Raz…
Sekundy
mijają niczym godziny. Rozciągają się tak bardzo, że najbardziej elastyczna guma
patrzyłaby z ponurą zazdrością gdyby dysponowała wzrokiem i uczuciami. Pomiędzy
pierwszym, a drugim cyknięciem zegara zmieścić można kosmos. Nieskończoną
czarną i zimną przestrzeń, w której tkwię… Jestem utkwiony… Jak zaburzenie,
anomalia, niedopatrzenie i przypadek niechętnie dostrzegany przez sprawcę
zamieszania.
Dwa…
Noc
się rozsiadła po wszystkich kątach i niezmordowanie zwiedza mieszkanie, jakby
nigdy wcześniej w nim nie była. Kokosi się i szpera po szafach. Tylko dlaczego
musiała potknąć się właśnie o mnie? Dlaczego wyrwała z objęć snu i nie pozwala
zamknąć oczu, choć otwartym na żer nic nie podsuwa? Chciałem obrócić się na
bok, ale kołdra syczy coś trudnego do zrozumienia – chyba jest wściekła, że się
rozpycham. Zesztywniałem i leżę na wznak usiłując przypomnieć sobie, jak daleko
od nosa znajduje się sufit.
Trzy…
Nieskończoność
lepka trwa, kpiąc ze mnie i z zegara. Może się nawet mocuje z nim trzymając w
dłoniach wskazówki, żeby nie wykonały kolejnego skoku. Przestrzeń i czas –
wieczna wojna w której biorę udział każdej chyba nocy. Awansowałem na arbitra?
Mam rozstrzygać? A cóż ja mogę rozstrzygać leżąc nago w ciemnościach? Ściany
przedrzeźniają każdy mój ruch i zwracają echem obrzydliwie zabarwionym i
rozciągniętym tylko trochę mniej od sekund, więc staram się nie istnieć.
Cztery…
W
okolicy śmietników drży i dyszy jakieś zamieszanie. Lokalna wojna. Szczury? Nie
- one są zbyt inteligentne, żeby przy suto zastawionym stole walczyć o
pojedyncze kęsy i narażać się na rany zębami pobratymca. Zapewne bezpańskie psy
łapczywie szarpią się o coś.
Pięć…
Ktoś
kaszle. Zapewne sąsiad, który kupił pieska, bo nie ma z kim rozmawiać, więc
teraz wstaje przed czwartą, żeby przed wyjściem do pracy zdążyć ze zwierzakiem
wyjść choć na kwadrans. A może to bezdomny chrypi. Ten, który śpi na betonowym
murku za prześcieradło mając rozłożony karton? Wilka złapie i reumatyzm, ale o
tym jeszcze nie wie. Może nie dożyje? Któż przejmowałby się przyszłością, skoro
teraźniejszość niepewna?
Sześć…
Zatrzymany
semaforami pociąg wyje żałośnie. Skarży się na bezruch, kiedy dworzec wyczuwa
już nosem i okiem zmęczonego maszynisty. Samolot buczy jednostajnie, wznosząc
się do lotu w dalekie kraje, a ulicami, zamknięci pojedynczo w samochodach,
przemykają w wielkim pospiechu ci, którzy nocą wracają z daleka, albo właśnie
jadą gdzieś, gdzie zdążyć muszą nim słońce wstanie. Pijany nocny tramwaj
kolebie się na torach i wypluwa na przystankach wracających z dyskotek
studentów, panią, której randka udała się średnio i pana z wielkim brzuchem,
któremu znakomicie udały się szwagra imieniny. Będzie pokuta o poranku, ale
teraz zadowolenie maluje się na pełnym obliczu i wielką łaskawością obejmuje
mgliste otoczenie. Czyje były wczoraj imieniny?
Siedem…
Okno
w sąsiedniej kamienicy otwiera się. Nie zapalając świateł kobieta staje w
oknie, by wypalić pierwszego papierosa. Taki rytuał, póki kawa zbyt gorąca. W
samym szlafroku wygląda jak namalowana w ramie okiennic. Za firanką mąż
zachwycony porannym wzwodem usiłuje zrealizować gotowość instynktów i głowa
pani podryguje przez chwilę, a gwiazda żaru z papierosa przemieszcza się mniej
płynnie. Niemal słyszę, jak mąż gryzie firankę, żeby nie ogłosić okolicy spełnienia,
a pani syka z irytacją, kiedy sukces stygnie, spływając wewnętrzną częścią uda.
Zadrżała i wyrzuciła niedopałek, który popełnił samobójstwo na parkingu pod
oknami, w czasie, gdy kobieta bierze prysznic.
Osiem…
Sprawdzam,
czy ja również ogarnięty zostałem sztywnością, choć nie wiem, z kim miałbym ją
dzielić. Chyba ze sobą… Przychodzi kotka, żeby mnie otoczyć trudną miłością. Bo
przychodzi tylko wtedy, kiedy sama potrzebuje pieszczot i nadstawia się
mrucząc, by ją głaskać dopóki nie odejdzie. Taka jednokierunkowa miłość
wypełniająca znienacka dłonie miękkim i ciepłym futrem bez nadziei na
wzajemność.
Dziewięć…
Wrona
zgubiła własne stado, które w objęciach nocy jest zakamuflowane doskonale.
Siedzi teraz samotnie, zapewne na tej katalpie rosnącej przed kuchennym oknem i
płacze chrapliwie z żalu. Wrony… W locie wyglądają tak, jakby ktoś podarł noc
na strzępy i rozsypał na wietrze. Darte kartki nawet wydają podobny dźwięk, do
wronich dialogów.
Dziesięć…
Zaskrzypiała
brama garażu. To artysta wstał w nocy gnany natchnieniem. Może nawet boso
wyszedł, bo mu się zdarza zapomnieć w ferworze uniesienia. Kto przejmowałby się
strojem, gdy namiętność i wena niesie. Błogosławię mu i kciuki trzymam, bo on
czasu nie widzi wcale. Więc przelatuje mu przez palce, a wiatr rozwiewa trocinki
z pękniętej klepsydry. Gdyby nie on… Poranek nie nadszedłby chyba nigdy.
Tymczasem czerń płowieje. Malarz zaraża płótno i okolicę kolorami. Kołdra
zeskakuje na podłogę i układa się w kłębuszek jak młody psiak.
Najładniejsze jest sześć - to o samolocie.
OdpowiedzUsuńnoc przynosi więcej. szczególnie, kiedy sen się spłoszy.
UsuńWięcej samolotów?
Usuńzapewne też. w końcu rozkład lotów nie kończy się na jednej pozycji. tak sądzę
UsuńZdecydowanie nie.
UsuńU mojego brata jest fajnie, bo mieszka obok lotniska, a właściwie dwóch. Z lewej ma pasażerskie, z prawej szkoleniowe. Z jednej mu startują i lądują, a z drugiej skaczą i warczą albo przeciwnie - suną powietrzem w milczeniu.
on pewnie cieszy się znacznie mniej, bo w spaniu przeszkadzają
UsuńNic podobnego! Śpi jak niemowlę, podobnie jak i ja. Dom nie stoi między ogrodzeniami jednego i drugiego ani na pasie startowym.
Usuńlotnisko nie jest wymarzonym towarzystwem, bez względu na układ pasów startowych.
Usuńtak samo jak stadion.
Moim jest. I wiem, o czym mówię, bo mam stadion za oknem, a lotniska doświadczam u brata.
Usuńi podoba się? zdumiewające.
UsuńLotnisko? Oczywiście! Mam absolutnego świra na punkcie samolotów, a bratu też w niczym nie przeszkadzają.
Usuńnie każdy ma podobne zamiłowania. ale - skoro służy, to tym lepiej. ja czułbym się przytłoczony.
UsuńMnie doprowadza do szału i rozpaczy stadion.
Usuńale stadion nocą jest chyba cichy i bezwonny?
UsuńNocą jest głośny jak skur... no, taki syn, bo ciągle jakieś pierdzielone koncerty czy inne imprezy kończące się fajerwerkami grubo po północy. A to są jakieś chore ilości decybeli, organizatorów powinno się izolować, bo leczyć się nie da.
Usuńto faktycznie nieciekawie.
UsuńW dzień codzienne treningi żużlowe, choć tego to ja już nie słyszę, bo spędziłam dzieciństwo po drugiej stronie tej samej ulicy, przy której teraz mieszkam i od lat mam tę sama śpiewkę.
UsuńZ koncertami i imprezami nie koniec - bulwary na wprost nosa, a tam też cholerna scena.
chyba musisz się do brata uśmiechnąć i dobudować coś obok.
UsuńObok jest garaż, była stodoła, były kurnik, były chlew i kompostownik. Tylko że to nie jest jego, on to wynajmuje już dobrych parę lat.
Usuńczyli jest co zagospodarować. może wspólnymi siłami?
UsuńInwestować w cudze to tak trochę kijowo, nie wiadomo, co z tym będzie za kilka-kilkanaście lat.
Usuńkupić i inwestować. póki niezagospodarowane, to będzie tańsze.
UsuńCo kupić i za co?
Usuńto wynajęte.
UsuńAle my wcale nie wiemy, czy gość chce to sprzedać. No i ile by za to zaśpiewał. Ja nieposażna z domu, brat też.
Usuńzapytać chyba można - skoro płaci dzierżawę, to równie dobrze może płacić raty - ale to będzie za swoje płacił, a nie za cudze. te same pieniądze a efekt inny.
UsuńCo Ty, wcale nie te same. Płaci 500 zł za miesiąc przez 11 miesięcy w roku, a w 12 ie płaci nic, tak w prezencie świątecznym. To ja w moim cholernym mieszkaniu tyle samo czynszu bulę i to przez okrągły rok.
Usuńtak, czy owak - zapytać chyba można - to nie kosztuje.
UsuńMożna - zechce, to zapyta.
Usuń