Zdumiewa mnie ilość wysokich ludzi. Bez względu na płeć, czy wiek jest ich jakoś więcej. Zagęszczenie ludzi nieco zbyt chudych, za to nadmiernie wyrośniętych, jakby wzrost miał rekompensować niedostatki wagi. Pani o mocnych łydkach i bladej buzi pogrąża się w odmętach własnych bezdroży splątanych w nieskończoności myśli. Zatopiona w tym bogactwie ignoruje świat zewnętrzny i nawet mimicznie zachowuje powściągliwość, pomimo usiłowań kierowcy, czy współpasażerów, by ją z tej komy wyciągnąć.
Kręgi na wodzie świadczą o utajonym życiu pod powierzchnią, a porastające chwastami kamienne nabrzeże o sile natury i potężnej chęci do życia. Nieco niepokoi mnie Nóżka. Wiem, że jestem później niż zazwyczaj, a spotykam go, jakbym był o czasie – czyli to on się spóźnia! Chuda baristka wynosząc z lokalu stoliki tańczy, poprawiając mi humor.
A zakład wodociągów położył ponoć w Mieście „bardziej niezawodne rury” – tylko po co, skoro stare były niezawodne, a nowe tylko trochę bardziej. Nie szkoda kasy?
Chuda dziewczyna o makijażu kładzionym tak grubo, jakby położono go szpachelką na udach ponad kolanami miała drobne tatuaże – jedną nogę zdobił trójkąt wypełniony czymś mało czytelnym, drugą kółeczko z podobnym drobiazgiem. Może miało toto jakieś ukryte znaczenie, choć kółko i trójkąt to symbole tak proste i spotykane w przestrzeni publicznej określające płeć osoby uprawnionej do wejścia w celach fizjologicznych. Chwilę później pani o pięknej buzi i wyeksponowanym strojem sromie mija mnie bez żadnych uczuć, zupełnie jakby ukończyła z wyróżnieniem zaawansowany kurs obojętności dla cyborgów. Kolejne indywiduum o dwukondygnacyjnych paznokciach stopione niemal doskonale z monitorem, więc ślepe, głuche i cud, że oddychało – może na monitorze była instrukcja on-line dotycząca podtrzymywania procesów życiowych. Wyglądam za okno, a tam kobieta ufortyfikowana, obudowana wielkim SUV-em, wyglądająca jak sklepowy manekin w zbyt dużej peruce, której żaden mistrz grzebienia nie tykał od zbyt dawna. Zaraz za nią przedzierał się przez ulicę budowlaniec z brodą tak błękitną, że reklamy ciepłych mórz i ekskluzywnych basenów pochorowałyby się z zazdrości, gdyby ujrzały ów kolor.
Pulchniutki facecik z łydkami wydepilowanymi tak gładko, że nawet światło się po nich ześlizgiwało szedł projektując własną przyszłość w negocjacjach prawie bezpośrednich, bo konsultowanych dousznie przez słuchawki. Przysiada się do mnie młodziak, któremu pod nosem wyrasta właśnie cień wąsa. Metroseksualna uroda, delikatność mało samczo-alfia, choć może to pozór, mimikra, gdyż młodzianek święty kontrolując, czy nie podglądam co i rusz drapał się po ośrodku decyzyjnym wykorzystywanym na ogół w kwestiach rozrodczych. Stymulacja ukradkowa nie rokowała, szczególnie, że w zasięgu wzroku nie bardzo widać było jednostek, na których dałoby się ów popęd spożytkować po bożemu, gdyż stadko szorstkich nastolatków zablokowało pole widzenia. Zabrakło tylko Czubówny, by wytrawnym głosem opowiedziała o strategiach młodziaka i przewidywalnych konsekwencjach udanego (bądź nie) polowania na spełnienie.
Ojoj, dziś opisy bogate w detale, spostrzegawczość na medal!
OdpowiedzUsuń