wtorek, 11 września 2018

Handel.


Przyszło do mnie takie, ubrane jak z żurnala i śmierdzące mamoną na kilometr. Dość paskudne i żadną forsą nie dało się przykryć niesmaku. Kolejny bezrobotny dziedzic. Wzruszyłem ramionami, licząc, że go zniechęcę w ten sposób i ominie mnie jak rzygowiny rozwieszone nocą na skraju chodnika przez studenterię rozbawioną do niepamięci. Trudno ukryć, ale zbliżając się już wywołał następne negatywne emocje i o przyjaźni mogliśmy zapomnieć. Czasami się tak zdarza, że ktoś, kogo zupełnie nie znam samym pojawieniem się budzi niechęć, lub zachwyt. Ten wzbudził wszystko, co we mnie podbite czarnym kożuszkiem. Pogardzałem nim i złośliwy starałem się być nawet wyglądem. Miałem go zrugać za sam fakt istnienia i właśnie zająłem język układaniem bukietu obelg, żeby były soczyste, zrozumiałe i jednoznaczne, kiedy odezwał się pierwszy.

- Dobra, dobra koleś! – odezwał się pojednawczo i pomimo własnej zawziętości poczułem, że w tę przemowę włożył więcej serdeczności, niż rywalizacji, czy dumy, albo tak doskonale potrafił imitować sympatię dla otoczenia – Mam problem i chciałem zapytać, czy mi nie pomożesz.

I to już był ostatnia okazja, kiedy mogłem uciec, ale popełniłem niewybaczalny błąd i zostałem jeden moment za długo, a on zaczął mnie owijać jedwabistymi słowami i kręcić tak, że chociaż grymas mnie nie opuszczał, to przecież słuchałem go, jak się słucha grzechotnika bawiącego się czubkiem ogona. Nawykły był do mówienia, a nawet do tego, że miał posłuch. To też wyzierało z każdego szwu marynarki i gestu niedbale dłonią wykonanego. Usadził mnie w jakimś kawiarnianym ogródku, w którym małe piwo kosztuje więcej niż domowy obiad dla dużej rodziny, kiwnął głową gdzieś w stronę niebytu, a młoda kelnerka niemalże dostała rozstroju nerwowego licząc, że klient zauważy nadchodzący wraz z nią orgazm. Jej wzrok prześliznął się nade mną, jakbym był jakimś siedzącym karłem, czy też aktówką gościa siedzącego obok, a w jego stronę zafalowała biustem i głosem pełnym oddania. Nieomal śmiechem parsknąłem, kiedy zrozumiałem, że ona naprawdę była na to gotowa – może zamiast perfum chłop stosował feromony, a może otaczała go aureola władzy, której kelnerka poddała się nieświadomie i tylko patrzeć, jak prysną ostatnie guziczki wstydu i zaoferuje mu na talerzu własny biust saute, względnie opakuje się w jego ukryte pragnienia, które spełni na miejscu, zanim zdąży je wyartykułować.

Gość tymczasem opędzał się jedną ręką z wyraźną wprawą i wlepił we mnie swoje spłowiałe spojrzenie głodnej hieny. Nie patrząc na kobietę zarumienioną od własnych myśli tak nieskromnych, że nawet moja twarz zaraziła się purpurą, zadysponował coś na kształt połowy trzeciej strony i trzy czwarte ostatniej z menu knajpy. Pani szczebiotała i drobiła kroczki, a następnie z niejakim trudem, zaczęła sukcesywną realizację zamówienia podkręcając amplitudę sinusoidalnego ruchu kuperkiem na jego cześć. Stolik przykrył się na bogato, i już nie wydawał się taki duży, a mój znienawidzony gospodarz gestami zachęcał mnie do skorzystania z łaski, jakby poznał, że mój żołądek też kręci ogonkiem z wrażenia, bo już zapomniał, kiedy ostatnio dogadzałem mu aż tak.

Cóż – nie było mnie chyba stać na rezygnację, albo mnie zahipnotyzował, bo korzystałem bezwstydnie. Gość skubnął ze dwa kęski jakiejś przystawki, przechylił jakiś kieliszek, a reszta zwietrzałaby, gdyby nie moje łakomstwo. A kiedy wreszcie zabrakło miejsca na dalszą rozpustę, obtarłem ręką usta i westchnąłem z sytości odsuwając talerz, nie zdradził się ani jednym gestem z niecierpliwością. Przeczekał, aż będę w stanie wysłuchać, o co mu szło, kiedy mnie zaczepiał na ulicy. Tylko to jego mętne spojrzenie mówiło mi, że drogo przyjdzie zapłacić za własną słabość. Nawet niedorostki wiedzą, że darmowy obiad nie istnieje. A ja właśnie zjadłem ich chyba trzy, a teraz podsuwał mi szklaneczki, kufle, kieliszki, jakbym miał wypić również potrójnie. Chciał mnie zmiękczyć? Oszołomić? Jeśli nawet nie, to udało mu się mimochodem. Kelnerka skamlała o zauważenie, ale odesłał ją władczym gestem pod barową ladę i trwale przyszpilił ją tam wzrokiem. Chyba nadszedł czas, bo kobra schwytała mnie pod kaptur spojrzenia, usypiała dźwiękiem i ruchem, mamiąc obietnicą wieczności.

- Chcę kupić twoje wspomnienia. Wszystkie, jakie tylko masz. Bez wyjątku.

Też zachciankę wygłosił, aż się chciałem zaśmiać szyderczo, że głupotami zawraca sobie głowę. A co to ja? Pisarz, który je spisze i poda do ręki? Gawędziarz, co w kilka wieczorów przy ogniu snuć będzie opowieść tworząc klimaty adekwatne do treści? Tych bogaczy, to chyba ktoś w głowę kopie na dobranoc, że takie kaprysy miewają – mógł tej kelnerce okazać odrobinę zainteresowania, to oddałaby nie tylko ciało, ale i wspomnienia, gdyby tylko wyraził podobne życzenie. Czemu ja? W końcu nie każdy chce nosić w głowie to, co z mojej gotowe wypłynąć. Gość milczał i tylko patrzył, czy dojrzewa we mnie myśl o pozbyciu się przeszłości. Perspektywa była kusząca, gdyby się udało – mógłbym stać się człowiekiem teraźniejszym. Zostawić w zapomnieniu dzieciństwo, dziadostwo, i parę spraw, o których nigdy i nikomu, bo wstyd i po latach. Cóż, dorastając każdemu się zdarzy okazać się świnią i zanim przemyśli, zupa się rozleje, a gorycz nosić trzeba w sobie, bo sumienie pamiętliwe jest bardzo. Tylko przed obcymi udaje, że nic takiego miejsca nie miało. Ale kiedy zostanie sam na sam z lustrem, to pluje na własny wizerunek i wypomina, żeby więcej tak nie robić, bo to boli. A dzisiaj ten tu…

Zerknąłem na niego chytrze (tak mi się przynajmniej zdawało). Przecież go nie lubię! Więcej – obrzydliwy mi się wydaje gość, który pajęczyną mnie omotał. Jak jedwabnik jakiś. A może mu opchnąć? Wziąć mamonę i sumienie mu obciążyć tymi rozmaitymi historiami, co to ja wiem, a on dopiero się dowie? Przyjacielowi przecież nie dam takiego trojana. Ale temu? Obiad postawił i kielichem go podparł, ale to jeszcze nie powód do miłości. Może koi własną niegodziwość jałmużną dla biednego? Dylematy jeden po drugim siadały na szali sumienia, a ono pod naciskiem płynów wygładzało poły zadartej kiecki i udawało, że tyłek nie sterczy nagi, gotowy do wzięcia. Rozum pofalował trochę i poddał się. Nie ma nad czym debatować – w końcu od jutra można nazbierać nowych wspomnień. I przestać być wczorajszą kurwą. Od jutra można być dziewicą, byle się tanio nie sprzedać – przecież (chytrus we mnie kusił podświadomość podszczypując ją lubieżnie) nawet ta myśl za chwilę stanie się wspomnieniem i ją również sprzedam temu tu pięknisiowi w garniturze wartym niezłego samochodu. Byle się tanio nie sprzedać.

Odepchnąłem kieliszki gotów do negocjacji, ale ów z naprzeciwka nie zamierzał negocjować, tylko głową skinął na kwotę, którą wymieniłem. Co teraz? Pazerność mnie kopnęła w żołądek, że taki głupi byłem, bo za mało chciałem. A ja? Ja bałem się, że przesadziłem i to grubo. Bo wiem, co na handel poszło. A hiena uśmiecha się do mnie i gada, że dołoży zegarek z ręki i kluczyki, bo autko nie będzie mu potrzebne na pewno. Skinąłem głową. Ostatni raz ja skinąłem. Poszliśmy do łazienki. Kelnerka popatrzyła na gościa oszołomiona, a na mnie z zawiścią i pogardą, ale zamknęliśmy drzwi za sobą.

- Rozbieraj się! – rozkazał, sam już zdejmując z siebie jedwabie. Głupio mi było przed obcym się rozbierać, ale on nie miał podobnych skrupułów i ponaglał. Ktoś nacisnął klamkę, co mnie rozbawiło, a on zdzierał ze mnie ubranie i buty. Kiedy już zamieniliśmy się na stroje, a na wysokości serca poczułem jak grubym portfelem je okładał, to mi się gorąco zrobiło. On popatrzył na mnie swoim wyblakłym wspomnieniem, nie wiedzieć czemu szepnął: „dziękuję” i położył mi dłonie na czole. Zrobiło mi się najpierw zbyt ciepło, późnej jakiś przeciąg zaczął ssać z pejzażu mózgu i straciłem przytomność…

- Proszę pana, proszę pana… Nic panu nie jest? Tak się bałam, że ten lump krzywdę panu zrobi. Widziałam, jak na pana patrzył, łachudra jedna! W dzisiejszych czasach trzeba być ostrożniejszym. Ktoś się panem musi zaopiekować. Wzięłam wolne. Nie wiem, gdzie pan mieszka, ale dzisiaj się panem zaopiekuję, jak własnym maleństwem, jak…

Nie umiałem się bronić. Nawet nie wiedziałem, czy chcę się bronić i po co mam to robić. Chciałem przypomnieć sobie, jak udawało mi się to wcześniej, jednak głowę miałem leciuteńką i żadna konstruktywna myśl w niej nie mieszkała. Zerknąłem na zegarek, poczułem w kieszeni portfel grubszy niż moje marzenia… Czy ja w ogóle mam marzenia…? Naprzeciw mnie, w drugiej kabinie spał na sedesie jakiś śmierdzący kloszard w spodniach, na których rosła cuchnąca plama…

6 komentarzy:

  1. Z jednej strony moje wspomnienia to najlepsza rzecz, jaką mam. Z drugiej - jeśli ktoś zapłaciłby za nie dostatecznie dużo, to czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba zależy od tego, kto ma jakie potrzeby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudno mi wyobrazić sobie siebie bez wspomnień. taki balonik, który udaje że jest, a to tylko opakowanie dla powietrza.

      Usuń
  3. Co za zbieg okoliczności! Mam na sprzedaż wspomnienia ... nie znasz kogoś, kto chciałby je kupić? Słyszałem, że niejaki Oko ma trochę kasy, więc może On?

    OdpowiedzUsuń