Kobiety krągłe, mrozooporne, starannie przygotowane na nadchodzącą zimę zawłaszczyły moje pole widzenia. Wydłubuję z mroku rodzynki kolorów, jakieś dzikorosnące kwiaty, ostatnie kwitnące krzewy, natarczywe światła reklam. Rzeka zdaje się być epoksydowana, nawet skisłe niebo nie chce się w niej przeglądać. Pod osłoną tramwajowej wiaty kloszard spożywa poranne piwko, dzieląc się z gołębiami okruchami paprykowych chyba chipsów. Przed kawiarnię nikt nie wystawia stolików, nikt wewnątrz nie lepi bułek, a przecież Nóżkę spotykam tam, gdzie należy, o czasie i nawet wykonał dziś grymas jakby-uśmiechu, komentując tym sposobem moje-się-pojawienie we właściwym miejscu i czasie.
Znienacka uczę się jeść ślimaki po francusku, choć chwilowo wyłącznie teoretycznie, rewanżując się przepisem na kanie, czy żeberka w miodzie. I wtedy nagle myślę, że wiatr wieje, bo zapomniał drogi do domu, więc krąży po świecie i w każdy, najgłupszy zakamarek zagląda w nadziei, że to właśnie tam może się skryć.
Niesiony gdybaniami wymyślam erotyk. W sumie, czemu nie, każda pora dobra na konsumpcję, a w głowie tak bezpiecznie, przytulnie i nie karcą wilczym spojrzeniem za nieumyślną, a niechby i z premedytacją pomyślaną fantazją.
- Pochlebiłoby pani, gdybym się przyznał, że w zaciszu alkowy gwałcę się myśląc o pani? Jakie uczucia wzbudziłbym w pani takim wyznaniem? Niechęć, ciekawość, wzajemność? Wie pani, jak trudno przyznać się już tylko do samej myśli, a co dopiero do spełnień grzesznych, samotnych, gorączkowo podjętych, gdy już stłumić ich nie było sposobu? Potrafiłaby pani komukolwiek przyznać się, że grzeszy w głowie, a on gra główną rolę tak doskonale, że jego obraz zanika dopiero w euforii spełnienia? Kiedy prymitywna potrzeba weźmie górę i zaciągnie ciało w świat nie znający słów, bezinteresowny, pozbawiony lęków i tabu?
Wie pani, jak to trudno? A jeszcze trudniej byłoby nie tyle wyznać, co zaprosić do uczestnictwa, by patrząc sobie wzajemnie w oczy podzielić się jednostronnym aktem samospełnienia, wypychając poza nawias wstyd i upokorzenie, udając wspólnotę, choć byłby to tylko przedsmak głębokiego uczucia? A może uczucie dopiero wtedy się dopełniłoby się, kiedy pozwolić mu przekroczyć i tę granicę?
Potrafiłaby pani? Wysłuchać, albo opowiedzieć? Może nawet wziąć udział?
Pani mocno osadzona w sobie założyła skórzaną kurtkę w kolorze, który jak słyszałem nosi miało „brudnego różu”, więc zastanawiam się, czy gdyby taki kolor ubrudzić użytkowaniem, nabrałby jakości, czy nie? Wszak byłby bardziej brudny, czyli bardziejszy. Kurtki, to wdzięczny temat, bo inna niewiasta, tym razem w „kremowej” kreacji dołem miała jedynie rajstopy w cielistym kolorze, jeśli ciało lubi pewną dająca się bez problemu zauważyć bladość. Może z zimna, bo szła dziarsko – kto wie, czy nie pędziła dokupić czegoś, co okryłoby nogi i „strefę bikini”.
Wracam. Miasto pozwoliło sobie odświeżyć, czy też odrestaurować średniowieczną basteję, co udało się po krótkiej walce, gdyż nie była aż tak mocno uszkodzona. I natychmiast pojawiły się psalmy pochwalne w lokalnych mediach, oraz nieodzowna w takich przypadkach paskudna blacha – metka z ceną, jaką zapłaciła Unia, byśmy mogli się nacieszyć basteją. Interesujące, czy we Francji i Niemczech inwestycje także ozdabiane są ohydnymi metkami.
Jadę, W tłumie bez kłopotu dostrzegam Golema, który wracała z łona natury na łono Pięknej Golemicy. Stęskniony najwyraźniej dryfował ku swojej pani siedzącej skromnie parę siedzeń przede mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz