Żeby nie umknęło, bo przypadek rzadki. Wyszedłem na
spacer – i tu nie dopatrywałbym się jeszcze żadnych anomalii. Wokół niedyskretnie
szemrały rozmowy o kartoflach, o Michale, który nie chciał czegoś pożyczyć,
drobne oszustwa na temat własnej lokalizacji (pani wpierała drugiej stronie, że
siedzi u znajomej w rynku, a do rynku miała jeszcze z kwadrans drogi, więc łgać
musiała jeszcze przez dobrą chwilę). Paśniki opanowali kibice w strojach soczysto zielonych, jednak zamiast spodziewanych piegowatych rudzielców masę stanowiły
siwowłose panie w narodowych koszulkach z nazwiskami wielkich graczy na plecach,
które spożywały jakieś amerykańskie wybryki masowego rażenia zamiast Guinessa.
Generalnie ten wątek również jakichś specjalnych emocji nie wnosił. Już miałem nogi
rozpuścić, żeby zmęczyć mięśnie, a nie kręgosłup, kiedy zobaczyłem młodą…
powiedzmy, że już panią pod rękę z równie młodym… (bądźmy konsekwentni) panem. Historia,
jakich wiele na deptakach i piosenek o takich zestawach powstało chyba do
znudzenia, jednak pani w białych trampeczkach kadłub okryła różowym swetrem
sięgającym odrobinę poniżej pośladków, spięła go czarnym paskiem i uznała, że
czarna bielizna będzie stanowić wystarczający akcent uzupełniający, żeby psuć go
czymkolwiek, więc poprzestała na niej właśnie. Może i zapomniałbym, gdyby dzień
obfitował w widzenia, ale ten zaparł się na jedno widzenie właśnie i kiedy czas
jakiś później wracałem do domu podsunął mi pod nos ten sam zestaw. Młoda,
powiedzmy że pani, w różowym sweterku i równie młody pan… tym razem dla
uniknięcia monotonii wyszli mi naprzeciw. Sweterek nie zdążył ani spłowieć, ani
się naciągnąć, a dziewczę nie było speszone nawet odrobinę. Przytłoczyłoby mnie to
zapewne, gdyby nie wiolonczelistka ciągnąca na kółkach instrument w plastikowym
pokrowcu w kolorze seledynowym. Jaka miła ochłoda, po różowej rozpuście.
Faktycznie, kolorów dostatek, a moje oczy zdziwione czernią strojów szkolnej młodzieży, trend taki czy nieśmiałość ?
OdpowiedzUsuńmaskują się. może gotyk, albo mroczne myśli?
Usuń...a ten Guiness przypomniał mi lato sprzed 24 lat, kiedy to 2 miesiące po ślubie piłam tenże napój o 4.00 w nocy w jakimś ceglanym lokalu pod płytą Rynku we Wrocławiu...
OdpowiedzUsuńpod? to miłe. jest kilka lokali "podziemnych" z tych bardziej znanych, to Piwnica Świdnicka, Spiż, Czeski Film Jaś i Małgosia, ale zapewne znajdzie się znacznie więcej (w Sukiennicach są trzy poziomy piwnic - tych znanych, a co dalej, to i Niemce nie wiedziały)
UsuńZabij, nie pamiętam. Schodziło się schodami w dół i było ceglano.
Usuńwszędzie piwo podają, ale czy wszędzie jest dostępny guinness, to nie wiem.
Usuńceglane piwnice to natura - beton jest stosunkowo nowym wynalazkiem. a rynek śmierdzi historią i to bardzo długą.
Czepiasz się Oko, bo stary już jesteś i od kolorów odwykasz, choć szary, to też barwa.
OdpowiedzUsuńdzięki za przywrócenie do pionu.
UsuńCała przyjemność ...
Usuńo ile to przyjemność.
UsuńWczoraj przyjaciółka uraczyła mnie opisem podobnej pani w panterce i różowych klapkach, tu różowy sweterek spięty paskiem, do tego czarna bielizna. I ta wiolonczelistka seledynowa. :) Feeria baraw, feeria wrażeń. Na mnie też działają kolory. :)
OdpowiedzUsuńsuper - wojsko na wesoło...
UsuńWitaj, Oko.
OdpowiedzUsuńA we mnie jeśli na różowo, to tak:):
https://www.youtube.com/watch?v=pv8eo0heH2c
Pozdrawiam:)
myślisz o kamyku, pluszaku, filmie, czy muzyce?
UsuńEklektycznie - o wszystkim po trosze:)
UsuńO pląsającym po uderzeniu kamykiem w głowę pluszaku do muzyki Henrego Manciniego:)
Poniżej jeszcze jedna próbka talentu kompozytora:
https://www.youtube.com/watch?v=BslvmmaTEv0
A film zdecydowanie - nie. Nie przemawia do mnie tego typu poczucie humoru. Męczę się, zamiast dobrze bawić:)
Pozdrawiam:)
już mi towarzyszy muzyka. dziękuję.
UsuńDostałam kiedyś w prezencie sukienkę z czarnej siatki. Istotnie kojarzyła mi się jakby uszyta z sieci wędkarskiej o oczkach grubości paznokcia kciuka. I nie wiedziałam co mam z tą sukienką zrobić... poleżała kilka lat w szafie o wrzuciłam ją do kubła PCK. Niech inni się męczą, choć to stosunkowo wredne, bo przecież podarowałam ją ludziom, którzy nie mają się w co ubrać, a ta sukienka nie jest ubraniem. Więc czym? Rozebraniem? Fatamorganą?
OdpowiedzUsuńKtoś mądry powiedział kiedyś: jeśli nie jesteś z branży, nie wystawiaj się.
sweterek nie był tak jednoznaczny. splot miał gęsty. ale w słoneczny dzień trudno i jemu było ukryć, że pod spodem tylko bielizna. a czasy takie, że i branża nie jest jednoznaczna. nauczyliśmy się słów zastępczych, ładniejszych, dyplomatycznych. z drugiej strony trwa walka słowami i wykorzystywanie potencjału niesionego płcią jako broni, lub narzędzia pracy. nieustanne przesuwanie granic dopuszczalności w życiu publicznym. generalnie jestem za pełna nagością, bo to zakończyłoby licytację. niechby ten dzień/tydzień/miesiąc wstydziło się całe społeczeństwo, ale po tym okresie nagość wróciłaby do normy i przestała zdumiewać. gdyby tylko klimat sprzyjał...
UsuńDziękuję serdecznie za odwiedziny.
OdpowiedzUsuńJa nie nadążam za Tobą, bo piszesz prawie codziennie a jam często i dwa tygodnie bez internetu.
Ale intrygujesz mnie swoją spostrzegawczością i ciekawością ludzi i chociaż piszesz o nich czasem brutalnie szczerze to widać, słychać i czuć, że Cię oni obchodzą. Czy zazdroszczę? Może troszkę.
ludzie są istotni. ważniejsi od mebli, czy budynków. a czytanie powinno być przyjemnością, a nie obowiązkiem. mnie cieszy pisanie, więc powstaje trochę więcej niż w innych blogach - mam czas i ochotę. za to ilekroć zajrzysz znajdziesz coś nowego. to chyba dobry objaw?
Usuń