czwartek, 24 stycznia 2019

Przy ziemi.


Z nieba siąpi mróz w tak drobnych porcjach, że niemal go nie widać. Tylko podwórze zasnuwa się mgliście, z sugestią bieli. Nawet grawitacja nie radzi sobie z tymi okruchami, gdyż lecą drogą różną od najkrótszej, jakby czuły radość lotu i nie chciały lądować. Cóż – lądowanie czasem jest bolesne. To chyba największe nieszczęście jakie może spotkać spadającego. Spotkanie z czymś twardym i niegościnnym. Jak podwórko i okolica. Tu nawet pies się rozgląda zanim zaszczeka, a chwasty trwożliwie trzymają się ścian i zakamarków, żeby przetrwać.

6 komentarzy:

  1. A mnie ten niemal niewidzialny mróz narobił wymiernych problemów. Teraz muszę za niego oczami świecić więc popadł w niełaskę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. okropieństwo! świecić oczami za mróz? a co on ma innego do roboty?

      Usuń
  2. Mrozu to u mnie nie ma, a szkoda, bo lubię jak szczypie w nos. A i śniegu zostały jakieś marne ochłapki. Natomiast tubylcy prześcigają się w ciągłym narzekaniu jak to straszliwie zimno jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tubylcy są od tego, żeby narzekać, bo za ich czasów, to zimy były inne - łagodniejsze i z bitą śmietanką. no i rybą nie śmierdziały, tylko kadzidłem.

      Usuń
    2. w okolicy czasem coś gnije. a jak nie zamarza, to śmierdzi. dużo śmietników, zazwyczaj przepełnionych.

      Usuń
  3. A dlaczego niby zimy teraz śmierdą rybą bo chyba nie rozumiem ;)

    OdpowiedzUsuń