piątek, 19 sierpnia 2022

Bogactwo widzeń.

 

Znów szwendam się po miejskich opłotkach, trącając przeszłości rozmaite. Lato ma się doskonale. Tylko młodziuteńka pani w ciężkich, czarnych bojówkach i flanelowej koszuli zarzuconej na zimowy, sportowy biustonosz o tym nie wie, względnie ignoruje, sądząc, że uroda wymaga cierpienia, a wygląd jest ważniejszy od rozsądku. Dużo przyjemniej dojrzeć niemal przeźroczyste włoski sterczące w poszukiwaniu słońca na przedramieniu brunetki z dużymi szansami, by pięknie się zestarzeć.

 

Brodacz w stetsonie zbeształ dłonią krnąbrnego kierowcę przy wyraźnej aprobacie ciężarnej małżonki i cherubinka szczebioczącego szczęście buzią pełną zachwytu. Ogorzały, zarośnięty, lecz przy tym szarmancki gość, wiódł blond-wybrankę ozdobioną starannie wyczesanym końskim ogonem i bukietem róż w kolorze nomen-omen różowym w jakieś lokalne ustronie, pośród odwzajemnionych uśmiechów i splecionych rąk.

 

Muzeum omszałe wiekowym winem czeka września żeby okryć się purpurą jesiennych liści w ogrodzie botanicznym tłoczą się drzewa usiłując wykrzesać kawalątek miejsca na zajęcia z jogi dla niezaawansowanych. Kloszardzi raczą się kwietnymi scenami drżącymi na letnich sukienkach i chłodnym browarem serwowanym wprost na chodniku przed podjazdem dla niepełnosprawnych, bo sklep raczył był usadowić się nieco ponad poziomem ulicy.

 

Zielonowłose „CÓŚ” z wplecioną we włoski sznurówką w kolorze neonowej żółci wsiadło do autobusu odcinając się od zewnętrza pokaźnymi słuchawkami. Metalowe ozdoby przebijające twarz w zbyt wielu miejscach czarny lakier na zaniedbanych paznokciach i pierścienie niemal tak liczne jak szpile wbite w twarz nie ułatwiały rozpoznania. Tymczasem Rzeka kwitnie nadaremnie bo żaden trawożerna nie przeżył chyba żeby nacieszyć układ trawienny świeżą soczystą zielenią rzęsy wodnej czy innego tataraku. Poznikały czaple i łabędzie. Nawet wszędobylskie kaczki odleciały gdzieś poza zasięg oparów rtęci czy co tam byliśmy uprzejmi wsypać do wody. Więdnące kasztanowce dopełniają smutnego pejzażu – przepisy nie pozwalają palić liści więc każdej wiosny ławice głodnych szkodników atakują drzewa i składają jaja w martwej tkance liściowych blaszek, aby potomstwo rok później kontynuowało dzieło zniszczenia. W Mieście za mało jest już kasztanowców,, więc owady żrą klony. A przed lipą pracownicy zieleni miejskiej usypali rabatę z kory i trocin, wykorzystując okorowane fragmenty pnia jako krawężniki.

 

Niedokończona klatka schodowa, ledwie przypięta do budynku straszy swoją bezradnością. Zbędna się okazała w trakcie budowy? Trudno wyczuć ale snuć można niezwykłe scenariusze kiedy przed nią, dążą ku nieznanym przyszłością maluteńkie dziewczynki bezpiecznie zerkając na świat z wysokości tatusinych ramion i dojadające to, czego w domu nie zdążyły. Pan zbudowany więcej niż dostatnio najwyraźniej nie potrafił cieszyć się widzianym, albo pozbawiony resztek złudzeń zasnął w autobusie i pochrapywał ku konsternacji niewiast planujących popołudnie barwniejsze od innych.

4 komentarze:

  1. U nas susza taka, że liście spadają jak w październiku, wiewiórki znów pochowane, a kaczki śpią w cieniu drzew.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chcą zabronić myśliwym strzelania do kaczek bo one potem podlegają konsumpcji. a kto wie gdzie ta kaczka jadła ostatnią wieczerzę.

      Usuń
  2. Jak widać i codzienność może być interesująca.I wbrew pozorom wszędzie inna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z daleka wszyscy ludzie są tacy sami - głowa dwie nogi i dwie ręce. dopiero z bliska widać różnice.

      Usuń