Dość powiedzieć, że pod jodłą
go nie było. Najpierw pomyślałem, że poszedł, że zrezygnował i zrobił mnie na
szaro, albo zgoła zapomniał o terminie, bo historycznie rzecz ujmując już się
to zdarzało. Stałem samotnie i głupio pod tą jodłą, więc usiadłem, bo na
siedząco myśli się równie dobrze, a wygląda się o połowę mniej. I w ramach
myślenia, lub wykonywania pochodnej owego procesu wymyśliłem sobie, że zmęczony
życiowymi przeszkodami nie doszedł w ogóle. Gdyby był, to może pod drzewem
walałyby się jakieś detaliczne ślady jego obecności. Tropicielem jestem raczej
mizernym i amatorszczyzna ze mnie wyłazi przez bardzo wielkie dziury w
umiejętnościach, ale zdawało mi się, że ta akurat jodła nie była zamieszkiwana
czasowo przez poszukiwanego osobnika. Bynajmniej nie dziś.
Kretyński poniekąd zwyczaj
umawiania się właśnie tu zrodził się czas jakiś temu, kiedy dręczeni brakiem
jakości szukaliśmy szlachetnego wątku w sobie i tych spotkaniach, lecz pod wpływem
impulsu szlachetnością obarczyliśmy naturę, a jodła wydała się nam okazem
godnym szacunku i jakościowo przerastającą wszystko, czym moglibyśmy starać się
konkurować. Tak więc jodła miała nadać rys i podnieść rangę spotkań. Nie jakaś
topola śmiecąca miesiącami wiosennymi, lecz wiecznie zielone, szlachetne drzewo
– rasowe można nawet rzec. Markowe drzewo.
I teraz siedziałem pod
szlachecką jodłą, a we mnie kipiały domysły z każdą chwilą bardziej
fantastyczne. Jakbym za wszelką cenę chciał go usprawiedliwić. I zapewne tak
było. Jodła była uprzejma wyrosnąć w miejscu naszego pępka świata i służyła nam
za latarnię morską machającą chusteczką ilekroć opuszczaliśmy port. Tej samej
chustki wypatrywaliśmy wracając na spokojne wody codzienności, a uporczywe
trzymanie się portu macierzystego powoli obrastało w zwyczaj mogący stać się
tradycją.
Jakiś pies popatrzył na mnie
spod oka, że blokuję toaletę, ale go zignorowałem. Rzuciłem okiem na zegarek,
który beznamiętnie przekazał informację, że spóźnienie przekroczyło rubieże
przyzwoitości. Penelopą nie byłem, jednak postanowiłem zainwestować, bądź
zmarnotrawić jeszcze odrobinę cierpliwości, zanim samotnie pójdę w rejs. Bo a
nuż – nieprzychylne wiatry spowodowały zawirowania i jednak dotrze haniebnie
spóźniony, jednak martyrologia odysei uwolni go od jarzma nieodpowiedzialności.
Jako Penelopa dostałem pod
jodłą zmarszczek, cellulitu, twarz mi się wyciągnęła, a domniemany makijaż
rozmazał i spłynął w smugach potu, więc może to i lepiej, że Odys się nie
pojawił, bo na mój widok zawróciłby na karne okrążenie i Homer musiałby dorobić
jeszcze ze cztery dekady epopei, a Penelopie zoperować żylaki przynajmniej… Może
i hemoroidy? Uziemiłem złe słowa i takież myśli, jednak fakty mówią – dalsza
zwłoka nie wniesie zapewne nowych zdarzeń i pora uwolnić jodłową szlachetność
od własnej osoby i podryfować w samotny rejs wzorem Baranowskiego. Wiatr
zademonstrował gotowość i wydął żagiel mojej koszuli sugerując azymut. Poddałem
się kaprysowi i dryfowałem pełnym wiatrem od rufy.
Wiatr stabilność wykazywał
wątpliwą, a żagiel też zbyt obowiązkowy nie był, co powodowało niepewność
kursową. Z braku innych ciał niebieskich szedłem kierując się słońcem, biorąc na cel własny cień. Pokonałem rzekę – nie, że wpław, tylko prozaicznie mostem i
sprawdzałem przystanie przyjazne zabłąkanym marynarzom bez powodzenia. Miasto
otwierało się przede mną i łasiło bezwstydnie niczym dziwka na widok pełnego
portfela, jednak nie potrafiło mi dać szukanego. Tawerny i przystanie były
wolne od osobnika, którego zamierzałem odnaleźć pomimo wszystko, żeby samotnością
nie grzeszyć nad kuflem piwa, które lubi towarzystwo i gawędę, a nie
eksplorację pełną monumentalnego milczenia.
W strugach krzyżujących się
ulic, mijałem wyszynki każdej kategorii, bez sukcesu wypatrując znajomej
sylwetki, aż przebrnąłem epicentrum biesiadne i skręciłem w stronę parkowych
alei. Na jednej z ławek – tych z widokiem, siedziały zdezelowane zwłoki
poruszające się z rzadka i raczej niezbornie. Miałem je minąć krokiem i wzrokiem, kiedy tknęło
mnie przeczucie. No tak! Sukces połowiczny, bo egzemplarz owszem, jednak do
gawędy nijak się nie nadawał. Pracowaliśmy na rozłącznych zakresach, gdyż on
był sponiewierany do granic wyporności, a ja nawet nie zwilżyłem ust.
Podszedłem, pomimo afrontu, bo mógł na mnie poczekać, żebyśmy wspólnie skazili
organizmy i teraz wisielibyśmy być może razem na tej ławce, jak porzucone,
wilgotne ręczniki.
Przysiadłem się i bez słowa szturchnąłem
go łokciem. Walczył z grawitacją, lecz w końcu podniósł łeb i krwistym wzrokiem
usiłował mnie zlokalizować i rozpoznać. Chyba się w końcu udało, bo błogim
uśmiechem obdarzył całą okolicę i usiłował tryskać życzliwością.
- Jesteś nareszcie! Już się bałem, że nie
doczekam. Bo wiesz? Byłem pod jodłą, ale nie przyszedłeś. To sam ruszyłem w
rejs, aż się okazało, że ja pod tę jodłę poszedłem o dzień za szybko, bo mi
ktoś z kalendarza dwie kartki zerwał. No i postanowiłem poczekać, aż mnie
znajdziesz i dołączysz, ale nie spieszyłeś się wcale. Co robimy, skoro wreszcie
się pojawiłeś?
Najważniejsze że się wreszcie spotkaliście. Pod jodłą czy na ławce - wszystko jedno.
OdpowiedzUsuńA to nie w Puszczy Jodłowej u Żeromskiego przypadkiem było?Znaczy ta jodła wyimaginowana?
Bo tam ostatnio byłam i szłam na Łysicę. Ale ani jodeł ani czarownic nie było.
Jodły są piękne - nie rezygnowałbym tak łatwo z doznań estetycznych. Wolę nawet spotkać jodłę z czarownicą, niż nie spotkać ani jodły, ani czarownicy. Na Łysicę trzeba się wspinać goło boże - inaczej łatwo się spocić. a wtedy z oglądaniem się na dzikie baby kłopot. nawet jodły można przegapić.
UsuńProtestuję w imieniu topoli!
OdpowiedzUsuńrobinie i topole, to chwasty. protestuj, a ja pozostanę przy swoim zdaniu. dołożyłbym im do kompletu jeszcze wierzby, olchy i jesiony.
UsuńChwasty to perz i wielodzietna patologia.
Usuńkażdy ma własną definicję.
UsuńNo to mi ulżyło.
Usuńpatologia bezpotomna już chwastem nie jest?
UsuńJest, ale mniejszym, bo się nie rozmnaża.
Usuńchwasty kolonizują nowe terytoria - to znana prawda. może nie są takie złe, bo pionierka jest podstawą rozwoju.
UsuńJednak są pasożytami, zabierającymi środki do życia szlachetnym gatunkom.
Usuńale też tworzą nowe przestrzenie do życia.
Usuńnie ma zbyt wielu chętnych, do podejmowania ryzyka takich kolonizacji na niegościnnych terenach. a chwasty nie grymaszą.
Wiesz, to nawet dobry pomysł. Niechby się wszystkie wyprowadziły na te niegościnne tereny.
Usuńkiedyś karną kolonią była Australia.
UsuńZasadniczo jest mi wszystko jedno. Może być Mars.
Usuńtransport chwastów na taka odległość to niesamowite koszty - skoro Ci obojętne, to skąd taka rozrzutność?
Usuńzakrawa raczej na "za wszelką cenę"
Obojętne, gdzie będą wegetować - byle innych nie zagłuszały.
Usuńto co dla człowieka chwastem, dla natury może być alternatywą.
Usuńa może człowiek (każdy) jest chwastem i pasożytem?
Dla natury? Bez wątpienia tak.
Usuńczyli - wszystkich na marsa. albo na inne niegościnne przestrzenie.
UsuńJa poproszę wyspę bezludną.
Usuńchwastom wybór nie przysługuje.
UsuńWitam.
UsuńJeśli chodzi o wymianę myśli o chwastach, to J. Tuwim interesująco to ujął:):
https://www.youtube.com/watch?v=eCBm8p1QKN8
Pozdrawiam:)
Owszem - zawsze byłam zdania, że możliwość wyboru (tzw. wolna wola) to bujda i mit.
Usuńnie wiem, jak rozumieć propozycję Leny.
Usuńale "twarzą do kamery" stoję na wszelki wypadek...
Zaraz. Ale dlaczego to Odyseusz miał przypłynąć po Helenę?
OdpowiedzUsuńmiała być Penelopa, ale coś mi nie wyszło - już poprawiam...
Usuńza to ubaw mam dzięki Tobie, za co serdecznie dziękuję.
Ubaw? Dzięki mnie? Co zrobiłam? Wolałabym wiedzieć, za co odbieram hołd.
Usuńukłony za czujność, a śmiać się zacząłem, bo ta Helena, to jakaś recydywa we mnie i któryś raz się na niej zawiodłem, że to nie ona. Mogłaby wreszcie awansować na to stanowisko, ale uparta baba nie chce.
UsuńMoże dlatego, że najpiękniejsza?
UsuńMam na trzecie imię Helena, po bardzo ważnej w moim życiu osobie. Może też jestem uparta i piękna?...
a ja (o dziwo!) nie znam żadnej Heleny...
UsuńA jesteś? bardziej piękna, czy uparta?
Chyba nie jestem w stanie tego ocenić.
Usuńwięc pozostańmy przy domniemaniu. to takie oskarżenie, ale nieformalne, ciut więcej niż plotka.
UsuńNie widzę tego w kategorii oskarżenia.
Usuńniech będzie, że to nadinterpretacja.
UsuńPo co takie duże słowa? Wystarczy przyjąć, że to komplement.
Usuńok - niech i tak zostanie.
UsuńJodła, to banał. Tylko i wyłącznie jesionek. Jesionek jest najok i jestem pewien, że ten kto karty z kalendarza rwał, dobrze o tym wie!
OdpowiedzUsuńten co rwał, to chyba oka nie ma w ogóle, bo po co to kalendarz trzymać, skoro z rwaniem kłopoty.
UsuńNa wszelki wypadek, bo może kiedyś się przydać:))
Usuńa na cóż komu stary kalendarz?
Usuńtakie kiedyś sugeruje odkrycie archeologiczne, albo przynajmniej skansen.
Poetyckość na szóstkę, dramatyzm w połączeniu z chłodną akceptacją nieurchonnych faktów niestety też.
OdpowiedzUsuńrazem dwunastka - oby nie parszywa. poczułem się troszkę jak w szkole, ale niech tam - w końcu już wrzesień...
UsuńA ja najbardziej kocham sosny. A akacje może są i chwastem, ale jakie mają cudowne słodkie kwiaty! Zresztą chwasty są fajne, na przykład.mniszek albo pokrzywa:)
OdpowiedzUsuńwiem, ze kochasz chwasty. za ich odporność, którą potrafią się z ludźmi podzielić.
Usuńkwiaty robinii są smaczne i zapachem oszałamiają, ale to tylko dwa tygodnie w roku.
rzuć okiem na okolicę, którą zaatakują - niewiele trzeba, żeby wytępiły konkurencję wokół siebie. okropnie inwazyjna roślina.
Witaj, Oko.
OdpowiedzUsuńTo tak a propos motywu drogi:
https://www.youtube.com/watch?v=UiAvNcMDEw4
Pozdrawiam:)
uwielbiam szanty. I humor Andrusa.
Usuń