-
Proszę stanąć tam, przy tej białej niegdyś ścianie i wyglądać o dziesięć lat
młodziej – głos był apodyktyczny, choć nie pasował do kobiety wyglądającej,
jakby rodzice zapomnieli ją karmić od urodzenia po dzisiaj.
-
Eee… - wiem, że niezbyt elokwentnie odpowiedziałem, jednak stojąc nago w
chłodnym pomieszczeniu obok nieznajomej w kitlu niezbyt pewnie się czułem, a
jej życzenie zdawało się odzierać mnie z resztek i tak już stłamszonej
godności.
Stanąłem.
Ubarwiłem ścianę swoją wiotkością najpierw jednym, a potem drugim profilem. En
face na koniec zostało, jakby miało stanowić złożenie obu żałosnych połówek. Dźwięk
migawki wydawał się szyderstwem uwieczniając mój spłoszony uśmiech górujący nad
zziębniętym ciałem.
- Muszę
powiedzieć, że nie bardzo się pan postarał. Niektórzy przynajmniej usiłują
osiągnąć coś na kształt wyprostowanej sylwetki, a młodzież z dumą prezentuje
erekcję, a pan co? Jak ostatni zdechlak. Miało być dziesięć lat młodziej, a wyszło,
jakby postarał się pan o auto-rekonstrukcję obrazu przedśmiertnego.
Pani
bez emocji przeprowadzała kolejne procedury sugerując bez słów, że jestem
przestępcą, którego trzeba zdefiniować i zdigitalizować na wszelki wypadek.
Pobrała odciski palców, zębów, DNA, prześwietliła kompleksowo, żeby ozdobić
akta moim szkieletem, a następnie rozpoczęła drenowanie płynów ustrojowych i
resztek pokarmowych. Jej wzrok przepalał mi skórę, kiedy poszukiwała pod skórą
informacji na temat pracy płuc, serca, nerek, czy wątroby. Skompletowała
reakcje zmysłów z wprawą świadczącą o potężnym doświadczeniu zawodowym.
Zacząłem podejrzewać, że widzi mnie fragmentarycznie, elementami określonymi w
poszczególnych rubrykach bardzo szczegółowej tabeli. O nic mnie nie pytała, nie
miała wątpliwości. Przepuściła moje ciało przez pełen zestaw stabelaryzowanych
cykli diagnostycznych jak najskrupulatniejsza, wielopunktowa kontrola
techniczna w zaawansowanych technologicznie zakładach.
Skóra
mi posiniała tu i ówdzie, a rumieńce wstydu zastąpiła bladość. Obracany,
miętolony, ustawiany w pozycjach, które nawet w gabinecie lekarskim wyglądają
żenująco poczułem się jak ogryzek stanowiący sensację archeologiczną wymagającą
dogłębnego zbadania. Kobieta tymczasem przystąpiła do wiwisekcji mózgu. Ankieta
zdawała się nie mieć końca, poruszając nie tylko kwestie wiedzy ogólnej, lecz
światopoglądu, preferencji i wierzeń. Stałem nagi przed bezduszną skorupą,
która z cynicznym uśmiechem patrzyła jak wiję się w ogniu pytań, które coraz
rzadziej wydawały się niewinne. To już nie ankieta, ani przesłuchanie, to
spowiedź z życia, ze szczególnym uwzględnieniem intymności, o której pojęcie
mieć mogła wyłącznie moja podświadomość. Kobieta zdejmowała dane wprost z barwy
impulsów elektrycznych, a moje słowa usiłujące ukryć prawdę traktowała jak
niegroźne zaburzenie odczytu, które łatwo oczyścić z szumu dezinformacji.
Przemielony
byłem już całkowicie, kiedy wreszcie zamknęła moje akta. Wypruła ze mnie
wszystko. Teraz część analogowa mnie stała jawnie naga i bezbronna przed
kobietą, ale najwyraźniej nie byłem już jej potrzebny, bo zawołała wsparcie
fizyczne i przyszło dwóch umięśnionych wielkoludów, złapali mnie w pół i
wynieśli. Postawili mnie gdzieś w kącie pomieszczenia, które wyglądało na
podręczny magazyn i poszli gasząc światło za sobą. Zsunąłem się po ścianie i
usiadłem. Nie przeszkadzał mi nawet chłód posadzki rozprzestrzeniający się aż
do kości. Chwyciłem głowę w dłonie i usiłowałem zrozumieć, co się dzieje. Chyba
stałem się przeszłością. I to taką zbędną. Gdzieś w archiwach prowadzonych
przez tę nieprawdopodobnie pedantyczną osobistość znajduje się wszystko to, co
jest mną i można mnie odtworzyć zarówno jednostkowo, jak i seryjnie, gdyby ktoś
odczuł taką potrzebę…
Tylko
kto miałby ją odczuć i po co? Analogowa niedoskonałość została zutylizowana i
zeskładowana w miejscu, o którym nie potrafiłem powiedzieć nic. Magazyn części
zamiennych? Półproduktów? Materiał do recyklingu? Każda myśl zdawała się
podążać ścieżką, na końcu której przerażenie miało przynajmniej trzy paszcze
ziejące ogniem wszystkich kręgów piekieł i szpony wystarczające, żeby odebrać
nadzieję i złudzenia. Pomylili mnie z kimś? Jak wyjaśnić to nieporozumienie i komu się poskarżyć? Ciemność potrafiła skondensować uczucie trwogi w ciało
stałe, które zablokowało dostęp powietrza do płuc. Siedziałem w ciepłej kałuży
własnego moczu, którego nie umiałem utrzymać – mało – nie wiedziałem nawet, że
problem trzymania w ogóle zdążył zaistnieć.
Ciemność
zmaterializowała się gdzieś na moim ramieniu szorstkim, ciężkim dotykiem.
Chciałem krzyczeć, zupełnie, jakbym miał nadzieję na jakąkolwiek reakcję,
zanim jednak otworzyłem usta wystarczająco do wydania dźwięku ciemność
schwytała moje usta drugą dłonią tak mocno, że mogłem tylko zakwilić.
-
Ciii… – głos wyszeptał mi ostrzeżenie wprost do ucha tak lekko, jakby to tylko
gra wyobraźni była – Jeśli chcesz stąd wyjść, to zamilcz. Wyprowadzę cię,
ale tylko wtedy, kiedy będziesz cicho. Drugiej szansy nie będzie. Najwyraźniej
byłeś kimś ważnym, skoro zdjęto twój obraz do ewentualnego odtworzenia. Dzisiaj
zostawili cię tu, żeby dokończyć analizę, która jak zwykle wykaże, że dane
są kompletne i wystarczające. A jutro… przypomnij sobie dzienne racje białkowe,
które dostawałeś wprost do lodówki nie wiadomo skąd. Jutro ty zapełnisz kilkadziesiąt
lodówek. Pewnie dlatego już dzisiaj jesteś delikatnie schładzany. Resztę
opowiem dopiero na zewnątrz. Nie ma już czasu. Idziesz?
Głos
umilkł, ucisk dłoni zelżał i pod własną dłonią znalazłem dłoń ciemności
zapraszającą na spacer w nieprzeniknioną przyszłość. Chwyciłem, łykając ślinę…
Wciąż chciałem, aby ciąg dalszy był moim udziałem, żebym był skazą na
codzienności patrzącej do przodu również moimi oczami.
Potworny obraz. Sama zechciałam czuć się jeszcze potrzebna, choć niby jestem jeszcze młoda, ale już nie tak perfekcyjna dla bieżącej rzeczywistości i nie tak idealna dla zdigitalizowanej dziś młodości.
OdpowiedzUsuńpiszę, co wyobraźnia podpowie. to obraz niestety możliwy, kiedy deficyt białka będzie dramatyczny.
Usuńa liczba osób wymagających karmienia wzrośnie. parę klęsk żywiołowych i reglamentacja na dzień dobry, a później coraz bardziej dramatyczne wybory. jak w Korei Północnej - zupa z trawy zagryzana korą drzew.
A mnie to nie przeraziło, tylko rozśmieszyło. "Proszę wyglądać dziesięć lat młodziej" i "jesteś delikatnie schładzany" - zayebyaszcze.
OdpowiedzUsuńprawda? - mi też się podobają te wyjątki.
UsuńJak przed wojskową komisją lekarską...
OdpowiedzUsuńtylko zdecydowanie dokładniej. ale chyba rozumiesz, że mięso trzeba dokładnie zbadać
UsuńZlowrogi futuryzm dosyc, poczułam chęć ucieczki jakbym sama była tym pszyszlym kotletem lodówkowym...wiesz, że lubię bardzo ten gatunek Twojej prozy - świetnie napisane.
OdpowiedzUsuńa kiedy już zeżremy wszystkie świnie, a dżdżownice będą pokarmem wybrańców, będziemy pożerali złoczyńców.
UsuńI to mi się podoba. Mięso trzeba badać starannie, żeby uczciwi konsumenci nie nabawiali się np. włośnia, czy innej francy! PS. Trochę szkoda, że uciekłeś z tej ubojnio-masarni, gdyż zawsze byłem ciekaw, jak wygląda świat z perspektywy takiej krakowskiej suchej, czy innej podlaskiej palcówki?
OdpowiedzUsuńmyślisz, że to byłaby zajmująca lektura?
Usuńtakie smętne zwisanie z rzeźnickiego haka i czekanie na konsumpcję?
na plasterkowanie?
A skąd wiesz, co się dzieje w mięsnym, gdy personel udaje się na odpoczynek? Kiedyś, gdy córka była mała, jej ulubioną bajką była opowiastka o nocnym życiu produktów spożywczych z naszego sklepu:))
Usuńrany boskie... i co? potrafi wyjść z domu bez lęku?
Usuńpowinni Cię zamknąć za szczególną złośliwość i znęcanie się nad małoletnią.
Wywiad sprzed uboju, mam nadzieję, że wyjście się jednak udało. Podróżujesz po mrocznych światach. Na ten moment muszę sobie dawkować, bo się wciągam zbyt mocno, a piszesz bardzo dobrze i skutecznie trafiam dzięki Tobie w opisywane miejsca, prawie czuję to co Ty.
OdpowiedzUsuńnie ukrywam, że Twoje słowa mile łechcą moje ego.
Usuńale marzenie mam, żeby odbiór zaangażował wszystkie zmysły.
nie umiem chcieć mniej.