Jestem
dziewicą. Dziewicem – jak z wrodzoną złośliwością uwielbiam o sobie mówić, by
otoczenie nie uwierzyło w omamy zasłyszane i płynnie przeszło do porządku
dziennego z już oswojoną, nieprawną myślą, że jestem potomkiem jakiejś
starożytnej fortuny. Z pobłażliwością dla mojej rzekomej ekstrawagancji wywodzącej
się od faraonów, cezarów, cesarzy chińskich, czy azteckich bóstw
nieobjawionych. Nawet, kiedy się zająknę ze zdumienia traktują to, jak manierę,
niczym mały paluszek odchylony zalotnie, kiedy uszko filiżanki nie mieści się
nawet pod kciukiem i wskazującym.
Czasem,
w rozmowach wtrącam francuskie R, czasem przedwojenne, lwowskie Ł. Złośliwie i
z premedytacją mówię H gdy słowo dobija się warczącego R. Albo opowiadam o
utraconych majątkach, o latyfundiach przegranych niefrasobliwie w Monte Carlo, czy
o finansowaniu wypraw nieznanego nikomu żeglarza, który miał pecha nie wrócić z
podróży do tam-gdzie-jeszcze-nikt-i-nigdy. Na zgubę rodowego majątku. I jak
czekam kolejnych odkryć archeologicznych, żeby go odnaleźć i zobaczyć, czy
zabrakło mu szczęścia, czy wręcz przeciwnie. Gdyby nie to moje Ł, pewnie
zostałbym uznany za głupca, ale nieskromnie powiem, że marynarka, nawet z
drugiej ręki potrafi do mnie przylgnąć lepiej niż rzep do psiego ogona, krawat
bezwstydnie wygrzewa się na moim brzuchu i patrzy z pogardą, na inne, którym
mniej szczęścia los zgotował.
Jestem
dziewicem skorodowanym, spaczonym i zepsutym herbem, który już pięć razy
przechodził gruntowną renowację, żeby nie wyblakł na frontonie. Czyszczony w
portalach bram z gołębiej atencji tak wielkiej, że kształt ginął pod nawozem
grzejąc się intymnym ciepłem i puchł od amoniaku przez okres nieco tylko
krótszy niż niegościnne skały archipelagu Galapagos. Wyklętym baronem,
zapomnianą gałęzią, która przetrwała zapędy i nienawiści czarnych i czerwonych,
białych, zielonych, tęczowych i purpurowych. Nawet blado-niebieskich, albo i
bezbarwnych, jeśli się tacy narodzili i knuli swoje nienawiści w zaciszu sekt,
loży, kościołów, oktagonów, czy pentagramów. Przetrwałem, choć zasługa moja w
tym niewielka i ledwie chwilowa. Historia i pochopność przodków przeniosły geny,
skrupulatnie maskujące się pod oficjalnym, nieszczerym uśmiechem.
Jestem
dziewicem z wyboru. Nie mam w sobie odwagi, żeby przeciąć nić życia, ale mam
kaprys tę właśnie zakończyć. Może ktoś zapamięta. Pierwszych i ostatnich się
pamięta. Pozostali, jeśli są tylko ścieżką wiodącą ku przyszłości, to muszą się
wykazywać. Szczególną podłością, siłą, bezwzględnością, talentem. Nie mam w
sobie wielkich cech i wielkich żądz. Trochę się boję, że moja ułomność mogłaby
szukać w przyszłości wszystkiego, czym ja nie jestem. Szukać i znaleźć,
zrównoważyć deficyt, żeby zakwitnąć i eksplodować. Rzucić się na świat, jak na
padlinę i chlać posokę wprost z rozdartego grzbietu, z wątroby, ze szponami
zatopionymi w paroksyzmie pokonanego pyska, nim sępy zwęszą padlinę. Mam w sobie
wyobraźni poczerniałej, zgorzkniałej i nieufnej tyle, że przestałem zwracać
uwagę na opcje optymistyczne. Na ferment, który pcha do działania z nadzieją
iluzoryczną, podsycaną gorącym łbem. Albo łbem, który chytrze ukrywa się za
plecami tych, których łatwiej wysłać na pierwszą linię frontu, by swoją krwią
użyźnili cudze idee.
Kisnę.
Gniję. Śmierdzę, bo historia zawsze śmierdzi, zanim wiatr niepamięci nie
rozsnuje mgieł zarazy. A do smrodu ciągną muchy. Wystarczy, że owoc z drzewa
spadnie, a przychodzą ci, którym odwagi nie wystarcza na walkę z tętniącym
życiem. Oni pasą się trupami. Osy potrafią jeść jabłka rosnące na drzewie.
Muszki owocówki czekają, aż owoc spadnie, aż się potłucze, zmieni kolor i
zacznie uwodzić winnym aromatem. Muszki chcą się upić – nie najeść. Chcą
pogrążyć się w koloryt odległy od rozsądku. Rozumiem to. Też uwielbiam stan, w
którym odpowiedzialność zostawia się w szatni, a wchodzi się nagim do pokoju
bez monitoringu i wolno wszystko. Głowie wolno dwa razy więcej niż wszystko. I
ona czasami z tego korzysta, wstydząc się dopiero wtedy, gdy podniesie z kurzu
porzuconą bieliznę dnia poprzedniego.
Miałem
być dziewicem i pokoje bez monitoringu nie dla mnie. Boję się własnej,
przypadkowej płodności. Boję się natarczywości muszek-owocówek, gotowych spić
ze mnie to, co chcę uśmiercić. A muszki krążą, wdzięczą się, czekają okazji,
żeby przysiąść. Plankton przyniesiony wiatrem, chmura pożądania falująca w
ciepłym słońcu i szukająca swojej szansy. Nie wiem, czy znajdę w sobie aż tyle
sił. Rezygnacja wydawała się łatwiejsza. Natura chwyta mnie w szpony i w autoerotycznych
aktach kusi mnie obietnicami raju. Ocieram się dysząc ciężko. Cóż to za
dziewic, który ukradkiem eksploatuje zakazane złoża? Prysznic spłukuje grzech
dawno już nie pierworodny. Głowa rodzi obrazy. I ona przeciwko mnie?
A
kto chciałby być synem demona? Komu spowiadać się może? Kto usprawiedliwi
dylemat zdrajcy? Kto Judaszowi łzę własną szczerze utoczy. Być musiał, żeby
historia się stała, a chętnych niewielu… Tylko on wziął do ręki nóż… Tylko on
miał odwagę pchnąć słowem i zabić. A potem jego syn, wnuk, dziewczątko niewinne
tysiące lat niesmaku noszące w genach płacze ciężarną nocą, bo kolejnego
zdrajcę na świat przyszło w łonie pielęgnować. Mażę historię gumą, aż jej karty
dziurawię na wskroś. Mażę bez skutku. Jestem dziewicem, który nie ma odwagi
spojrzeć w twarz następnemu pokoleniu.
Płeć
gorącą i pochopną w rękę biorę, w drugą nóż ostrzony laserem, żeby nie
poszarpał skóry. Nim ulegnę, nim poddam się słabościom, żeby w przyszłości
ujrzeć siebie. Kto chciałby taki spadek dostać? Wargi do krwi gryzę i gwałt na
sobie krzykiem zapowiadam. Krzyczę strach, ból, nienawiść, wolę. Krzyczę
bezradność. Przeszłość krzyczę, nawet tę nieświadomą i pluję w twarz
przyszłości. Jestem dziewicem… Jeszcze… Muszki krążą wciąż bliżej, wciąż
odważniejsze, bardziej zdecydowane i zachłanne… Zamykam oczy… Krzyk niepojętego
bólu odbiera mi świadomość. Odbiera pokusę, możliwość i słabość. Muszki jeszcze
się tłoczą, choć tego już nie wiem. Nieświadomość ciepła przytula mnie do
siebie i prosi, bym z nią został już na wieki. Muszki coraz śmielej,
zawiedzione, pastwią się nad ułomnością i nawet nie próbuję poznać ich myśli…
Będę dziewicem… Choćbym był najsłabszy na świecie.
Głowie wolno dwa razy więcej... otóż to, dla mnie to bardzo ważne zdanie!
OdpowiedzUsuńgłowie wolno jeszcze więcej - mi najwyraźniej zabrakło odwagi, żeby napisać prawdę.
UsuńO przewrotności
OdpowiedzUsuńżycia😎😋wszystko się kończy i dziewiczych umiera
Wszystko się kończy i dziewic
OdpowiedzUsuńumiera
Tak miało być
a co. nie za każdym razem musi być, że żyli długo i szczęśliwie.
UsuńZbyt ciężki kaliber tego opowiadania, jak na tę porę (6:42), abym mogła się do niego odnieść.
OdpowiedzUsuńWięc tylko zostawiam życzenie Miłego Dnia. :-D