Tyle z wczoraj:
Nie mniej, niż sto kilo urody i jeszcze więcej wdzięku odbierało właśnie wyrazy uznania z paczkomatu, dyskretnie sprawdzając, czy uroda zbytnio nie rozcieńcza się w październikowych ciemnościach. Mężczyzna o ekstrawaganckich upodobaniach dzierżył w dłoni różę, oczywiście różową i nosił płaszczyk idealnie pasujący do kwiatu. Ścieżką rowerową biegł facet, któremu wiatr zwiał z głowy połowę włosów. A jak skomplikowaną trzeba mieć wyobraźnię, by w małym, przydomowym ogródku posadzić dwa platany?
Nie jestem pewien, czy konwencja genewska, jako dokument archaiczny przewidziała istnienie takiej broni. Na pierwszy rzut oka ciężko byłoby zaliczyć te szpony do broni konwencjonalnej i najprawdopodobniej bez ekstra koncesji nie może być legalna.
Jadąc tam, czytałem, że jakość powietrza doskonała, a gdy wracałem, ledwie umiarkowana – czyżbym zużył je ja i współbylcy?
A dziś?
Na przystanku pełnowymiarowa pupa w kolorze khaki! Na pewno w trzyDe, zdecydowanie w jakości czteryKa i jeśli już ją definiować, to HajDefiniszyn! Gdy wsiadła, natychmiast znalazła towarzystwo. Pani Trwale Opalona przysiadła się ogrzać się w bezprzewodowym cieple bijącym spod khaki. Sama miała na sobie długi, błyszczący czernią płaszcz – choć z dużym kapturem, to zupełnie bez rękawów.
Już-Nie-Ruda Kobra w granacie tak intensywnym, jak przedburzowe niebo i twarzy wygasłej od jakichkolwiek uczuć siedziała naprzeciw. Najwyraźniej nie w głowie jej gorączki sobotnich nocy i piątkowe plany na weekend. Wiatr i pęd samochodów włóczy suche liście po asfalcie – biegają rozbrykane, jak dzieci puszczone luzem na przedszkolne podwórko. Mijam obojętny mi tramwaj, wewnątrz na osiem osób aż jedna nie bawi się telefonem.
Czy czas, naruszający swoim zębem chyba wszystko chadza czasami do dentysty? Byłoby dziwne, gdyby nie znalazł na to czasu.
Wychodząc z hali targowej otwieram drzwi – z naprzeciwka trójka szczyli wpatrzonych w monitory pcha się bezrefleksyjnie, oczekując, że ustąpię im miejsca, a może nawet szerzej otworzę, żeby mogli penetrować internet bez zakłóceń. Moje uczucia były niczym w porównaniu z ich zdumieniem, kiedy stanąłem w drzwiach i czekałem cierpliwie, aż mnie wypuszczą. W Mieście coraz więcej permanentnie i niezbywalnie opalonych.
Wracam. W autobusie jeden żre zapiekankę, popijając czymś z puszki, druga bez kawy nie wytrzyma ani chwili, więc przez słomkę ssie z papierowego kubka, nim wystygnie. Trzecia kupiła dwie wielkie puchate paczki z chipsami, a czwarty jeszcze ciepłego precla. I to wszystko nie do dalekobieżnego pociągu, lecz do autobusu MPK, który rozkładowo powinien dojechać na drugi koniec trasy z grubsza w czterdzieści minut.
Pani, wsiadając, zatrzęsła całym autobusem. Powiedzieć, że duża, to niedoszacować tej gracji. Łydkę miała jak pozostałe panie uda, ale zakasowała konkurencję nie tylko w kategoriach wymiarowych, lecz urodą również. Później, gdy już wysiadłem trafiłem kolejną okrąglutką piękność, sugerującą już dobitnie, że uroda nijak nie jest powiązana z gabarytami. Przez okno podglądam stojących tu i tam ludzi. Żadnemu facetowi nie przychodzi do głowy, żeby stojąc zapleść nogi, czy ustawić je tak, by zmniejszyć stabilność postawy. Za to kobiety? Wyczyniają takie cuda ze stopami, że aż dziw, że szpitale nie grzmią o masowej epidemii urazów ortopedycznych.
Ja zauważam, że uroda i pogodny nastrój puszystych pań często przewyższają dobrostan tych chudych...
OdpowiedzUsuń