sobota, 19 stycznia 2019

Błogostan.


W ramach poobiedniego dłubania w zębach pomyślałem sobie leżąc nieskromnie na kanapie, że ten mój Stwórca, to jednak jest gość. Może i ma lekko spaczone instynkty macierzyńskie, co sugeruje, że dysponuje płcią z tych brzydszych, a może nawet pryszczem na nosie, ale tak całkiem nieużytkiem, to nie jest. I złośliwością specjalną nie grzeszy. Jeśli nawet uziemił kogoś gromem z jasnego nieba bez większego uzasadnienia, to jednak nie na masową skalę, lecz selektywnie i w miarę dyskretnie, skrupulatnie unikając służb mundurowych, czy mediów. Ślady własnej ingerencji starannie zaciera, a potencjalnych świadków rozbraja zaburzając ich psychikę wizją domniemanego raju, tak wyszukanego, że przestają być wiarygodni w zeznaniach.

Ten mój wielki, niepoznany dotąd Tatko to chyba taki większy dzieciuch i to z bogatej rodziny, która niedostatek miłości rekompensowała mu bezkresem zabawek. Pewnie na osiemnastkę dostał wszechświat, żeby mógł sobie troszkę poeksperymentować bez większego uszczerbku na majątku Protoplastów. Bo taki wszechświat, to zasadniczo mnóstwo niczego. Takie powietrze w plastikowej butelce. Tylko nawet bez powietrza, żeby przypadkiem coś nie wybuchło, albo nie zaraziło przez prątkowanie sąsiadów szkarlatyną, dżumą, czy innymi wiatropylnymi nieszczęściami. Choćby smród. Tkwi na ziemi, bo nie ma dokąd uciec, a tak gotów byłby wysmużyć się do sypialni Staruszków i zakłócić im to, co staruszkowie wyczyniają, kiedy dzieci nie widzą – bo ja wiem jak nie Ikebana, to pewnie Kamasutra, albo inna Joga. Powietrze prócz smrodu ponieść jest gotowe również skargi, a kto chciałby słuchać skarg, kiedy właśnie Szanowną Małżonkę kolanem ucapił i dech jej skrócił bedeesemując w celach pomnożenia wyrafinowanej boskości na wieki wieków? Taki zestresowany Potomek gotów się objawić udręczony pierworodnym cierniem i runąć na świat jak siedem plutonów ciężkozbrojnych Jeźdźców Apokalipsy, a każdy z czterema siatami pełnymi puszek Pandory i egipskich plag.

Nieliczne światy tkwią w kosmicznej pustce tak rzadko, jak rodzynki w postnym serniku, a i światy wyglądają zupełnie podobnie do tych rodzynek. Biedne, pomarszczone i wciąż wzdychające do urody z okresu dojrzałości. Mumifikowana młodość – pewnie ten wszechświat na promocji poszedł w jakiś Czarny Piątek, ledwie trzy dni przed końcem terminu przydatności do spożycia i się zupełnie postarzał. W sam raz na pierwsze podejście dla Żółtodzioba – jak zepsuje, to nie będzie żal. A, że zepsuje, to było niemal pewne.

Pomiędzy zęby wśliznęło mi się jakieś włókno i drażni, przyjemnie przypominając ledwie co zakończony posiłek wysokobiałkowy. Młodziak zadbał o swoje stado. Lodówki wymyślić jeszcze nie umiał, ale czego od Szczeniaka wymagać? Kto o lodówce myśli, zanim się dorobi mięśnia piwnego? Grunt, że przewidział problemy z aprowizacją narodu wybranego (do eksperymentu) i zabezpieczył paszę. W młodym wieku nie zawsze ma się tyle rozsądku, żeby pamiętać, że mięso psuć się lubi i to raczej błyskawicznie. I broni się zajadle. Dosłownie – jadowicie. Miał nas jakoś nakarmić i przypilnować, żebyśmy się nie struli zbyt masowo stając się gatunkiem wymierającym w konwulsjach i torsjach. Bo tymczasem jad kiełbasiany wymyślił się sam nie czekając na czyjekolwiek błogosławieństwo, czy klątwę. Dlatego właśnie paśnik musi być żywy i odnawialny. Żeby nikomu nie brakło. Chytra sztuka ów Młokos.

Błogość i sytość mijały się gdzieś w moich trzewiach, gazy szukały ujścia, a grawitacja namolnie zapraszała mój dobrobyt w odmęty kanapy. Oczy kleiły się, jakbym je żelatyną posmarował. Znikąd nadziei. Z tym mięsem spacerującym swobodnie aż do chwili, gdy przyjdzie czas na pieczyste, to dobrze wymyślił. Trochę uciążliwie, po co to tyle kształtów i kolorów? No i nóżki mógł zaprojektować krótsze, żeby tak szybko nie uciekało. A te zęby? Szpony, kolce, jad? Poniosła go młodzieńcza fantazja. Mógł opracować jakieś sześciany, czy kule w dziewięciu smakach i wystarczyłoby. Chociaż…

Koneserzy chwalą sobie rozmaitość. Wielobarwność i wielosmakowość. Rozpieszczeni grymaszą, szukając subtelnych odcieni i przypraw nie z tej ziemi. Eksperymentują zaciekle i wytrwale. Część tej różnorodności udało się już zeżreć do cna. I martwe przepisy zasiedlają stare księgi. Nikt już nie odtworzy specjałów z braku surowca. Delikatesy… Podobno w zeszłym roku udało się ludziom odprowadzić trzy gatunki drobiu do przeszłości. Pewnie z rybkami było podobnie. Przepuszczone przez jelita nie potrafią dłużej pływać. Co ten Młodzian myśli? Znudziło mu się? Wietrzy spiżarnię? Zapomniał o nas? Poszedł pewnie pograć w bilard, albo za dziewuchą jaką oczami powłóczy i nie widzi, że skrajne ubóstwo grozi ludzkości. Tylko patrzeć, jak skończy się rozpusta i nawet najzdolniejszy kucharz będzie miał kłopot z dwunastodaniową ucztą. Mógłby już wrócić i reaktywować zapasy. Inaczej przyjdzie pościć.

6 komentarzy:

  1. Gazy? Czy aby nie za dużo reklam ogląda smakosz mięsiwa? ;-)

    A tak w ogóle, Stwórca jest kobietą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gazy - ludzka rzecz.
      a boską płeć po czym rozpoznajesz?

      Usuń
    2. Po fochu z Rajem. Najpierw dała ludziom luksus nic nierobienia, a potem wyrzuciła na zbite twarze, żeby tyrali od świtu do nocy.

      Usuń
    3. wolę się nie wypowiadać na temat focha. pewnie masz większą wiedzę.

      Usuń
  2. Miliony przepisów i setki szkół kucharskich, a na co dzień w naszej kuchni schabowy z ziemniakami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. otóż to. za dużo teorii, a za mało nagich faktów na talerzach.

      Usuń