Pani
usiłowała wyhodować mózg na czole. To musiało być strasznie trudne zajęcie,
gdyż pan musiał ją prowadzić pomiędzy rozszczebiotanymi dziewczętami. W tym
czasie pani marszczyła się i wytężała mięśnie (nawet te, których być może nauka
nie poznała), żeby utrwalić na czole ową nieujarzmioną rozmaitość topograficzną
ograniczonej w końcu przestrzeni.
Kamienica,
grubo obita styropianem wdzięczy się w nowej, żółtej sukience, choć wciąż
pamiętam, że strupy na poszarzałych od kurzu kolanach kryje pod nowym ubrankiem.
Ciekawe, czy ono wytłumi nienawiść i rozpacz płynącą spoza zamkniętych okien.
Na razie styropian nie przesiąkł jeszcze wulgaryzmami, ale czy wytrzyma
uporczywe nawożenie?
Zdolni, zdeterminowani ludzie pozbawieni życiowymi
dramatami rąk malują korzystając ze stóp lub w ustach trzymając pędzel. I
potrafią osiągnąć zdumiewające efekty. Co jednak sądzić o domorosłych artystach
malujących butami gówniane obrazy za blejtram biorących klatkę schodową? Jak
nazwać taki „talent”? Miałem estetyczny kłopot z odbiorem, choć z odbiorem nie
miałem go wcale – rzucał się na mnie całymi obłokami skondensowanego aromatu.
Mózgu na czole nie mogę sobie wyobrazić, obrazy malowane ustami lub stopami zawsze mnie zadziwiają determinacją wykonawcy.
OdpowiedzUsuńCo do ostatnich "artystów" to przyznałabym Nobla temu, który wynalazł by farbę na ściany odbijającą takie "malunki" prosto na wykonawcę.
pani marszczyła się tak mocno, że jej czoło usiłowało ukształtować się na podobieństwo mózgu. mnóstwo bruzd i zakamarków.
Usuń