Znienacka umyśliłem
sobie cały świat umiłować i powolutku zaczynałem się pogrążać w uczuciach
ciepłych, puchatych i bezgranicznych. Kwitłem fiołkami na majowych, alpejskich
zboczach, albo otwierałem się perłą na plaży oślepiająco złotej. Mało tego!
Ogoliłem się, na wypadek, gdybym miał przytulić do własnej piersi tę miłość
niezmierzoną, chociaż co ma do tego golenie piersi, to nie bardzo zrozumiałem.
Że niby ekstra cycki mam sobie ogolić? To byłoby łatwe, gdyż uporczywie
„zapominam biustonosza” z powodów przyziemnie materialnych. Nie kupuję, bo nie bardzo
mam co w takie opakowanie schować, chyba, że kupiłbym w warzywniaku dwie
brzoskwinie i zapragnął zjeść je na ciepło nim wrócę do domu. Tylko jakoś nie
pałam chęcią pożerania ciepłych brzoskwiń, więc z automatu zapominam i wiem, że
nie jestem w tym zapominalstwie odosobniony. Trudno ogolić nic… A może łatwo?
Nawet maszynki nie trzeba, ani porad na FB…
Sercem umyśliłem sobie
podzielić się z każdym potrzebującym, może nawet z głodnym, ale najpierw uczciwie
sprawdziłem, czy to w ogóle wchodzi w rachubę. Serduszko mam dość lichawe,
przechodzone i hodowane bez nadmiernego nawożenia, więc na king-konga GMO nie
wygląda i rozmiar ma taki bardziej mizerny, ekologicznie czysty, więc zapewne
jest robaczywe. No i tych obiektów śliniących się i ostrzących noże… Siedem
miliardów? Nie bójmy się wielkości tego słowa – to tylko ludzie. A gdzie sępy,
rekiny, lwy liniejące w słońcu, tasiemce, pluskwy i pijawki? Gdzie szakale, domowe
kotki i chihuahua? Stado głodomorów watahą już się czai i ślina im z pysków
cieknie, a ja jeszcze w opakowaniu i taką błahą przekąską… Nie da się mnie pokroić
tak cienko! Nawet grafen ma skończoną grubość poniżej której zejść nie potrafi.
A co dopiero ja – taki nieidealny…
Postanowiłem więc
oślepić towarzystwo własną kubaturą i to przed depilacją. Skarpety, choć
czyste, zdjąłem, bo w końcu nie zamierzałem onieśmielać towarzystwa bawełną –
podobno bawełną, choć trudno mi w to uwierzyć – zbyt niechętnie pije pot, gdy w
emocjach powstającego planu krążę nerwowo wokół siebie. W ramach krążenia
utożsamiam się z dawno już nieżyjącym (czy aby?), czarnoskórym niewolnikiem na
kubańskiej plantacji rumu w postaci wegetatywnej i łzy nad samym sobą toczę
szczodrze. Zamówiłem za ostatni grosz paparazziego, który w ramach inwestycji w
siebie i budowania ekstrawaganckiego portfolio gotów był zejść z bieżącymi aspiracjami
poniżej miliona za trzy niepozowane foty plus 30% udziału w łupach, gdybym
przypadkiem osiągnął status „jednostka globalnie pożądana”, albo chociaż
„praprzyczyna orgazmu zainicjowanego samozapłonem”, czy „obiekt zastępujący
środki wymiotne”. Zgodziłem się, bo w negocjacjach jestem laikiem i zacząłem
się prężyć, stawać na palcach i nadymać nieistniejące mięśnie, a własne
przyrodzenie usiłowałem zakląć, żeby stało się atrakcją jeśli nie sezonu, to
choć jednodniową, jak jętka, która musi się zmieścić z cyklem życiowym w jednej
ludzkiej dobie… Pewnie nie ma czasu na nudę.
Łabędź-solista
dowolnej płci i wieku odtwarzający erotyczne inklinacje petersburskiego
geniusza pozazdrościłby mi pozy, jaką przybrałem, a najbardziej tolerancyjny
ortopeda pogroziłby mi palcem, albo wezwał pogotowie psychiatryczne, żeby
dochować wierności przysiędze Hipokratesa, który niebacznie pozwolił sobie na
wiekuistą, niezapomnianą niedyskrecję. Wychudzony, z żebrami kaleczącymi
obrazek, z … no… Nie przesadzajmy z doskonałością opisu, gdyż pora jest taka,
że nawet ci z rodziców idących z kurami spać jeszcze nie poszła myć zębów i nie
ujarzmiła własnych popędów w okowach sukni bogatymi zdobieniami mającymi
odwrócić wieczorną uwagę od stęsknionych pieszczot lędźwi. Pachniałem grzechem,
nie podlegającym negocjacjom, czy odpuszczeniu win nawet w skorumpowanym sądzie
ostatecznym.
Mój chytry plan wciąż
napotykał na przeszkody i utrudnienia w ruchu, jakby to był początek sezonu
remontów i modernizacji, jakby Unia Europejska przyznała ekstra środki na
zmianę organizacji ruchu… Jak żyć? Na budowie? Kiedy wydmy piasku okazują się
być klepiskiem przyszłej autostrady? Czyżbym za szybko się urodził? Przecież
wpływu na to nie miałem… Co bardziej cyniczni pastwią się nade mną, że jestem
owocem miłości, kiedy ja czuję się armatnim mięsem. Może już dość hipokryzji?
Może dość terroru wegetarian i popularnych ponad pojecie ludzie mniejszości?
Dlaczego nie mogę być kawałkiem surowego mięsa zapakowanego w skórzaną
reklamówkę, bo z niej przynajmniej nic nie wycieka zbyt często i smród potrafi
przechować równie skrupulatnie, jak wartość odżywczą? Jeden worek na jedno
życie. Dożywotnie, niepowtarzalne opakowanie jednorazowego użytku. Doskonałe w
swojej złożoności.
Roztkliwiłem się nad
samym sobą, że takie nieszczęście mnie dotyka. Że sam dla siebie być muszę
drogowskazem i znikąd pomocy. Trudno jest otoczyć świat uczuciem, a jeszcze
trudniej pięknym. Zdecydowanie łatwiej powiedzieć: „mam cię w dupie” i
podkreślić wypowiedź wykrzyknikiem skierowanym do każdego możliwego zewnętrza.
I co teraz? Przysłowie sugerujące, żebym siły na zamiary mierzył patrzy na mnie
z pogardą i lada chwila splunie zatwardziałą żółcią spod serca, a ja wciąż mam
złudzenia, że to możliwe i da się doprowadzić proceder do szczęśliwego końca.
Ktoś anonimowo się uśmiecha, inny mija niepostrzeżenie. Nie widzą dramatu. Albo
pomóc nie potrafią. A ja? Potrafię? Chyba nie ale tak bardzo chciałem
spróbować, że gotów jestem zakrwawić chodnik, żeby skosztować sukcesu. Idę
pośród ludzi szukając zrozumienia, a wieloznaczna obojętność zastyga w
milczeniu, kiedy mijam to i owo. Pod skórą mają to samo… tak sądzę… Wierzę, że
oni też szukają w ludziach człowieka. Szukają wspólnoty i zrozumienia dla
własnych słabości. Im bardziej czuję, tym bardziej się zbroją. Pancerni.
Husaria XXI wieku. Teraz, to już się boję powiedzieć „kocham cię, kimkolwiek
jesteś” Boję się nawet tak myśleć.
Patrzę w twoje oczy…
Dzisiaj też, lecz już mniej odważnie…
Tak też bałabym się nawet pomyśleć...nawet gdyby dziś Jezus zstąpił na ziemię , to najpierw zastanowiłby się czy warto powtórzyć zbawianie niektórych.
OdpowiedzUsuńczyn zdumiewający popełnił. zamiast coś naprawić, to zaplanował samobójstwo, żebyśmy mieli symbol na srebrnym łańcuszku.
UsuńStwórz coś na podobieństwo 500+, ale w wymiarze wszechświatowym i wtedy wielu Cię pokocha w tym nawet ci z alergią na włochate cycki:))
OdpowiedzUsuńto już chyba wolę, żeby mnie pokochali za włochate cycki. za 500+ łatwo jest kochać... zbyt łatwo.
Usuńw skupieniu siadam do hodowli. może nawet zakwitnę, bo i w chaszczach zdarzają się kwiaty.
A kogo masz zamiar złapać na warkocze na klacie? Daj sobie spokój - myć trzeba będzie często, odżywki używać i do fryzjera chodzić obnażać tors przy wszystkich. Przemyśl to jeszcze. Na spokojnie. ;)
Usuńhodowla, jak z trawnikiem nie Wembley - potrwa z pięćset lat... nie ma powodu do niepokoju. będzie czas pomyśleć kogo złapać i jaką fryzurkę wymodelować.
Usuń500 lat to sporo czasu - przekonałeś mnie. ;)
Usuńznakomicie - pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł.
UsuńWziąłeś temat na klatę. Kocha się z głębi, nie musisz się odsłaniać.
OdpowiedzUsuńmożna kochać z zasadzki? z ukrycia? chyba mam za małą klatę...
UsuńMożna. W każdy możliwy sposób.
Usuńa nie trzeba najpierw zostać partyzantem?
UsuńMasz na myśli... podchody?
Usuńz ukrycia działają partyzanci. tak sądzę.
UsuńCzy z głębi (serca) to z ukrycia? I skąd się wzięło serce na dłoni?
Usuńz polowania? zwycięzca bierze wszystko, ale zanim plemię nakarmi sam rarytasy wyjada póki ciepłe?
UsuńA to dzikus!
Usuńi jaki dosłowny.
UsuńTrzeba przyznać, że facet wykazał dużo samozaparcia, żeby pokochać... Święta racja, że łatwiej odwrócić się plecami.
OdpowiedzUsuńAle Oko - jeśli wiesz jak spojrzeć światu w oczy to podziel się wiedzą. Ja bym mu chętnie popatrzyła. Długo i intensywnie...
sądzisz, że byłbym tu gdybym to wiedział? zastanawiające...
UsuńAch - znaczy masz nadzieję, że ktoś podpowie? To zupełnie jak ja. A nadzieja podobno matką głupich. ;)
OdpowiedzUsuńszukać nie zawadzi - to nie jest karalne. a nuż się uda, choćby zbiorowym wysiłkiem.
UsuńPonoć w kupie siła...
OdpowiedzUsuńtam szukać nie zamierzam - nawozem niech się zajmą inni.
UsuńTekst mnie raczej rozśmieszył, umknęło głębsze przesłanie, bo sobie wyobraziłam prężącą się postać, ogoloną klatę z brzoskwiniami, a wokół śliniące się ludzkie stado.
OdpowiedzUsuńto i dobrze. śmiech jest znakomitym lekarstwem na braki wszelakie.
UsuńTyle przygotowań, tyle wysiłku, a na końcu lęk przed wszechświatem całym. Może trzeba było ogolić najpierw nogi albo głowę, bo i zimą widoczna, więc wszyscy zmianę zauważą, a o to przecież chodzi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
przygotowania zwykle są ważniejsze od samego finału. więcej w tym pracy umysłowej, decyzji, wątpliwości... zaawansowane procesy. bloki decyzyjne aż skrzypią z wysiłku.
Usuń