Usiadłem
do bierek. Z ośmiornicą. Wiedziałem, że będzie oszukiwać małpa ruda, ale kiedy
popatrzyłem na nią, to uznałem, że mam szansę. Mam, bo ona już spocona i jeśli
mądrze rzecz rozegram, to mam szansę. Byle ją z równowagi wyprowadzić.
Oczywiście – to o tyle trudne, że krzesło na czterech nogach trudno z równowagi
wytrącić i sił wymaga sporych, a tu podstawa wsparta na ośmiu filarach
przytwierdzanych ssawkami do wszystkiego, co w miarę materialne i sztywne. Ja
mógłbym próbować schwytać taflę szyby i w najlepszym wypadku pokaleczyłbym się,
a ta zawodniczka przytwierdziła się sześćdziesięcioma czterema buziaczkami
przyssawek i trzeba byłoby wrzątku lub spirytusu, żeby je oderwać wbrew jej
woli. Bo nawet dobrze naostrzone ostrze okaleczyłoby zwierzę, ale martwa noga
pozostałaby wrośnięta w szkło.
Bierki
rozsypały się po blacie, a ta czarna mamba popatrzyła na mnie spod opuchlizny
nad oczami i przystąpiła do egzekucji. Zakotwiczona dwiema nogami podłodze, i
jedną w szklanym blacie pozostałymi momentalnie wyzbierała to, co potoczyło się odrobinkę
dalej od centrum. Nie wiem kiedy stos bierek skurczył się do wiązki chrustu
leżącej stosem na środku. Znowu łypnęła na mnie okiem i chyba chciała nacieszyć
się tryumfem, bo biła z niej duma tak wielka, że aż napęczniała. Za to na wierzchu
stosu zostały bosaki harpuny i widły – te same, którymi Posejdon filetował
nieposłusznych śmiertelników. Różniły się nieznacznie od wideł do obornika, czy
siana, a sam ich widok przyprawił ośmiornice o gęsią skórkę, aż stół zadrżał i
bierki z szelestem zsypały się na boki.
Zaśmiałem
się tryumfalnie niczym hiena widząca zdychający właśnie obiad. Moja kolej! Od śmiechu przeciwnik zadrżał ponownie i stos
rozwiązał się całkiem. Wyzbierałem włócznie i łopaty, harpuny i bosaki.
Złośliwie zostawiłem na koniec widelce. Podnosiłem oczy na zwierzę, które jak
zahipnotyzowane patrzyło na stół, skąd znikały kolejne patyki. Dość tego!
Zdjąłem komplet wideł, żeby odebrać jej złudzenia i ułożyłem pokotem przed
sobą, jak trofeum myśliwskie. I patrzyłem jak drapie się po łbie tymi swoimi
pajęczymi odnóżami. Może liczyła bierki? Punkty? Przed nią leżało kilkanaście
gładkich, a wszystkie, które ważą punktowo tkwiły przede mną. Zwierzak ponoć
inteligentny, więc kto wie, co w tej miękiszowatej łepetynie się narodziło.
Popatrzyłem
na bydlątko, które całkiem zapomniało o grze, tylko odsuwało się od kształtów
niosących wspomnienia powodujące duszności i paniczny lęk. Najwyraźniej chciało
uciekać już jak najdalej i skryć się w gęstej chmurze sepii, a poza zasłoną
dymną uciekać na wszystkich dostępnych odnóżach, niechby i na dno Rowu
Mariańskiego. Byle dalej. Aż się jadem posikała i ubrudziła szklany blat, ale
machnąłem ręką – niech zwiewa, skoro aż tak na nią działa plastikowa zabawka. Skoczyła
w piach i wężowym ruchem wytoczyła się z plaży w kipiel przypływu. Nawet się nie
pożegnała. Schwytała dno pod siebie i galopowała jak tabun dzikich mustangów w
panice. Tylko ciszej odrobinę. Nie sądziłem, że aż tak się wystraszy atrybutów bóstwa
z zamierzchłych czasów, ale kiedy na nią patrzyłem, to wciąż jeszcze była
spocona i bardziej niż o wynik drżała z emocji. A może… Może to nie tylko
mitologia? Może w głębinach wiedzą coś, czego na szczytach fal nikt głośno nie
powie?
Rzuciłem
okiem na pomarszczoną powierzchnię, która zdawała się końca nie mieć. Gdzieś na
krawędzi widzenia niebo tonęło w wodzie, a może to woda wstępowała pomiędzy
chmury? Trudno wyczuć, jednak widnokrąg uśmiechał się do mnie pobłażliwie i tajemniczo.
O wiele bardziej tajemniczo, niż Mona Lisa w szczytowej formie.
Nie da się filetować trójzębem.
OdpowiedzUsuńa kto Posejdonowi zabroni? mały człowieczek rady nie da, ale taki gigant, to spokojnie.
UsuńRaczej chodzi mi o samo narzędzie, a nie jego wielkość. Do filetowania potrzebne jest płaskie ostrze, a nie widelec.
UsuńA zresztą... Może nie? Nie jestem dobra w te klocki. Prawdę powiedziawszy, w życiu niczego nie filetowałam.
Usuńno właśnie. a Posejdon na pewno tak. Narzędzie ma byle jakie, za to naprodukował wielkoludów typu kaszaloty orki, mieczniki, to i takim widelcem może - nie musi oszczędzać i do białej kości czyścić.
UsuńGłupi ciul!!!
UsuńPosejdon, znaczy.
z boku trudno oceniać - nie znam gościa, bo od słonej wody trzymam się raczej z daleka.
UsuńWygląda na to, że To jednak Ty ją zahipnotyzowałeś, a nie ona Ciebie. :)
OdpowiedzUsuńtrzeba szukać wsparcia gdzie tylko się da. podobno gra się tak, jak przeciwnik pozwala.
Usuńgrać i nie chcieć wygrać? to zaprzeczenie idei gry.
Ośmiornica małpa ruda? Dobre!
OdpowiedzUsuńa co tam - i wśród ośmiornic się rude trafiają, a nawet małpy.
UsuńW głębinach można mówić głośno i wyraźnie to, czego na powierzchni nie wypada lub nie można.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
w głębinach, to trzeba umieć mówić, żeby się słonej wody nie opić.
UsuńA kto, z Was dwojga, wybrał grę?
OdpowiedzUsuńa bo to wiesz? na plaży człowiek z nudów robi różne dziwne rzeczy. ośmiornica też.
Usuńz relacji wynika, że siadła pierwsza do stołu.