Zapodziane w ciemnościach pociągi porykiwały smętnie. Piękna okularnica, trzymając za rękę bestię-okularnika, wspinała się na palce, żeby sięgnąć ustami ust. On całował jej dłoń, kiedy ona patrzyła mu w oczy zadzierając głowę. Miała długie włosy, wśród których zaszyła się czerwona wstążeczka. On miał czapkę uszankę i żuł gumę, żeby zaburzyć romantyzm chwili. Tuż obok stał brodacz w okularach i cały był pochłonięty tym, co na monitorze, choć z naprzeciwka wysoka pani w okularach (krótkie spodenki wciągnęła na rajstopy) patrzyła to na parkę, to na niego. Być może miała nadzieję, że się jej spełni brodaty okularnik, którego bez wysiłku dosięgnie ustami, ale był nieprzystępny, więc poszła na drugi koniec autobusu.
Szkoda ze pękła bańka mydlana... A nawet dwie...
OdpowiedzUsuńStokrotka
ale i tak było pięknie.
UsuńNie, zgodnie z polską normą językową (dość archaiczną, ale jednak) księżyc to syn księdza.
OdpowiedzUsuńrozumiem, że nieślubny?
UsuńNajprawdopodobniej tak.
UsuńMoje normy nie przewidują brodaczy. Fuj!
OdpowiedzUsuńlepiej wiedzieć, czego się chce, bo wtedy się dąży. a kiedy wie się czego się nie chce, wtedy się unika.
UsuńW tej materii mam świadomość.
Usuń