je wykraść, kiedy szofer
w lusterku sprawdzał, jak bardzo jest nieogolony. Teraz podawał mi wprost do
oczu i krzyczał:
– Zobacz! Żółty
jest, suchuteńki, chociaż z dna rzeki wzięty. To ja go suszyłem. Dla ciebie,
żebyś dał radę unieść, bo nie każdy jest taki silny jak ja. I co? Nie
podziękujesz? Jeśli chcesz więcej, to powiedz i przyniosę. Dam radę…
Rozgadany,
jakby opowiedzieć chciał tym ziarnkiem całą swoją przeszłość i wszelkie
nadzieje, szarpał mnie za włosy i język w ucho wkładał, a ręce pod koszulę
wpychał pieszczotą jaką mogą dać sękate dłonie ślepą ekstazą obejmujące delikatność
dziewiczej piersi. Wydłubałem z oka ziarnko opite moimi łzami. Cud narodzin –
szepnąłem sam do siebie i jak zwierzę oblizałem je starannie, żeby żaden
drapieżnik nie dotarł tu za aromatem poczęcia. Ogrzewałem w dłoni, lecz nie
miałem w sobie ognia, żeby skrystalizowało w szklaną łzę. Nie umiałem go
wydorośleć, dojrzeć, obrodzić, zakwitnąć… Nic nie umiałem. Mogłem tylko nosić w
dłoni. Opuszczone, samotne i takie mną zarażone, jakby w genach otrzymało moją
samotność, której nikt adoptować nie chce.
Nie
skarżyło się ani słowem. Nie mruczało swoich żali, niepokojów, ani żądań nie
stawiało żadnych. Nie tupało nóżką, że czeka bez nadziei. Wtuliło się samo w
siebie i gdzieś na linii serca znalazło pękniętą przeszłość, w której wymościło
sobie legowisko i drzemało. Dziwne miejsce wybrało. Patrzyłem zdumiony, bo w
moich dłoniach było wiele innych miejsc, gdzie mogło zamieszkać, ale wybrało
właśnie to miejsce i wiercąc tyłeczkiem wpasowało się właśnie tu. Zawłaszczyło
to miejsce, jak czarownice zawłaszczają rozstaje dróg, choćby i cztery
kapliczki ludzie tam ustawili. Ziarnko piasku…
Patrzyłem,
bo moje. Niosłem, bo czułem się za nie odpowiedzialny. Chciałem mu imię nadać,
usynowić, dom stworzyć, choć sam go nie miałem. Wiatr zaglądał w kołyskę mojej
dłoni i usiłował głaskać, ale ziarnko drżało pod jego niecierpliwą pieszczotą,
wiec zamknąłem dłoń. Nic, że mnie w twarz uderzył do łez. Że klął wprost do
uszu słowa kaleczące sumienie, że pod nogi ciskał wszystko, co znalazł w
pobliżu. Potknąłem się raz i drugi, ale na most wyszedłem i przytuliłem się do
kamiennej balustrady, a wiatr gryzł mnie po kostkach, jak wściekły pies. Mogłem
uciec… My mogliśmy uciec, ale ziarnko zdawało się być smutnym bardzo i nie
chciało odchodzić. Może tęskni za kimś, kto został w nurcie? Może ma do kogo
wracać?
Nie
wolno być aż takim egoistą i zabierać, przywłaszczać, kraść korzystając z
przewagi. Wyciągnąłem dłoń, poza balustradę i otworzyłem. Wiatr kipiał złością,
a ziarnko zgrabnie ześliznęło się z dłoni i żółtym okiem uśmiechnęło się do
mnie skacząc w nurt rzeki. Zaborcza miłość potrafi dopiec i doczekać dłoni,
która odepchnie każde zbliżenie. Ze strachu. W krzyku wolności, która przepali
kajdany ramion pazernych, zazdrosnych i faszerowanych potrzebą zawładnięcia.
Gryziona do krwi, do najskrytszej myśli i dotykana poza granice intymności
zbuntuje się i ucieknie. Nieważne dokąd, bo ucieka się od. Ucieka się z…
Dopiero później szuka się azylu.
Zwróciłem
ziarnku wolność, a wiatr urażony opluł mnie nim poszedł w szuwary i tarmosi je
z wściekłością. Most taktownie milczał, ale on nie takie rzeczy widział.
Wiekowy most pamięta zapewne to, czego w czarnych snach nie można wyśnić, bo
wyobraźnia nawet we śnie broni przed koszmarami. Popatrzyłem na dłoń. Ziarnka
już w niej nie było. Linia nie zrosła się, nie rozrosła się dendrytem świeżego
pnia. Nawet wgłębienia nie było po miejscu, gdzie ziarnko chowało się przed
wiatrem. Tylko w bajkach ziarnko piasku może zmienić przeszłość, albo ofiarować
nieoczekiwaną przyszłość. To najwyraźniej było rzeczywiste i turla się teraz po
dnie szukając drogi do domu. Może to ja jego bajką się stanę, kiedy już dotrze
i pośród radosnych okrzyków snuć będzie opowieść z podróży? Uśmiechnąłem się
życząc mu szczęśliwej podróży, wsunąłem ręce w kieszenie i poszedłem, zanim
wiatr zdążył zupełnie zmotłoszyć szeleszczące, ostre jak brzytwa trzcinowisko.
"Zgarnij piasku jak najwięcej
OdpowiedzUsuńile się da na jeden raz-
może za małe mamy ręce,
żeby zatrzymać nimi czas?"
https://www.youtube.com/watch?v=ph4ALUkunc4
piękna piosenka.
Usuńo piasku
Usuńnie szkodzi.
Usuńgrunt, że ładna. i głos dobry.
Gdyby tak podążyć za ziarnkiem piasku... nie korci Cię taka historia?
OdpowiedzUsuńO każdym drobiazgu nawet potrafisz ciekawie ...
nie korci. pomysły wpadają do łba i się rozwijają. był taki czas, że myślałem o czymś dłuższym, żeby miało ciągi dalsze i perspektywy. chyba dobrze czuję się w niedopowiedzeniach. w niedokończonych historiach. niech to ziarnko podąży dalej już beze mnie - w Twojej głowie, albo w jakiejkolwiek innej.
Usuń