poniedziałek, 14 stycznia 2019

Posłaniec.


Cień gołębia przysiadł na ścianie niczym motyl i wachluje ją, żeby oczyścić z przeszłości. Drobi jakieś kroczki, więc mu pewnie niewygodnie. Może na pionowej płaszczyźnie źle się czuje? Wreszcie przysiadł na ramie obrazu i zaczął piórka czyścić. Po cichu, żeby go kotka nie zwęszyła i ta ruda pani z obrazka, która już z niepokojem zerka, kto na jej nagość nastaje. Chyba zimno jest na zewnątrz, bo firanka zadrżała, a cień bezmyślnie powtórzył ten ruch, jakby chciał zetrzeć gołębia ze ściany. No i spłoszył mi ptaszynę. Tylko kleks po nim został drobny i pani posmutniała z samotności.

Gapię się. W martwy ekran telefonu, który nie dzwoni już trzeci dzień. Podrapałem się po policzku setny już raz i słyszę, że chrzęści. Nie goliłem się. Pewnie nie jadłem też. Może drzemałem w fotelu, ale tak bardziej nerwowo, żeby nie przegapić dzwonka. Ustawiłem najgłośniej, jak się da - z obawy. Igła gramofonu ślizga się po ostatniej spirali czarnej płyty. Też trzeci dzień. Po początkowej euforii zgasłem i nie chciało mi się już wstawać, żeby zmienić, czy wyłączyć. Jej ukochany Musorgski? Chyba tak. Energetycznie. Sabat zamieszkał na płycie i podobny w głowie miałem… Trzy dni temu.

A potem, kiedy już zajrzałem myślą pod każdy kamień gołoborza pięć razy, kiedy wtoczyłem na szczyt syzyfowe przeznaczenie, bo mnie znudził swoją nieporadnością, nie miałem siły wstać, żeby raz jeszcze przesunąć igłę na początek ścieżki dźwiękowej i wspiąć się już z własną nadzieją na plecach, jak sierpniowy turysta. Chyba mogłem się zasapać? Na pewno mogłem, bo przecież to zrobiłem. I drzemałem później dysząc ciężko. Nawet kiedy pić mi się chciało, a woda z posmakiem żelaza kapała z niedokręconego kranu odmierzając w kuchni nacieki sekund i zamieniając je na litry beznadziei wciąż zerkałem na telefon, czy nie zajaśnieje światłem połączenia.

Barek był bliżej niż kuchnia. Niż kran cieknący monotonnie. Tylko telefon odgradzał mnie od niego i milczał z obrzydzeniem patrząc, jak szukam pretekstu, żeby go zamordować. Rzucić o ścianę, choćby tam, gdzie cień gołębia się zesrał i roztrzaskać mu te piękne lica. Rudowłosa z obrazka zasłoniła usta dłonią z przestrachu, ale łokciem usiłowała wciąż chronić intymność. Przede mną? Zbędna fatyga. Widziałem ją, nim noc zapadła i o poranku. Widziałem ją, kiedy w ręce klaskała i we łzach. Tych słodkich i tych niechcianych. Nieskromną i chętną do eksperymentów, zadziorną, czupurną i głodną. Moją.

A teraz bała się, że zabiję telefon na jej łonie wypieszczonym, zakrytym skromną dłonią pianistki. Niepotrzebnie. Krew we mnie szybko stygnie. Zanim wybuchnie. Wentyl bezpieczeństwa upuszcza nadmiar emocji w słowach, które potrafią w tynku wydłubać dziurę. Nie mszczę się na przedmiotach. Nie odgrywam na pośrednikach. Niech sobie po cichu mieszka w boazerii ram złoconych, bez trwogi w oczach błękitnych, skażonych popiołem. Tylko ją przecież mam… Tylko obraz jej, bo ona… Telefon milczy. Ja również. Woda z kuchni potakuje bezlitośnie. Przelicza krople na dni. Czyżby już czwarty się zaczął?

Tęsknię. Sam nie wierzę, że powiedziałem to głośno… Telefon sprawdzam pięćsetny raz, czy się nie zawiesił, czy nadal potrafi wesołym trelem rozstrzelać ciszę. Potrafi. Ktoś do drzwi się dobijał po dwakroć, ale nie otwierałem. Nie spodziewam się gości. A poczta musi poczekać. Są priorytety, lecz poczta nim nie jest. Bezmyślnie patrzę, jak na talerzyku schnie kromka chleba, a na niej plasterek sera zakwita żółciutkim tulipanem. Miałem zjeść z rozsądku, ale przecież rozsądek zaginął bez wieści. On chyba wisi na smyczy telefonu i waruje tam. Nie ze mną. Rzuciłem kromkę na podłogę. Pod nogi rudej pani. Nie mam psa, a kotka wzgardziła. Przywykła, że dostaje na talerzu, a nie ochłap pod ścianę rzucony.

Cień gołębia zatrzepotał i sprawnie usiadł na złoconej ramie. Jakby był u siebie. Znów dreptał w miejscu i piórka wygładzał, ale zerkał na podłogę. Bał się kotki najwyraźniej i tylko ślinę łykał na wysokościach. Pani negocjowała z nim. Chyba chciała wycyganić skrzydła. Gołąb był oburzony i odleciał. A może tylko chciał zademonstrować możliwości sprzętu? Podbijał stawkę? Ruda wznosiła oczy do nieba. Na mnie wolała nie patrzeć. Nie wyglądałem szczególnie atrakcyjnie i nawet z sufitem przegrałem. I z tą pajęczą nitką, która kiwała się poruszona tchnieniem gołębich skrzydeł.

Kiedy po raz trzeci cień zaczął skrobać pazurkami liniejącą pozłotę ramy obrazu zapatrzyłem się już do szczętu. Przecież… Nawet takie prymitywne bydlątko wraca… Wszystko wraca. Potrafi. Słowa wrócą, te w gniewie wyszczekane i te od serca najcichsze, ludzie wracają… wszystko… Wróci i ona. Trzeba tylko poczekać. Bez gorączki, bez rozpaczy. Krople drążą emaliowany zlewozmywak tak beznamiętnie, jakby nic nie rozumiały. Kotka pazurkami wyśpiewuje moje tęsknoty, bo wie, że krzywdy jej nie zrobię, nawet, jeśli zacznie ze mnie jawnie szydzić. Popatrzyłem w oczy rudej pani, a ona zajęta była czymś innym. Może znów cudze skrzydła przymierzała z uśmieszkiem jadowitym? Usta zacisnęła, więc pewnie podjęła jakąś decyzję. Na stoliku, obok pustego talerzyka z kilkoma okruszkami zatrząsł się telefon ożywając znienacka. Rzuciłem się na niego z całą pasją drążącą mnie od tylu już dni. Drżał mi w rękach sygnałem wiadomości, aż dokumentnie gołębia wypłoszył:

- Przyślę kogoś po obraz. Pojutrze.

12 komentarzy:

  1. Ani gołąb, ani telefon nie przyniosły ukojenia. Nawet obraz nie został? A to zołza.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cień gołębia może wróci... tylko na czym usiądzie, kiedy obraz zniknie?

      Usuń
  2. I w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało naraz.
    Nie lubię gołębi...gdybym czekała 3 dni na telefon, tym bardziej wkurzałby mnie taki skrzydlaty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taki z Ciebie nerwus?
      po trzech dniach można stracić całą witalność i być strzępem życia.

      Usuń
  3. Wszystko wraca, tylko nie (w) czas...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pesymizm też? czy on trwa na posterunku nieustająco? jak ta wieczna lampka?

      Usuń
    2. nic o tym nie wiem, nie znam "człowieka" ;)

      Usuń
    3. tym lepiej. dla Ciebie.

      Usuń
  4. Wróci - jeśli też tęskni, jeśli lubi, jeśli chce. Gdyby jednak nie wróciła to nie ma, co żałować - widocznie nie są sobie przeznaczeni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. takie problemy łatwo się rozwiązuje z boku. w środku są zdecydowanie bardziej dotkliwe.

      Usuń
  5. Racja, ale to przecieź tylko opowiadanie. Czy może się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak najbardziej opowiadanie. nie mylisz się. ale i tak podobne dylematy z boku rozwiązuje się łatwiej niż będąc osobiście dotkniętą jednostką.

      Usuń