środa, 21 listopada 2018

Gradacja czerni.


Mijam kobietę, której krzywik mógłby pozazdrościć kształtów. Na jej łydkach można byłoby popełnić doktorat analizując harmonię przejścia łuków w niedopowiedzenia, poszukując płynnej granicy zamiany jednej funkcji w inną tak doskonale, że o nieciągłości mowy być nie mogło. Nawet wiatr nie był w stanie się potknąć na owej granicy, a to bardzo wyrafinowany poszukiwacz niewiadomych. Mijam panie o włosach białych i równie starannie odbarwionych panów. Spod wąsa, lub zmarszczek płyną na świat dojrzałe słowa ostentacyjnie nasiąkające wilgocią. Nie słucham, bo nie do mnie płyną. Dworzec po zmierzchu zapragnął być zamkiem i z blanków drży proporcem na chwałę gospodarza w świetle miękkim tak bardzo, że mury wydają się być obite aksamitem. A przecież wiem, że nie są. Że drapią dłonie szorstkim tynkiem. Pani doskonale czarna zewnętrznie, maskuje bladość skóry odzieżą, ale to nie zniechęca nocy, która biegnie dwa kroki za nią i otwarcie żebrze o wskazówki, jak osiągnąć taki ideał, jak sprawić, żeby światło uciekało, gdziekolwiek ona się pojawi. Pani zachwycona adoracją pozwala nocy opaść na cztery łapki – niech biegnie obok pekińczykiem, czy inną drobnicą psiej rozmaitości. Idzie trzymając noc na smyczy, a biodrami pożera kontury i kolory sięgając to tu, to tam od niechcenia. Płynnie, wdzięcznie i z pełną świadomością ściąga wzrok męski, jak czarna dziura ściąga okruch materii na tyle nierozsądny, żeby się zbliżyć w zasięg wpływu. Sztuczne księżyce latarni ogrzewają skostniałe trawniki zimnym światłem, a chociaż są w pełni, to ledwie śnieg na ławkach roztopiły. Nie na tyle, żeby dało się przysiąść, więc odszedłem. Elektryczne hulajnogi pobłażliwie omijają płonące każdą możliwą gorączką monitory przerośniętych telefonów żarzących się częściej niż pomarańczowe gwiazdy papierosów. Stada walizek kolebią się na boki hurgocąc plastikowymi nóżkami na nierównościach łaskawie schowanych już w półmroku. Spieszą do tramwajów, do domów, hoteli, do swoich. Ktoś krzyczy jakieś przesłanie, ale przecież i Mesjasza nie bardzo miał kto słuchać, więc głos ochrypł i utonął w mroku anonimowości. Kto wiarę stracił, dogorywa na ławeczkach, niczym porzucona gazeta, której nawet wiatr czytać już nie chce. Ktoś, bez goryczy i fałszywych nadziei wertuje zawartość śmietnika. Śmiech dziecka rozproszyli na drobne przechodnie, mijając w pośpiechu wózek pełen ciekawości, lecz nikt jej nie zaspokoił. Za krótki dzień… O wiele za krótki.

8 komentarzy:

  1. Tej ciekawości to żal:
    Sama niezaspokojona, w tęsknocie przyduszona w oczekiwaniu na pierwszy pogrzeb w rodzinie...
    Bo z ciekawością wiedziona nadzieja umiera ostatnia ,przed śmiercią zapraszając na stypę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. której ciekawości?
      ja słyszałem, że nadzieja, jak kapitan, schodzi ostatnia, gdy ciekawość dawno już zaznajamia się z rekinami w posolonej wodzie.

      Usuń
    2. Cwana kobieta ta ciekawość.
      Jak nic kochanka kapitana

      Usuń
    3. wielki wódz zazwyczaj wszystko wie i wszystko już widział. może robić za encyklopedię, albo barda. ciekawość mu niepotrzebna - on swoją zużył - to młodzieży ciekawość zagląda pod koszulę, żeby zaczepić się na jakąkolwiek ekstrawagancję.

      Usuń
  2. A życie toczy się dalej w tych odcieniach czerni...

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmiech dziecka, to coś czego obawiam się najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieci nie śmieją się szyderczo. dzieci eksplodują radością własną z dowolnie błahego powodu i robią to do kresu szczerze. to śmiech, który trudno spotkać w dorosłym świecie.

      Usuń