sobota, 22 września 2018

Pobudka.


Ona – krótkowłosa, zdecydowana, wyprostowana i chodząca tak brzydko, jak chodzić potrafią tylko faceci z opuchniętymi z niespełnionego pożądania jądrami. Albo trafieni kolanem bezlitośnie. Udawała, że nie słyszy szyderstw w pracy, kiedy za jej plecami „koledzy” zakładali się, czy się goli. I nie chodziło im na pewno o depilację obejmującą coraz większe połacie kobiecych ciał spragnionych doścignięcia ideału urody, tylko o twarde, męskie golenie zarostu na twarzy. Stała tyłem i nalewała do kubka służbową kawę o smaku kurzu wymieszanego z błotem, ale zdawało się, że to bez znaczenia. Opanowała odruch sprawdzenia dłonią, czy policzki zachrzęszczą pod palcami odrastającym zarostem. Dobrze chociaż, że jasnym i bardziej miękkim od zarostu tych tam…

Wzięła pełny kubek i przeszła pomiędzy chowającymi wzrok mężczyznami niczym bosman podczas przeglądu leniwej wachty. Chowali oczy, żeby nie dostrzegła w nich złośliwych błysków i rozbawienia. Ale ona była kobietą i nie musiała widzieć – ona wiedziała. Że śmieją się z niej i na życzliwość nie ma co liczyć. Szczęściem skórę miała pancerną, a odporności na stres można jej było pozazdrościć. Wzruszyła ramionami okrytymi żakietem, któremu niewiele brakowało do kroju męskich marynarek. W sumie mogłaby kupować i męskie, bo piersi miała tak drobne, że biustonosz mocno musiał się starać, żeby je uwypuklić. Gdy mu na to pozwalała, bo na ogół nie zgadzała się. Ani na demonstracje, ani na biustonosz. Uznawała, że to zbędna część garderoby i używała wyłącznie od święta. Czasem, kiedy upał skłaniał do wyboru czegoś bardzo lekkiego i półprzeźroczystego zakładała, żeby ukrócić plotki w biurze.

Szła w kierunku własnego biurka wymieniając zdawkowe, nieszczere uśmiechy. Postawiła kubek na biurku obok klawiatury i usiadła. Koniec przedstawienia. Osiem godzin. Niecałe, bo już kilka minut minęło. Przy sąsiednim biurku koleżanka poprawiała makijaż, który wydawał się być narzędziem pracy. To przez kierownika nieodpornego na jej wdzięki. Peszył się, ilekroć wlepiała w niego z uwielbieniem niebieskie oczy podkreślone kosmetykami. Maślane oczy potrafiła zrobić zawsze, gdy przechodził. Dopiero, kiedy się oddalił można było usłyszeć, co o nim naprawdę sądzi. Trzeba przyznać, że niezła z niej suka i tylko patrzeć, jak którymś popołudniem otworzy się przed nim na biurku jak jakiś małż, a potem wczepi się w faceta niczym koala w pień eukaliptusa by wspiąć się po nagrodę. Już teraz zadania, które dostaje zdają się być mniej pracochłonne, żeby miała czas na uwielbianie szarży.

- Wiesz? – szepnęła niezbyt dyskretnie, jak zawsze, kiedy na dyskrecji jej nie zależało – Jest nowy w biurze. Ponoć dziwny. Idziemy popatrzeć? Sama nie pójdę, bo Artur zobaczy i będzie zazdrosny…

Popatrzyła spod oka wiedząc, że nie uwolni się od namolnej towarzyszki i po raz kolejny wzruszyła ramionami. Życie mijało jej na wzruszaniu ramionami i gdy się nad tym zastanowiła, to chyba faktycznie wyrobiła już w sobie taki odruch na każdą propozycję płynącą z zewnątrz. Wstała i poszły razem. Piękna i bestia – słyszała to określenie wyszeptane tak, żeby nie mogła nie słyszeć. Jej towarzyszka kręciła biodrami, jakby usiłowała postrącać z cudzych biurek segregatory. Wiadomo – może gdzieś z tyłu zerka Artur… znaczy kierownik, więc niech widzi, że pończochy, że szpilki tak wysokie, że można nimi dowiercić się do ropy naftowej. Przecież nie po próżnicy się stara, tylko dla niego.

Nie były jedyne. W zasadzie wszystkie dziewczyny w biurze odczuwały nieprzemożną chęć spaceru i przerwy na papieroska, żeby zobaczyć „nowego”. Tego „dziwnego”. On? – siedział z nosem zatopionym w papiery i najwyraźniej miał na policzkach rumieńce – jak pensjonarka. Niezwykłe. Dorosłe kobiety muszą się nieźle wysilić, żeby namalować podobne, a on w pracy ma naturalne, które nie znikają. Najbardziej bezczelne przeszły obok już trzy razy, żeby popatrzeć. Jedna, to nawet półgębkiem usiadła na biurku nowego chcąc przeprowadzić z nim wywiad. Kto, co, jak się nazywa, te wszystkie drobne sprawy, które za kilka dni spowszednieją. Podniósł wzrok. Buzię miał delikatną. Dziecinną może. Długie włosy spięte gumką, świecący drobiazg w uchu, ani śladu niebieskiego cienia zarostu, oczy wielkie, spłoszone i te rumieńce wciąż rosnące. Podał dłoń wąską i miękką, z wypielęgnowanymi do granic możliwości paznokciami i przedstawił się:

- Gracjan…

Głos miał miękki, ciepły i taki, że się aż chciało doń przytulić. I uwierzyć było trudno w jego męskość. Kobiety słyszące ów głos drgnęły niedostrzegalnie, bo wzbudził w nich ukryte pragnienia homoseksualnych doznań. Eksperymentu, o którym nikomu nie wolno mówić, lecz potajemnie skosztować owocu zakazanego, niegrzecznego, łamiącego konwenanse, który czasami przerywa sen wilgocią ud. Gracjan mógł być kompromisem pomiędzy tabu, a banalnym romansem. Większość kobiet otrząsnęła się z erotycznej mrzonki i odeszła, tracąc zainteresowanie, gdy rozsądek zepchnął fantazje nieco głębiej w wyrafinowane duszyczki. Została pani dociekliwa, z niezaspokojoną… ciekawością chyba. Nagroda dla kierownika zaintrygowana głosem zapomniała na chwilę, że biodrami powinna omiatać ściany z pajęczyn. Coś w jej głowie dzwoniło, że Gracjan może być niebezpieczny. Może w kierowniku obudzić podobne chęci jak te, które dostrzegła w oczach koleżanek. Zerknęła na Martę, bo w niej też coś wewnętrznego zareagowało na Gracjana. Wzięła ją pod rękę mocno i szepnęła jak zwykle niedyskretnie:

- Chodź już. Musimy pogadać.

Kiedy odchodziły paplała już jakieś nieistotności układając usta (bo być może Artur właśnie zerka) w dziubek zalotny, a drugą ręką kręciła we włosach loczki i układała je za uchem jak obietnicę pieszczoty. W głowie powstawała strategia neutralizacji wdzięku Gracjana. Musi go jakoś schować przed Arturem, obronić go przed urokiem nowego. A może…? Martę najchętniej by napuściła na niego – zerknęła bardzo ostrożnie – może się uda. Marta na ogół nie wykazywała zainteresowania kimkolwiek. Tego zainteresowania, które związane jest z seksualną atrakcyjnością być może była nawet pozbawiona. Wyjałowiona. Mały, chudy i wypieszczony niczym ukochana laleczka facet wprowadził niepokój w środowisko złośliwych, cynicznych i bezwzględnych samic walczących o strefy wpływów z wszystkimi, łącznie z facetami i szefostwem płci dowolnej. Sojusze chwilowe i święte wojny toczyły się pod płaszczykiem uprzejmości, a szykany miały nie dwa dna, a chyba z pięć.

- Tak! Marta byłaby dobra! – pomyślała – przecież każdy, kto zobaczy tę laleczkę z Martą musi poczuć niesmak i zniechęcić się do jakichkolwiek kontaktów. Co z tego, że piękny, jak się go ubierze w brzydką, niemalowaną babę. Babsztyla bez krzty uroku.

Plan wykrystalizował nim wróciły do biurek. Postanowiła otoczyć oboje intrygą i jakoś ich ku sobie popychać. W głowie Marty obraz Gracjana jednak był już wyryty, chociaż broniła się przed tą myślą. Nieumiejętnie, bo do dzisiaj nie musiała ani razu bronić się przed podobnymi myślami. Ostatni raz „męskie” towarzystwo zapamiętała z przedszkola, kiedy jakiś nieudacznik został bez pary i opiekunka grupy połączyła ją z nim, żeby szli razem do parku. Wracała też z nim i od tamtej pory nie doświadczyła niczego więcej. W pracy nie podawała nikomu ręki, chociaż raz, po pijaku pomyślała złośliwie, że poda. Poda tym wszystkim czarodziejom całującym piękne koleżanki po rękach. Poda im własną dłoń, kowalską i ciężką. Bez manicure, bez kremów i odżywek. I będzie patrzyć, jak się szamoczą i udają, jak kombinują, by się zapaść pod ziemię. Była gotowa to zrobić. Nawet, kiedy wytrzeźwiała była gotowa. Powstrzymała ją myśl, że następnego dnia musiałaby przyjść do gniazda os, w którym byłoby jeszcze gorzej. Dla własnego dobra zrezygnowała. Postanowiła, że zrobi tak na odchodne. Pójdzie się pożegnać i poda rękę. Może nawet nachyli się i da buziaka w policzek?

- Chyba w czoło – pomyślała ironicznie – przecież jestem wyższa od większości facetów w biurze. I bardziej rozrośnięta w ramionach.

Rzuciła okiem na wygaszony monitor i usiłowała się w nim przejrzeć.

- Co się ze mną do cholery dzieje? Od kiedy mi na wyglądzie zależy?

Zapomniała o pracy, zimnej suce i jej (już wkrótce) Arturze. Zasłoniła się monitorem i otworzyła dowolny segregator jako alibi. Siorbnęła wystygłej już, ohydnej kawy. Jutro nadrobi zaległości, a dzisiaj odda się mrzonkom. Popuściła cugle wyobraźni - lekko, tyle tylko, żeby zobaczyć, jak idą pod rękę z Gracjanem przez to stado żmij. I to ona trzyma go pod rękę, to ona jest przewodnikiem stada i głową… bała się nawet myśli, że z rozpędu chciała skończyć wizję słowem „rodziny”. Zerknęła w czarną toń kubka i zdało się jej, że włosy ma w nieładzie. Poprawiła dłonią, bo jej krótkie włosy nadawały się do czesania dłonią. Nie miała szczotek i grzebieni przy sobie. Torebki nawet nie miała, co wydaje się niepojęte dla reszty kobiet na świecie. A jej niepojęte się wydało, że uczesała się siedząc przy biurku. Tylko patrzeć, jak w biurze odepnie guzik bluzki.

- Naprawdę tak pomyślała? Ona? – chciała zbesztać samą siebie, gdy palce realizowały podświadome myśli i błądziły niebezpiecznie wokół górnego guzika bluzki. O szlag! To nie guzik - palce próbowały odpiąć pęczniejący sutek.

8 komentarzy:

  1. To mi przypomniało siostrę mojego kolegi. Było ich troje - on i dwie starsze dziewczyny. Obie śliczne jak laleczki, tylko że jedna bardzo kobieca, a druga usilnie się szpecąca. Obrzynała włosy na krótko, nosiła się i zachowywała jak chłopak. Potem zniknęła na kilka lat, a gdy się pojawiła z powrotem, wróciła z wąsami i w męskim garniturze. Okropność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co jest okropnego w męskich garniturach, bo wąsy, to zgoda?

      Usuń
    2. W męskim garniturze okropna jest wąsata kobieta.

      Usuń
    3. może chciała się ukryć i wlazła między wrony?

      Usuń
  2. Widuję podobną kobietę w supermarkecie, pracuje jako...ochroniarz.Gdyby nie plakietka z imieniem...
    Widocznie delikatny wygląd i kobiece cechy wywołały u niej odpowiednią reakcję dla tego pierwiastka w przewadze cech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że na widok takiego "ślicznego facecika" sporo pań miewa fantazje potrafiące objawić się reakcją fizyczną. w końcu pozwolić myślom błądzić, to jeszcze nie grzech, a że wilgotnieją nie tylko oczy? to już inna historia.

      Usuń
    2. No nie wiem, chyba tylko bardzo wyposzczone lub z niezaspokojonym instynktem macierzyńskim...

      Usuń
    3. sądzisz, że macierzyństwo w głowie się odzywa na widok subtelnego pana?

      Usuń