Z nieba siąpi mróz w tak drobnych
porcjach, że niemal go nie widać. Tylko podwórze zasnuwa się mgliście, z
sugestią bieli. Nawet grawitacja nie radzi sobie z tymi okruchami, gdyż lecą
drogą różną od najkrótszej, jakby czuły radość lotu i nie chciały lądować. Cóż
– lądowanie czasem jest bolesne. To chyba największe nieszczęście jakie może
spotkać spadającego. Spotkanie z czymś twardym i niegościnnym. Jak podwórko i okolica.
Tu nawet pies się rozgląda zanim zaszczeka, a chwasty trwożliwie trzymają się
ścian i zakamarków, żeby przetrwać.
A mnie ten niemal niewidzialny mróz narobił wymiernych problemów. Teraz muszę za niego oczami świecić więc popadł w niełaskę.
OdpowiedzUsuńokropieństwo! świecić oczami za mróz? a co on ma innego do roboty?
UsuńMrozu to u mnie nie ma, a szkoda, bo lubię jak szczypie w nos. A i śniegu zostały jakieś marne ochłapki. Natomiast tubylcy prześcigają się w ciągłym narzekaniu jak to straszliwie zimno jest.
OdpowiedzUsuńtubylcy są od tego, żeby narzekać, bo za ich czasów, to zimy były inne - łagodniejsze i z bitą śmietanką. no i rybą nie śmierdziały, tylko kadzidłem.
Usuńw okolicy czasem coś gnije. a jak nie zamarza, to śmierdzi. dużo śmietników, zazwyczaj przepełnionych.
UsuńA dlaczego niby zimy teraz śmierdą rybą bo chyba nie rozumiem ;)
OdpowiedzUsuń