Kos, zanurzony po brzuszek w złoto brzozowych liści, brodził chichocąc jak szczęśliwe dziecko. Nefrytowe kule jemioły sennie kołysały się na wierzchołkach drzew. Wiatr pachniał wilgocią i nabierał krzepy, być może pragnąc zasłużyć na imię „halny”. Czarnopupe łanie wpatrzone w monitory dyskretnie obserwują przedpole, czy wzbudzają wystarczający zachwyt budzącego się w młodych ciałach ego. Chłopaki dopiero otwierają oczka, wzmacniając funkcje życiowe energetykiem z puszki, kawką z papierowego kubka, albo piwkiem.
Dwaj budowlańcy, już w roboczych uniformach uchylili czapek, gdy tramwaj mijał budynek uniwersytetu – jeśli mnie pamięć nie myli, to filologii germańskiej. Nie wnikam, w jakiego Boga wierzyli, ale do najpopularniejszych zapewne nie należał. Słońce prześwietla błyskawicznie łysiejącą koronę kasztanowca ukazując mocarną urodę jego sylwetki.
W radio usłyszałem, że Stany Zjednoczone od listopada przestaną wspierać kilkadziesiąt tysięcy głodujących Amerykanów posiłkami ze względu na zapaść finansów państwa. Czyżby fakt, że połowa globalnego PKB potrafi żyć bez dolara sprawił, że nie można już bezkarnie drukować ich w nieskończoność? Stąd te wszystkie wymuszenia, rozbójnicze cła i dyktat, aby Europa natychmiast uzbroiła się po zęby w amerykański sprzęt wojskowy? Jeśli to prawda, może w końcu upadnie kolos na glinianych nogach, a świat odzyska choć trochę normalności. Amerykańska pieriestrojka – oby przeszła bezkrwawo, biorąc przykład z rosyjskiej.
Wracając do domu dostrzegam z dawna niewidzianą Śpiewną Nerwicę. Umilała otoczeniu podróż wyczynami mimicznymi. Aż chciało się dołożyć jej do kompletu dziewczynę-atletkę, która rozmawiając z chłopakiem na przystanku nie potrafiła utrzymać w bezruchu dolnej części ciała – pośladki, uda, kolana, stopy – wszystko to wierciło się, jakby szukało miejsca dla siebie, góry nie widziałem, gdyż skryła się pod obszerną grubą kurtką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz