piątek, 7 września 2018

Ciąg dalszy.


Dobrze zaczęty dzień nie zamierzał próżnować. Przybyło widzeń i to niebanalnych. Na początku pojawiła się królowa pszczół, jak nazwałem panią, która pod różową sukieneczką skrywała (niezbyt starannie) różowe wdzięki. Na niewidzialnej smyczy feromonów wiodła za sobą świętą trójcę i to po dwakroć – nie piłem nic toksycznego mogę chuchnąć, albo jakiś balonik nadmuchać, gdyby był. Trójkami szli za królową pszczół młodzi mężczyźni najwyraźniej łasi na łaski czcigodnej przewodniczki stada. I za pierwszą trójcą zachwyconych szła druga równie roznamiętniona, a pani paluszkiem wiodła na pokuszenie nie faworyzując ani jednego egzemplarza.

W głowie układałem już opowiadanie o królowej pszczół, kiedy dobiegł mnie język obcy. Nie jest to trudne, ponieważ każdy, oprócz używanego na bieżąco, jest mi obcym, a Miasto zakosztowało już podróżniczego zachwytu z każdej chyba nacji. Jednak moje skłonności do interpretacji usiłowały ubrać ów głos w cygańską fantazję. Blondynka, która mówiła nijak jednak nie pasowała do sugerowanego narodu, a jej towarzysz również starzał się raczej z włoska (kolejna impertynencka próba identyfikacji). Niechby i po marsjańsku gadali, bo to drugoplanowe. Pani pchała wózek dziecięcy. Z tych głębokich i z koszem zasłoniętym dachem. Pod owym dachem leżała psina gatunkowo nieodległa od baseta i kontemplowała zmienność krajobrazu. A ja wymyśliłem sobie, że cyganka wiezie psa do pracy na kościelne schody, czy też w odmęty miejskiego deptaka, żeby wzbudził litość wyrażoną w dowolnej walucie zbieranej do litrowych słoików (pod koszem wózka pustych słoików było co najmniej pięć, więc pies musiał być wybitnym zbieraczem i wzbudzaczem. Taki psi maestro od uczuć).

Nie sądziłem, że coś jeszcze może się zdarzyć, a jednak. Nastolatka biegła w poprzek deptaka. I nie dlatego, że w tym samym czasie wzdłuż jechał tyłem na inwalidzkim wózku jednonogi facet odpychając się rzeczoną nogą nie przejmując się zupełnie przechodniami. Ona biegła w poprzek z nieznanych powodów by wyhamować raptownie i boleśnie. W fontannie zamieszkującej chodnikowe wklęśnięcie. Sukienka rozłożyła się niczym spadochron i nie utonęła, lecz pupa w pełnym ślizgu surfowała ze dwa metry, zanim osiadła na mieliźnie chodnika. Pupa i sukienka przeżyły zwarcie, choć za dziewczęciem kapała woda, powiedzmy że tylko z rąbka sukienki. Myślę, że bardziej ucierpiało młode ego niż ciało, oraz torebka, z której dziewczę wylewało wodę do pobliskiego kubełka ulicznego. Zastanawiające, bo tuż obok stały donice z młodymi drzewkami i żebrały o zauważenie.

A kiedy już oddałem się prozaicznej czynności podziwiania pań o nogach zbyt długich i masowo pojawiających się wokół zdarzył się kolejny obrazek. Stworzenie (nie – nie jestem złośliwy, ani nie szydzę, to słowo obrazuje rozpacz zmysłów) podążało ku jakiejś prywatnej codzienności trawersując moją ścieżkę. Długie włosy w kolorze dojrzałych kasztanów i biust uwolniony od kagańca biustonosza falowały w rytm kroków zmierzających w paszczę domu towarowego. Dawno nie widziałem, żeby ktoś szedł równie brzydko. I nie był to defekt związany z chorobą. Tak iść może wyłącznie facet, i to taki, który ćwiczył się w marszu sprawiającym ból patrzącym. Powiedziałem rytm, a to już było poważne wykroczenie przeciw wartości tego słowa. Dysharmonia wieloczłonowa.

Wróciłem do domu. Może zbyt szybko, ale widzenia eskalowały w kierunku, który mnie niepokoił. Może nie chciałem zobaczyć ciągu dalszego?

6 komentarzy:

  1. Czasami kobieta kroczy jak generał, a czasami facet płynie jak baletnica, pomieszane to strasznie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlaczego akurat królowa pszczół? Z powodu bzykania? No bo że trutnie za nią szły, to rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudna sprawa - jak ją zobaczyłem, to tak nazwałem. zanim zdążyłem pomyśleć nazwa już miała wyłączność - pomyślałem o tych facetach, że wyglądają jak rój pszczół, a królowa może być tylko jedna, że tak nieszczęśliwie powtórzę się za pewną Dorotą.

      Usuń
  3. Ciąg dalszy wart początku. Obrazki godne uwiecznienia, więcej tego rodzaju groziło by przesytem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie projektuję widzeń, nie zamawiam - one po prostu są. i ile zobaczę, tyle opisuję. nie prowadzę magazynu widzeń, z którego wyjmuję w dniach posuchy. wolę trzymać je świeżo odnalezione na stronie.

      Usuń