Ciemność przecinał gość przytroczony do niewidzialnego psa marki pudel. Pies był niemal tak czarny, jak spowijająca go atmosfera, tylko był bardziej kędzierzawy. Gatunek ginący. Pudle wyszły z mody nie nawet złej prasy nie mają – w ogóle świat o nich zapomniał.
W autobusie zabrakło Starych, Dobrych Nieznajomych, pustkę po nich wypełniać usiłowała starsza pani w omdlewająco różowiastym sweterku kryjącym b=wielce doświadczoną pupkę. Taki sweter nazywa się (chyba) tuniką – taki habit w wersji mini dla cywili. Pani nogi miała młodsze o przynajmniej dwadzieścia lat od twarzy i teraz nie wiem, czy to twarz była tak zużyta, czy nogi świeżo po restauracji w markowych salonach piękności.
Aromatyzowany jegomość idąc krokiem Charlie Chaplina inwentaryzował zawartość ulicznych kubełków z wyraźnym zawodowstwem w ruchach. Senne ulice nie wnosiły wartości, a widzenia rozcieńczone wilgocią, w której dobrze czuć się mogą rzeki i ryby nie nastrajały do pieśni. Szczęściem do łez również nie.
Raptem 18 lat temu, bliski znajomy, starszy ode mnie o 6lat, skomplementował mnie w taki sposób: ciało 20-latki, tyle że twarz zniszczona.
OdpowiedzUsuńPrzełknęłam, chociaż wtedy jeszcze zabolało. Ale nie wpłynęło to na nasze ówczesne relacje.