piątek, 3 października 2025

Dyszy dyszel, kaszle kasza, kiszka kicha.

 

Pochłodniało. Kierowcy oszczędzają energię, jak tylko się da. Na początek zrezygnowali z wyświetlania numeru linii, więc wsiadam z ciekawości, dokąd mnie zawiezie. Moja nowa Wróżba Na Dzień Dobry wsiadła we wcześniejszy, też nieoznakowany, kto wie, może spotkamy się po drodze raz jeszcze? Wiatr zdmuchnął garść wróbli, jakby to były suche liście, a te zamiast szeleścić przy krawężniku, odfrunęły tylko trochę burcząc – niedługo, bo puchate kulki nie pielęgnują złych uczuć.


Światła latarni przedzierają się nie tylko przez mrok, ale i mgłę zalegającą nad płaszczyznami smętnie i wilgotno. Z trawników zerkają ciekawskie, różowe koniczyny, grzejąc się w wątpliwym cieple świateł. Po raz kolejny irytują mnie prowokatorzy po paru latach studiów mądrzejsi od Boga. „Eksperci” od wad napletka. Głupi Bóg stworzył faceta nie wiedząc, że ten, na świat powoła AIDS i wówczas napletek stanie się czynnikiem zwiększającym ryzyko zarażenia (jakieś niezwykle poważne, procentowe liczby tam nawet były, żeby zwiększyć wiarygodność przekazu, po raz kolejny oszukując ludzi pozorowaną niby-statystyką). Czyli cięcie! A jak! „Kubuś jest bez” – śpiewały dzieciaki w reklamie soczków, kto wie, czy nie proroczo.


Strzępki mgły sięgnęły Rzeki. Piją skostniałą wodę, której brykać się nie chce. W gładkim świetle latarni snują się nurtem cudze fatamorgany, zmyślone marzenia i sny pozbawione kagańców. Żeby nie chłód, pewnie pogadalibyśmy sobie, jak niegdyś. A tak, spotykam Nóżkę na rogu ulicy, co chronologicznie ustawia mnie w niedoczasie na poziomie dwóch minut.


    Parkan okryty reklamami gotowych do zasiedlenia apartamentów obsiadły rządkiem wrony. Chłodno się zrobiło, więc może czekają w kolejce po nowe lokum adekwatne do ich pozycji? Jadę podziwiając zieleń między dwoma wąziuteńkimi pasami ruchu. W tej zieleni zmieściłyby się jeszcze dwa i rozładowały korki. Za to stojąc w nich oglądam zieleń i nawet gdy klnę, to jestem ciut eko.



2 komentarze:

  1. Podoba mi się, że w tle cały czas słychać rytm poranka: ktoś wsiada do autobusu bez numeru, spotyka znajomą, widzi wrony ustawione jak w kolejce do mieszkań. Te obrazy są proste, ale przez ironię nabierają dodatkowego znaczenia. Zwłaszcza finał korki i zieleń, to takie pogodzenie się z absurdami: skoro już utknę, to przynajmniej mogę udawać, że to „eko”. Całość jest lekka w formie, ale ma też swoją gorycz. To właśnie działa, tekst nie próbuje być wielką metafizyką, tylko pokazuje, jak dziwnie i trochę śmiesznie potrafi wyglądać świat, kiedy patrzy się na niego z uchem wyczulonym na sprzeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie taki uwielbiam dostrzegać - niby coś jest zrobione, ale jakoś minęło się z rozsądkiem. jak krzesło Kantora - sterczy nad Rzeką, przy Teatrze Współczesnym i ma sześć metrów wzrostu.

      Usuń