Niektórym moim
przyszłościom musiałem pogrozić palcem. Pchały się, gdzie ich jeszcze nie było,
a i ja nie chcę, żeby tam zaglądały. Dlaczego? Bo jestem zbyt słaby i za głupi.
A jeśli im się spodoba? I zostaną? A może nawet pójdą dalej tym tropem? Są ścieżki,
po których nawet Bóg nie chadza. Żeby pokusa go nie uwiodła. Bo na miłość
mocnych nie ma. A nienawiść pulsować potrafi tak dotkliwie, że płuca kaleczą
serce ścierając je na trociny. Są uczucia tak gorące, które wygrawerują siną
lilię na policzku, żeby już nikt nie miał złudzeń – dziwka sprzedajna.
I nikogo już nie
obchodzi, czy z głodu, czy cynizmem pchana, odda się każdemu, kto własne „chcę”
monetą uzasadni. Każde miasto zna takie dzieci. Płeć jest nieistotna, bo
zapotrzebowanie jest duże na każdą. Im młodsze, tym lepiej. Im bardziej
nieśmiałe, tym większe pożądanie wzbudza. Byle wciąż było głodne. Byle rozsmakowało
się w chemii, od której uciec się już nie da, Byle nikt nie pokazał im świata
wolnego od mrocznych dworców. Dziewictwo zapłakane, wielokrotnie naruszane
przez potwory żonglujące kilkoma monetami…
Lepiej nie wiedzieć?
Udawać? Iść pięknym deptakiem mijając zasmarkane, wulgarne plemiona żebraków
wypatrujących chciwie każdej oznaki słabości? Litości, czy snobizmu chcącego
zaimponować towarzysko? Oni tam są. Wyrafinowani i bezwzględni. Okradną, jeśli
dam im okazję. Ale gdybym miał wystarczającą siłę, to mogę okiełznać. Będą
skomleć i żebrać, będą strachem wypełniać płuca i pokorą tym większą im
bardziej za gardło złapię się odwdzięczą. Oni znają wartość życia i złudzeń nie
mają żadnych. Krzyczą ze strachu, z biedy są agresywni. Nie stać ich na
konwenanse. Kradną, żeby żyć. I spełnią najmroczniejsze żądze, jeśli oszukać
ich obietnicą życia.
Moje przyszłości
rozpełzają się jak larwy much na trupie gnijącej przeszłości. Nie może się nic
zmarnować, bo życie zbyt ważkie jest dla każdego istnienia, żeby pozwoliło
sobie na ekstrawagancję wybredności. Żyć! Nic więcej się nie liczy. Być, trwać,
istnieć… Bo kiedy teraźniejszość już się uda, wtedy można chcieć. Wtedy można
już marzyć i mieć nadzieje. Wtedy można kształtować przyszłości odległe, albo
te całkiem prozaiczne. Wtedy po prostu można. Ktoś kpił, że wybór dostać można
tylko od szatana. Ale wybór oznacza życie… Można się schować pod drzewem
mądrości i obok niego dogorywać niepostrzeżenie snując się pomiędzy
nieświadomością, a brakiem rozsądku.
Uciec od wyborów, od
zgiełku, od niepewności… W samotność? W nicość? W wilgoć piwnic zapomnianych?
Jaskiń niepoznanych? Życie chce się tulić do innego i nieważna wrzaskliwa ideologia.
Hasła dumne pyszałków szczekających głośniej od wygłodzonej watahy. Gdyby życie
trwać miało jednostkowo – wszechświat jest tak bogaty, że każdy „Mały Książę”
mógłby zamieszkać na dowolnej z planet, czy gwiazd. Każdy z tą symboliczną
różyczką do kochania z braku alternatywy. I każda księżniczka znalazłaby własny
księżyc, żeby go spopielić łzami niespełnienia. Tupiąca nóżkami, zapłakana
bogini, do której wzdycha wszechświat, lecz wzrok ma zbyt słaby, żeby pośród
próżni zauważyć groszek, na którym mieszka niepostrzeżenie.
Poskramiam. Nie
pozwalam nawet gdybać, depczę zarodki i samosiejki każdej myśli, która ucieka
od świata. Gdybania gaszę choćby i moczem własnym, jeśli łez mi zabraknie.
Nieważne czym. Aby nie pozwolić im na spacer donikąd, z którego wrócić być może
nie zechcą. Szukam życia pełnią witalności, potrzebą egoistyczną, choć przecież
ona spełnia tylko główne przykazanie przyrody – przetrwać, pomimo wszystko…
Jestem brutalny i wulgarny. Jednoznaczny. W każdej chwili, kiedy pytasz „orzeł,
czy reszka?” odpowiadam – „życie!”
Kulę się i drżę ze
strachu, co zrobisz, ale „życie!” krzyczę pomimo. Nie musisz być piękne, nie
musisz bogate… Bez farb i kiczu, bez rozgłosu i spamu… Bądź…. Ze mną, dla mnie,
obok mnie. Przytul i zostań, a oddam się wzajem. Napiętnuj lilią, kopnij nawet,
ale nie zostawiaj mnie proszę. Wtulę się w jakieś niedopowiedzenie, w zaścianku
zapomnianym będę cię chwalił cichutko. Może zajrzysz kiedyś do mnie? Postaram
się tych nicponi mocno za kark trzymać, żeby mi się nie szwendały po
nieskończonościach wyboru.
Ośmiornica ma macek
osiem, a stonoga? Kto wie ile faktycznie ma nóg, ale wyobraźnia granic nie ma
chyba żadnych. Rośnie dniem i nocą, napędzona myślą/mową/uczynkiem i
zaniedbaniem. Rośnie wraz ze mną i przerasta mnie zanim zdążę się tego
domyślić. Żyje w snach i na jawie, nigdy nie męczy się i nie rezygnuje. To jest
dopiero siła! Wytrwałość i bezwzględność. Aż strach myśleć, że ona… jest tylko
cząstką mnie…
Trzymam w zaciśniętej
pięści lejce i niepokorne, zbyt odważne, zbyt nierealne myśli tłamszę dłonią.
Może pękną mi ścięgna, może mięśnie zakwaszę. Może kości połamię z wysiłku,
albo zdechnę nieugięty. Może… Jeśli nie, rozwłóczą mnie po stepach, po
szczytach gór nieistniejących tu od zbyt dawna, żeby mogły być prawdziwe.
Trzymam, żeby nie stać się nawozem historii. Chcę pozostać przyrodą. Nie
ludzkością, żądną pomników i miejsca w encyklopediach. Być chcę. Zęby skwierczą
z wysiłku, a ja nie umiem już nawet powstrzymać myśli kiełkujących we mnie zbyt
wybujale. Z braku lepszych uzasadnień oszukuję siebie, że to oddech Boga
realizuje jakiś plan. Zbyt duży do zrozumienia.
haha, i tak trzymaj! Wytrzymasz kolejny rok?
OdpowiedzUsuńmnie pytasz? czy tego, co oddechem zapłodnił życie?
Usuńja wytrzymam, jeśli będę.
hmm... dobre pytanie :)
UsuńBądź.
odkłaniam się bezzasadnie...
Usuńtylko się nie uśmiechaj, bo już 'widzę' co to byłby za uśmiech :)))
Usuńnie musisz się obawiać - nie pałam żądzą zapładniania oddechem kogokolwiek, a uśmiecham się zdecydowanie nietoksycznie.
UsuńDobrze... Niech będzie nietoksycznie, ale odrobinę zaraźliwie.
Usuńrozumiem,że udało się uśmiechnąć?
UsuńO, tak.
UsuńNajlepszego Nowego Roku - wpadnę do Ciebie na dłużej już niedługo :).
OdpowiedzUsuńnieprawdopodobne...
Usuńmam wielki gar... zazwyczaj na bigos, albo barszcze, ale już zaczynam gotować w nim wodę na kawę. Pół wiadra na głowę - może na początek wystarczy (wiadra nie największe, nie denerwuj się zbyt mocno)?
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuń"Nie chcę ani tajemnic, ani stanów duszy, ani rzeczy niewyrażalnych, nie jestem ani dziewicą, ani księdzem, żeby bawić się w życie wewnętrzne."
(La nausée - J.-P.Sartre)
Pozdrawiam:)
trochę tak brzmi, jakby ksiądz i dziewica byli jedynymi godnymi dźwigać tajemnice. zabawa w życie wewnętrzne brzmi bardzo cynicznie.
UsuńWszyscy chyba kiedyś staniemy się przyrodą...
OdpowiedzUsuńchyba trudno być przyrodoodpornym.
UsuńNie powstrzymuj myśli, ani wyobraźni. Niech rosną i się mnożą. Tylko dziel się z nami, przynajmniej od czasu do czasu. :)
OdpowiedzUsuńwyobraźnią można sięgnąć w bardzo trudne do strawienia sprawy.
UsuńNawet nie wiesz jak dobrze o tym wiem, pisanie może być swego rodzaju terapią, a na dręczące myśli jest jeden sposób: rozproszyć je. Wysiłek fizyczny bardzo pomaga.
OdpowiedzUsuńspacer jest znakomitym środkiem. byle można było nogi rozpuścić i głowę zwolnic z obowiązków - sama sobie poradzi.
Usuń