wtorek, 11 września 2018

(Za)barwnie.


Żeby nie umknęło, bo przypadek rzadki. Wyszedłem na spacer – i tu nie dopatrywałbym się jeszcze żadnych anomalii. Wokół niedyskretnie szemrały rozmowy o kartoflach, o Michale, który nie chciał czegoś pożyczyć, drobne oszustwa na temat własnej lokalizacji (pani wpierała drugiej stronie, że siedzi u znajomej w rynku, a do rynku miała jeszcze z kwadrans drogi, więc łgać musiała jeszcze przez dobrą chwilę). Paśniki opanowali kibice w strojach soczysto zielonych, jednak zamiast spodziewanych piegowatych rudzielców masę stanowiły siwowłose panie w narodowych koszulkach z nazwiskami wielkich graczy na plecach, które spożywały jakieś amerykańskie wybryki masowego rażenia zamiast Guinessa. Generalnie ten wątek również jakichś specjalnych emocji nie wnosił. Już miałem nogi rozpuścić, żeby zmęczyć mięśnie, a nie kręgosłup, kiedy zobaczyłem młodą… powiedzmy, że już panią pod rękę z równie młodym… (bądźmy konsekwentni) panem. Historia, jakich wiele na deptakach i piosenek o takich zestawach powstało chyba do znudzenia, jednak pani w białych trampeczkach kadłub okryła różowym swetrem sięgającym odrobinę poniżej pośladków, spięła go czarnym paskiem i uznała, że czarna bielizna będzie stanowić wystarczający akcent uzupełniający, żeby psuć go czymkolwiek, więc poprzestała na niej właśnie. Może i zapomniałbym, gdyby dzień obfitował w widzenia, ale ten zaparł się na jedno widzenie właśnie i kiedy czas jakiś później wracałem do domu podsunął mi pod nos ten sam zestaw. Młoda, powiedzmy że pani, w różowym sweterku i równie młody pan… tym razem dla uniknięcia monotonii wyszli mi naprzeciw. Sweterek nie zdążył ani spłowieć, ani się naciągnąć, a dziewczę nie było speszone nawet odrobinę. Przytłoczyłoby mnie to zapewne, gdyby nie wiolonczelistka ciągnąca na kółkach instrument w plastikowym pokrowcu w kolorze seledynowym. Jaka miła ochłoda, po różowej rozpuście.

20 komentarzy:

  1. Faktycznie, kolorów dostatek, a moje oczy zdziwione czernią strojów szkolnej młodzieży, trend taki czy nieśmiałość ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. maskują się. może gotyk, albo mroczne myśli?

      Usuń
  2. ...a ten Guiness przypomniał mi lato sprzed 24 lat, kiedy to 2 miesiące po ślubie piłam tenże napój o 4.00 w nocy w jakimś ceglanym lokalu pod płytą Rynku we Wrocławiu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pod? to miłe. jest kilka lokali "podziemnych" z tych bardziej znanych, to Piwnica Świdnicka, Spiż, Czeski Film Jaś i Małgosia, ale zapewne znajdzie się znacznie więcej (w Sukiennicach są trzy poziomy piwnic - tych znanych, a co dalej, to i Niemce nie wiedziały)

      Usuń
    2. Zabij, nie pamiętam. Schodziło się schodami w dół i było ceglano.

      Usuń
    3. wszędzie piwo podają, ale czy wszędzie jest dostępny guinness, to nie wiem.
      ceglane piwnice to natura - beton jest stosunkowo nowym wynalazkiem. a rynek śmierdzi historią i to bardzo długą.

      Usuń
  3. Czepiasz się Oko, bo stary już jesteś i od kolorów odwykasz, choć szary, to też barwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wczoraj przyjaciółka uraczyła mnie opisem podobnej pani w panterce i różowych klapkach, tu różowy sweterek spięty paskiem, do tego czarna bielizna. I ta wiolonczelistka seledynowa. :) Feeria baraw, feeria wrażeń. Na mnie też działają kolory. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, Oko.

    A we mnie jeśli na różowo, to tak:):

    https://www.youtube.com/watch?v=pv8eo0heH2c

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślisz o kamyku, pluszaku, filmie, czy muzyce?

      Usuń
    2. Eklektycznie - o wszystkim po trosze:)
      O pląsającym po uderzeniu kamykiem w głowę pluszaku do muzyki Henrego Manciniego:)
      Poniżej jeszcze jedna próbka talentu kompozytora:

      https://www.youtube.com/watch?v=BslvmmaTEv0

      A film zdecydowanie - nie. Nie przemawia do mnie tego typu poczucie humoru. Męczę się, zamiast dobrze bawić:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    3. już mi towarzyszy muzyka. dziękuję.

      Usuń
  6. Dostałam kiedyś w prezencie sukienkę z czarnej siatki. Istotnie kojarzyła mi się jakby uszyta z sieci wędkarskiej o oczkach grubości paznokcia kciuka. I nie wiedziałam co mam z tą sukienką zrobić... poleżała kilka lat w szafie o wrzuciłam ją do kubła PCK. Niech inni się męczą, choć to stosunkowo wredne, bo przecież podarowałam ją ludziom, którzy nie mają się w co ubrać, a ta sukienka nie jest ubraniem. Więc czym? Rozebraniem? Fatamorganą?
    Ktoś mądry powiedział kiedyś: jeśli nie jesteś z branży, nie wystawiaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sweterek nie był tak jednoznaczny. splot miał gęsty. ale w słoneczny dzień trudno i jemu było ukryć, że pod spodem tylko bielizna. a czasy takie, że i branża nie jest jednoznaczna. nauczyliśmy się słów zastępczych, ładniejszych, dyplomatycznych. z drugiej strony trwa walka słowami i wykorzystywanie potencjału niesionego płcią jako broni, lub narzędzia pracy. nieustanne przesuwanie granic dopuszczalności w życiu publicznym. generalnie jestem za pełna nagością, bo to zakończyłoby licytację. niechby ten dzień/tydzień/miesiąc wstydziło się całe społeczeństwo, ale po tym okresie nagość wróciłaby do normy i przestała zdumiewać. gdyby tylko klimat sprzyjał...

      Usuń
  7. Dziękuję serdecznie za odwiedziny.
    Ja nie nadążam za Tobą, bo piszesz prawie codziennie a jam często i dwa tygodnie bez internetu.
    Ale intrygujesz mnie swoją spostrzegawczością i ciekawością ludzi i chociaż piszesz o nich czasem brutalnie szczerze to widać, słychać i czuć, że Cię oni obchodzą. Czy zazdroszczę? Może troszkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ludzie są istotni. ważniejsi od mebli, czy budynków. a czytanie powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem. mnie cieszy pisanie, więc powstaje trochę więcej niż w innych blogach - mam czas i ochotę. za to ilekroć zajrzysz znajdziesz coś nowego. to chyba dobry objaw?

      Usuń