Spotkanie było tak
nieoficjalne, że skryło się pod płaszczykiem imienin gospodarza. Nie tych
oficjalnych, przedpołudniowych, urzędowo biało-czerwonymi goździkami
oprawionych i przemówieniem, ale osadzonym w prywatnych pieleszach, z imiennym
zaproszeniem i jawną sugestią zachowania dyskrecji. Patrzyłem po zgromadzonych
gościach ze zdumieniem obserwując, że żaden nie pojawił się z partnerem, czy
partnerką. Poskromiłem prywatną ciekawość wierząc, że nim wieczór upłynie
kwestia nietypowych imienin zostanie wyjaśniona i nie będę błąkał się w bezzasadnych
domysłach. Postanowiłem możliwie dobrze się bawić, zanim gospodarz przejdzie do
meritum.
Jego żona wnosiła
właśnie jakieś egzotyczne, parujące danie, a gospodarz niepostrzeżenie, hojną
ręką napełniał kieliszki. Zimne drobiazgi leżące w miseczkach i na talerzykach
uśmiechały się z przekąsem, przystrojone piękniej od gości. Miałem już okazję
degustować ręką gospodyni przyrządzonych potraw i byłem pełen zrozumienia dla
rozrastającego się brzuszka prezydenta. Nie miałem siły obronić się przed tymi
rarytasami przygotowanymi tak pieczołowicie i wyszukanie. Chyba każdy z
obecnych wiele sobie po tej uczcie obiecywał, co gorliwsi być może nawet
pościli, żeby podołać wyzwaniu i nie odpuścić żadnej z podawanych potraw.
Gospodyni wydała mi
się nieswoja, odrobinę zdenerwowana, albo zmęczona. Może wypiła ze dwa
kieliszki wina za dużo, bo jej miękkie kobiece ruchy zdawały się być
nienaturalnie sztywne. Może mi się przywidziało, jednak i gospodarz był nieco
zbyt wylewny, choć przecież pierwszy toast dopiero mieliśmy wznieść. Wzruszyłem
ramionami, przerzucając uwagę na talerz, gdzie parował gulasz w wyrafinowanej potrawce
warzywnej uwodząc mnie aromatem. Ktoś wręcz jęknął z zachwytu i pracowite
milczenie ogarnęło okolicę. Grzech takie żarcie wódką zabijać, ale toast wypić
wypadało. Dziczyzna smakowała wytrawnie. Nietuzinkowo. Co śmielsi prosili już o
dokładkę, nie czekając na kolejne dania. Gospodarze rozluźnili się, prezydent
poluźnił nawet krawat dając sygnał, że oficjalna część nieoficjalnego wieczoru
właśnie dobiegła końca.
Wódka schłodzona tak
bardzo, że była aż gęsta. Grzała i sprawiała, że marynarki po kolei zaczynały
się zaprzyjaźniać z oparciami krzeseł, a krawaty chowały się zawstydzone po
kieszeniach. Nieliczne, obecne panie ukradkiem zsuwały pod stołem szpilki, a
bardziej bezwstydni panowie popuszczali paski spodni sugerując bezgraniczne
apetyty kulinarne i szponami widelców selekcjonowali zawartość stołu nakładając
bez umiaru na własne talerze dzieła sztuki gospodyni, która lekko zaróżowiona
zerkała z dumą na męża. Kiwnął jej głową, może nawet oko puścił i atmosfera
wyraźnie zelżała. Wódka potrafi zmiękczać nastroje. Gospodarz wstał i zadzwonił
widelcem o butelkę.
- Szanowni goście. Dziękuję wszystkim za przybycie.
Cieszę się, że przy kieliszku… hmmm… kawy… możemy porozmawiać, jednak spotkanie
to, jak się zapewne domyślacie ma również drugie, nieformalne dno. Pozwólcie,
że tym toastem napocznę temat, który być może rzutuje w jakimś stopniu na waszą
zawodową codzienność i jak mniemam na przewidywalną przyszłość
Wypiliśmy. Goście
rozglądali się niespokojnie starając się ze składu osobowego wyczytać temat zapowiedzianej
nieformalności. Sztab kryzysowy, sanepid, jednostki oczyszczania miasta, straż
miejska, służby komunalne i mieszkaniowy zasób gminny, rzecznik prasowy, służby
specjalne… Można powiedzieć, że zebrany skład osobowy gotów jest zarządzać nie
tylko małym kryzysem, ale i sporą wojną, emigracją, czy pacyfikacją. Prezydent
miał talent do wzbudzania zainteresowania. I te teatralne, dramatyczne
zawieszenia głosu i wzrok spersonalizowany, sięgający dusz indywidualnie. Gdyby
nie został politykiem, karierę aktorską miał gwarantowaną. Goście odsunęli
lekko talerze i patrzyli na gospodarza w niewypowiedzianym pytaniu.
- Temat jest złożony, wielowątkowy i rozwojowy. Ze
względu na… powiedzmy przewidywalne kontrowersje musi pozostać tajnym. Do
czasu. Przedstawię państwu dzisiaj zręby idei, a za rok, zaproszę wszystkich obecnych
na kolejną imieninową ucztę, żebyśmy wspólnie popchnęli temat w kierunku jego
realizacji. Nie ma powodu do pospiechu, gdyż zamierzenie jest długofalowe, ale
musi być doskonale przygotowane, przemyślane i powinno zawierać rozwiązania na
każdy możliwy potok zdarzeń. Znamy się wszyscy, więc chyba widzicie po
personaliach, że podchodzę do tematu nader poważnie i nie zamierzam zdawać się
na przypadek.
Wódka wyparowała już
chyba z każdej głowy, więc uzupełnienie płynów wydało się koniecznością.
Prezydent zaintonował, sztućce cichutko zadźwięczały skubiąc zimne mięsa,
galarety i sałatki.
- Temat, który medialnie istnieje niezbyt często, a
jednak sporadycznie pojawia się, chociaż usiłuję własnymi, nieformalnymi
kanałami spowolnić rozpływ informacji, dotyczy szczurów miejskich. Nie deratyzacji,
a szczurów. Zapewne każdy z nas widuje je niemal co dnia idąc do pracy. Według
danych docierających do mediów w granicach miejskich populacja szczurów
osiągnęła poziom 2-3 mln sztuk. Powiem wyraźnie. Media mają bardzo zafałszowane
dane i to nie jest błąd kilkuprocentowy, a kilkukrotny. Moim zdaniem ich
liczebność błyskawicznie zbliża się do dziesięciu milionów i będzie nadal rosła
w postępie geometrycznym.
Jeśli chciał nam
odebrać apetyt, to właśnie mu się udało. Narzędzia powypadały z rąk i oszpeciły
obrus kleksami sosów i soczystymi plamami. Ktoś zakaszlał, ktoś sapnął. Nikt
się nie odezwał, a prezydent kontynuował.
- Populację otrzymaliśmy w spadku po moim poprzedniku.
Nie chciałem i nie mogłem wcześniej państwa uprzedzić, gdyż musiałem pośród
personelu znaleźć osoby godne zaufania. Sprawdziłem was wszystkich dokładniej
niż urząd skarbowy, niż IPN. Ta informacja nie może opuścić waszych ust.
Szczury mamy w spadku po dwóch poprzednich gospodarzach tego miasta i zostaną
również po nas. Polecam… Żądam bezwzględnego milczenia poza tym gronem i nie
życzę sobie nawet dygresji w tej kwestii. Będziecie skrupulatnie pilnowani
przez tajny, wyszkolony w tym celu podmiot.
I jeszcze nas
wystraszył. Uśmiechnąłem się lekko i cynicznie. Widać tak mam, że nie walczę z
nieuniknionym i domyślałem się, że ceną za dostatek będzie lojalność. Szczury?
Bałem się, że będę musiał znacznie bardziej uświnić sumienie. Ze szczurami
poradzę sobie bez uszczerbku na śnie spokojnym, czy pełnym wstydu zerkaniu w
lustro podczas golenia.
- Powiem najogólniej, żebyście mieli rok na własne
myśli. Szczury mają się stać dobrem miejscowym. Trzeba tylko pilnować, żeby nie
działa się im większa krzywda. Nie wolno dopuścić, aby przyrost był zagrożony.
Dwaj prezydenci, do dziś społecznie szanowani, pilnowali, żeby się udało i nie
chcę wyjść na nieudacznika, który zniweczył ich trud! Mamy pilnować, żeby miały
co i gdzie jeść. Żeby mogły się rozmnażać, a trutka była bardziej szczepionką
potęgującą przyrost, jak narzędziem mordu. Żadne zdecydowane, zmasowane akcje
nie wchodzą w grę. To nasz kapitał, który musi dopiero zaprocentować.
Tu mnie miał. Zginąłem
we własnej głowie i nie widziałem najmniejszego sensu, aby pielęgnować te
ohydne gryzonie. Dokąd tej chłop zmierza? Nie jest pijany, bo on mógłby wypić
pół wiadra wódki i idąc po rozciągniętej pod niebiosami linie recytować płynnie
konstytucję wspak. W sześciu językach!
- Moi drodzy. Jesteśmy inicjatorami. Gospodarzami
plantacji. Eksperymentalnej hodowli. Ekologicznie czystej. Dzikiej, więc nieskażonej
koniecznością budowy zagród, inspektów, szklarni, wolier, czy klatek. Hodujemy
dziczyznę na konsumpcję. Wolnowybiegową, nie faszerowaną sterydami, odporną na
choroby cywilizacyjne. Prawie dziesięć miliardów ludzi… Świat nie wyżywi nas
planktonem, czy krowami z kolczykiem unijnego paszportu. Musimy nauczyć się
jeść to, czym dysponujemy. A dysponujemy wybieganym, czujnym i roztropnym
mięsem kryjącym się przed ludzkością, żeby nie wpadła na pomysł zjeść to mięso.
Cóż… Szczury miały pecha – ktoś je w końcu dostrzegł. I teraz… Hodowla ma się
znakomicie. Trzeba ją wesprzeć i pomóc rozwinąć, zrobić marketing i
dystrybucję. Ubojnie, masarnie – wszystko dedykowane temu mięsu. Pomyslcie
proszę w zaciszu prywatności. Poświęćcie chwilę czasu tej myśli, a za rok
spróbujemy wspólnie przesunąć granice tolerancji społecznej tak, żeby
niemożliwe stało się fascynującym rozwiązaniem i kontynuacją żywotności ssaków
naczelnych.
Kiedy kończył mówić…
Może tylko mi się zdawało, ale brodą niechcący wskazał na nasze talerze… Nie… -
szepnąłem sam do siebie – Nie mógł nam tego zrobić… Podniosłem wzrok i poszukałem
oczu gospodyni…. Znalazłem je, skupione na niewidocznych z mojego miejsca
czubkach butów. Pomimo to znalazłem w nich poczucie winy… Więc jednak…
Gospodarz właśnie zaczął się żegnać, ale ja wciąż trzymałem się wzrokiem
gospodyni usiłującej uniknąć kontaktu z którymkolwiek z gości.
- Mógłbym w czymś pomóc młody człowieku? - Prezydent
objął mnie ramieniem – może zostaniesz z nami jeszcze na pół godzinki?
Dostrzegam w tobie potencjał, który może ci w przyszłości zjednać wielkich
przyjaciół i równie mocarnych wrogów. Jeśli nie uznasz tego za impertynencję,
chętnie podzielę się z tobą doświadczeniem przy lampce czegoś, co dojrzewa
wolno, lecz w smaku pozwala odnaleźć tchnienie przyszłości. A przecież
przyszłość to coś, co obiecujemy wyborcom…
Nie lada umiejętność przekuć klęskę w sukces, a ciemny motłoch kupi i stanie się wyznawcą.
OdpowiedzUsuńchleba i igrzysk...
UsuńI znowu moje wielkie uznanie za tekst.
OdpowiedzUsuńMasz fantazję.... ale może to nie jest fantazja tylko my o tym jeszcze nie wiemy...
W Warszawie parę lat temu mówiono, że szczurów jest około 8 milionów.
Teraz już nic się nie mówi.... bo może sprawę rozwiązano...
hodowla nie potrzebuje sensacji, tylko spokoju i czasu.
UsuńSzczury, pomysł nie nowy, wbrew pozorom. Pamiętam jak wśród znajomych moich rodziców zdarzali się hodowcy nutrii i to nie tylko na futra, głównie na mięso, a prywatne małe rzeźnie przerabiały ten surowiec na kiełbasy...kolejki do firmowego sklepu były długie.
OdpowiedzUsuńco robić? jeść trzeba. a mięso nie rośnie na trawniku. i karmić to mięso trzeba, zanim się je zeżre.
UsuńSkoro smaczne? Chyba jednak trzeba więcej niż kilka lat, żeby wyeliminować obrzydzenie.
OdpowiedzUsuńgłód, to bardzo mocny argument i ma wpływ bezapelacyjny na kubki smakowe.
UsuńPopuszczanie pasa? Zdejmowanie butów? Dlaczego oni sobie pokupowali za małe ubrania? ;-)
OdpowiedzUsuńwidzisz... są tacy, dla których spodnie dożywają śmierci kubaturowej przed śmiercią techniczną - pasek, dopóki jest wymagany otoczeniem jest zapięty, po jedzeniu ma tendencje do samorzutnego poluzowania. a szpilki nie należą do najwygodniejszego obuwia i nawet dobrze dobrane potrafią dać stopom w kość - pięknie wyglądają, lecz nie pozostają neutralne dla nóg. pod stołem, łóżkiem, ławką - to bardzo dobre dla nich miejsce, żeby się przeniosły, kiedy spełnią swą oficjalną rolę - rozpoznawczo-zaczepną
Usuń