sobota, 13 kwietnia 2019

Latarnia dusz.


Siedzę. Czasami wstanę, żeby obejść dokoła skromne gospodarstwo pogrążone na granicy między doczesnością ziemską, a rozstajami. Wiecznie martwię się, że może nadejść kataklizm i do bram zapukają nie jednostki lecz pokolenia. Czym ugoszczę? Co na stół postawię, gdy z gorączką i niepokojem zbiorowym przyjdzie mi się zderzyć? Frasunek marszczy moje oblicze, które od dawna przypomina schnący po deszczu papier.

Szczęściem rzadko bywam tu sam. Właśnie przyszła rodzina trzymająca się za ręce i trochę zawodząca, że nie każdemu było dane tyle lat, ile potrafili wspomnieć ich przodkowie. Cóż… Nikt nie obiecywał sprawiedliwości. W ogóle nic nie obiecywał, a ten pijany, który wyprawił ich w drogę do mnie otrzeźwiał chyba dożywotnio. Też przyjdzie. Poczekam tu na niego. Nie chcieli jeść, ani zostać na krótki odpoczynek. Poprosili, żeby wskazać im drogę do domu, do miejsca, w którym znów będą u siebie. Nie przepadali za wędrówkami. Takie kurczaczki nawykłe do domowych pieleszy w świecie, który zwiedzali dość opornie.

Zapaliłem latarnię na drogę. Poszli prowadzeni promieniem, dzieci podskakiwały w rytm kroków dorosłych i śpiewały jakąś wyliczankę z mamą. Miała bardzo ładny głos, który trochę się jej łamał, ale już wkrótce nabierze mocy. Niech idą. Sam nie wiem dokąd ich droga zawiedzie, jednak życzę im jak najlepiej. Przecież nikt latarnikowi nie będzie tłumaczył się z kosmicznej nawigacji. Ja mam tylko oświetlić drogę, żeby się nie potykali, żeby nie błądzili, kiedy już zdecydują się na marsz.

A nie wszyscy się decydują. Pamiętam, jak przyszła tu para, niedobrana kompletnie. Ona malutka kruszyna o cerze delikatniejszej nawet od ciała, a on wyglądający niczym golem z gliny i popiołu. Na dłoni mogła mu usiąść i wiercić się nawet bez obawy, że spadnie, bo straci oparcie. Kiedy chciała mu dać buziaka musiał przyklęknąć, albo ona wspinała się po nim niczym wiewiórka po klonie w trakcie wiosennej zabawy w berka. Oni… nie chcieli iść. Tak bardzo pragnęli zostać i wrócić, że zjedli cokolwiek i zawrócili. Poszli trzymając się za ręce poszukać własnych wspomnień, wspólnych ścieżek i wrażeń, jakich nie chcieli porzucić. Pewnie snują się gdzieś, zwiedzając ziemskie muzeum w poszukiwaniu obrazu wartego wieczności.

Czasami pozwolę sobie i ja na wycieczkę. Idę podpatrzeć życie, żeby choć trochę zrozumieć. Radość obłożnie chorych, którzy niemal w podskokach mijają mnie, w przelocie tylko życząc mi wszystkiego, co najlepsze i muszę biec do latarni, żeby zapalić ich ścieżki, bo gotowi w euforii zderzyć się z otchłanią kosmosu. Stamtąd też niektórzy wracają. Zagubieni, spłakani i nieszczęśliwi. Pytają „dlaczego?” A przecież nie ja wybieram ich drogę. Ja tylko ją oświetlam. I robię to powtórnie, a oni idą ze zwieszonymi głowami, bo nie wierzą już, że inną drogą ich promień prowadzi. Nie chciałem odbierać nadziei, ale mogłem poczęstować kieliszkiem wódki. Strzemiennym.

Pochyliłem się nad Afryką któregoś razu, bo wielu stamtąd wędrowało w cień latarni szukając dalszej drogi. Błagali tylko, żebym nie prowadził ich po dnie morza, bo dość się w życiu opili słonej wody. Myślałem, że Afryka obfituje w słone jeziora, ale znalazłem wyspę tak wielką, że mało który mieszkaniec miał czas zobaczyć ją całą. Kraina w wodę uboga, a w słoną tym bardziej. Tylko brzegi lizane gniewnymi falami i wściekłością monsunów znały smak soli. A przecież tonęli całymi tabunami marząc o dostatnich oazach.

Każdemu paliłem prywatną ścieżkę, by iść mógł tam, dokąd trzeba, żeby nie pomylił się nikt i nikt nie został bez przeznaczenia. Nie spieszyłem się, nie miałem złudzeń ani rozterek. Może z braku wyobraźni? Siedziałem na drewnianym zydlu i czasem odprowadzałem ich wzrokiem, gdy szli pierwszy raz w tak daleką drogę. Nie każdy umiał, ale do tego spaceru nie potrzebny talent linoskoczka. Po tym promieniu bez trudu szli nawet ci, którym życie odebrało nogi. Oni smakowali każdy krok. Pielęgnowali i rozkoszowali się ruchem, którego nie pamiętali już najczęściej. Wypróbowywali te nogi kopiąc kamyki i tańcząc beztrosko. Czasami chwytali za ręce innych przechodniów i rezygnując z poczęstunku tańczyli śmiejąc swoją radość pod niebiosa. A kiedy zapalałem ich drogę biegli z rozpostartymi ramionami i zawracali, kołowali – zupełnie jak dzieci.

Niektórzy opowiadali historie. Własne, albo zupełnie zmyślone. To ci, którym zabrakło słuchacza i chcieli się wygadać za całe to ziemskie milczenie. Uśmiechałem się miękko i słuchałem. Nie było powodu do pośpiechu. Tu każdy zdąży i czas na niego poczeka bez śladu irytacji. Gdy zapowiadało się na dłuższą opowieść brałem druty i produkowałem szal. Niepotrzebny i wiecznie ten sam, bo na co komu tu szal? Wiłem go, a nić była tak nawykła do splotu, że tylko czekała, aby się ułożyć. Po szalu poznawałem, jak bogatym życiem cieszył się mówca. Gdy w końcu odchodził prułem ów szal, żeby następnego wesprzeć swoją milczącą obecnością i błyskiem dwóch sztyletów powtarzających swój taniec z topniejącym kłębuszkiem wełny.

A dzisiaj przyszła do mnie smutna pani. I nie chciała rozmawiać, tylko wyciągnęła do mnie rękę. Popatrzyła na mnie i podała mi dłoń. Była miękka i ciepła. Pasująca niezwykle do mojej dłoni. Gdy ją schwytałem mój puls dopasował się do jej rytmu. Zapomniałem już, jak smakuje spacer we dwoje i poczułem, że pragnę przypomnieć sobie, jak to jest. Zrobiłem pierwszy krok, a ona poszła moim rytmem. Następny i kolejny. Szliśmy razem nie bacząc dokąd i po co. Czułem się lżejszy i bardziej beztroski. Chyba szczęśliwy. Zdziwiłem się, gdy przestałem czuć jej dłoń w swojej i obejrzałem się. Stała… Sama stała i patrzyła mi w oczy z wyraźnym żalem.

- Dalej musisz iść już sam – szepnęła pokazując coś palcem.

Odwróciłem się za wskazówką i zobaczyłem ścieżkę promienia. To nowy latarnik objął urząd.

40 komentarzy:

  1. Wszyscy jesteśmy tacy sami, najprostsza prawda, najmniej oczywista w tym świecie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. każdego dnia wydaje mi się, że jesteśmy różni. tacy sami jesteśmy z daleka. im bliżej, tym więcej różnic.

      Usuń
    2. A widzisz, ja wracam z rzeczywistości, gdzie wszyscy byli kompletnie inni ode mnie. Ja kosmitka :-) Wracam i co widzę? Wszyscy tacy sami jak ja :-) Kochają, cierpią, nienawidzą, czują :-)

      Usuń
    3. znakomity objaw - witaj w domu...
      co nowego w kosmosie?
      opowiadaj proszę...

      Usuń
    4. W Kosmosie tak samo jak tutaj :-) Bo wiesz, jak na ziemi, tako w niebie. Te same kawałki, tylko inaczej się układają...

      Usuń
    5. to raczej dobra wiadomość - nie będzie zaskoczenia, kiedy zmieni się lokalizację.

      Usuń
  2. Ładne :) I wyjątkowo jakieś takie "moje".
    I jakby łączy się... z pierwszą notką na moim blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. czyli nie w tym blogu się pojawiło? i nie w ten czas?

      Usuń
    2. Bardzo dobrze się pojawiło. Już zobaczyłam książkę. Twoją.

      Usuń
    3. to ciekawe widzenie. chętnie poznam szczegóły. co i komu trzeba pokazać, żeby się udało?

      Usuń
    4. pisze się niemal każdego dnia. w blogu.

      Usuń
    5. Rozwinąć temat. Masz już mnóstwo materiału.

      Usuń
    6. chyba bliżej mi do opowiadań. urwanych, niedopowiedzianych i zostawiających miejsce na wyobraźnię czytelnika.

      Usuń
    7. Tak się przyzwyczaiłeś. Krótkie formy są wygodne, ale nikt nie mówił, że ma być (nam) wygodnie :)

      Usuń
    8. nie mam wpływu na cudze gusta. jednym służą, innym nie. ktoś, ktoś z piszących w ramach wywiadu stwierdził, że pisze większe gabarytowo treści, bo szkoda mu pomysłów, żeby się zużyły na krótkie opowiadanie, ponieważ ma ich niewiele i oszczędza je na potrzeby powieści.

      Usuń
    9. Jasne, że nie masz. Promienie rozchodzą się we wszystkich kierunkach...
      To był impuls. Jestem tylko latarnikiem.

      Usuń
    10. a może mi potrzebny sternik?

      Usuń
    11. Sam sobie (ze) sterem...
      Poradzisz.

      Usuń
    12. może nawet już sobie radzę?
      gdyby się udało, na pewno się pochwalę

      Usuń
  3. Ich wspólny spacer bardzo przypadł mi do gustu do myśli ... tak iść tym wspólnym pulsem ,rytmem, przygodą ... szkoda że wypuściła jego dłoń

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. za to zostawiła w Twojej głowie obraz, który popłynął gdzieś poza literki. i o to chodzi właśnie.

      Usuń
  4. Witaj, Oko.

    "Drgnęły tylko czubki sosen,
    żółty promień w trawę spadł.
    Dźwięk nie rozległ się w powietrzu,
    a już wracać czas."
    ("Kukułeczko, powiedz, proszę..." - A. Achmatowa)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. intrygujące masz skojarzenia.
    ale poeci tak mają i mają tak mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja z perspektywy tej, która wyciągnęła rękę:)

      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. we dwoje idzie się zdecydowanie przyjemniej. a trzymając życzliwą dłoń, to i perspektywa się skraca i droga nie nuży.

      Usuń
  6. Niektórzy nie widzą tego światełka lub świadomie wybierają inna drogę, dlaczego? tego chyba sami do końca nie wiedzą...

    OdpowiedzUsuń
  7. ..nieziemska aura opowiadania, pobudzająca niezwykłe odczucia.. spontaniczne spotkanie i wyjątkowy spacer,
    chwile szczęścia '..mój puls dopasował się do jej rytmu.' - piękne..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miała być nieziemska, czyli wszystko w porządku...

      Usuń
  8. Każdy kiedyś wreszcie trafi na dłoń przykrywającą jego rękę w akcie drogowskazu najlepszej relacji

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oby. to miłe uczucie. za to kiedyś jest okropnym słowem, które nie może sie zdecydować na wybór - przeszłość, czy przyszłość? byle nie teraz.

      Usuń
    2. Kiedyś, Oko to słowo pełne nadziei
      Gdyby człowiek miał wszystko tu i teraz nie docenił by
      szczęścia

      Usuń
    3. to kwestia interpretacji - kiedyś, to może być wspomnienie lepszej przeszłości od tego, co oferuje teraźniejszość.

      Usuń
  9. To znaczy, że jest tylko jedna droga? I to niewybrana przez mnie? Nie bardzo mi się to podoba. Chyba wolałabym zasmakować ciemności, jeśli ON by mi pozwolił. Zresztą chyba tak, bo jak widać nie jest niezastąpiony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. latarnik? tylko oświetla drogę. sam też nią pójdzie. na każdego przyjdzie pora.

      Usuń
  10. Że niby jak umrzemy? W tym niby lepszym świecie? Jak dotąd nikt stamtąd nie wrócił. Więc albo jest tak super, że nie chcą wracać, albo nic tam nie ma i dawno wszyscy zgnili. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem - być może każdy musi sam sprawdzić. zresztą - kto by obcemu uwierzył.

      Usuń