czwartek, 18 sierpnia 2022

Czarna owca.

 

Świt rozsypał garść wróbli na betonowym chodniku i czekał na wiatr, żeby z nim zagrać w warcaby, ale wiatr nie przychodził, więc musiał zadowolić się grą w samotnika. Po kolei zdejmował z planszy piony, zbitym pozwalając schować się w cieniu rozłożystej kaliny. Człowiek-brudnopis utykał na jedną nogę, jakby ciężar tatuaży na łydce przygniatał go do ziemi. Bujne panie w letnich sukienkach roztaczały masę wdzięku, budowlańcy zapach świeżo wyciśniętego z ramion octu. Ktoś czytał książkę (niebywałe! papierową!), starsza pani rozmawiała z własnym psem, nie szczędząc mu skarg na ciężki los emerytki i utyskiwała na zdrowie i drożyznę, a piesek cierpliwie to znosił i ani myślał zszarzeć, albo okryć śnieżną biel sierści jakąś krowią plamą czerni, niczym te brudasy-dalmatyńczyki, łażące po błocie i wiecznie ochlapane niebosko wręcz. Gdzieś usłyszałem, że już co trzeci „tubylec” jest moim bratem, względnie siostrą, a mi jakoś nie po drodze z tak liczną rodziną. Wolę kameralne spotkania. I mniej jazgotu. Dlaczego oni muszą być tak hałaśliwi?

2 komentarze:

  1. Kobieta brudnopis wyprowadzała na spacer psa, ale raczej z telefonem gadała, niż z czworonogiem...i tak się zastanawiałam, kiedy lewą stronę ciała zadrukuje, bo na razie zapełniła prawą.
    jotka

    OdpowiedzUsuń