Po pierwszym odcinku jest już nieco łatwiej. Jak pisałem tu:
https://w-lustrze.blogspot.com/2025/09/z-ostatniej-chwili.html
pazerność oka zdołała także uzyskać wsparcie pani Anny Niewiadomskiej (adres zawodowca: aniewiad@hotmail.com ), która starła się na początek z opowiadaniem Diabelskie igraszki, które wyglądały tak:
https://w-lustrze.blogspot.com/2020/06/diabelskie-igraszki.html
a po ociosaniu z niedoróbek wyglądają jak niżej.
Diabelskie igraszki
Anioł Stróż mi blaknie. Zrobił się podejrzanie przeźroczysty i wygląda jak własna karykatura. To niechybnie jego ostatnie chwile… Czas pomyśleć o nowym... Jednak nim załaduję świeżego, wcześniej wykorzystam tego do cna. Nie znoszę marnotrawstwa, dlatego zużyję go do ostatniej kropli, a potem z szuflady wyjmę zmiennika. Mam. Przezornie kupiłem zapasowego, bo bez porządnej ochrony lepiej nie ryzykować życiem.
Na wszelki wypadek sprawdzam zawartość szuflady; w tym czasie Anioł dłubie w zębach i przygląda mi się raczej ponuro. Udaję, że nie widzę tych jego min, chociaż on i tak WIE. I słusznie – ma wiedzieć. Wiedzieć i zapobiegać. Pomagać, ratować i leczyć. Lizać rany, żeby brzydkie blizny nie szpeciły mojej przyszłości. Chronić bezgranicznie, choćby kosztem własnych piór. Nie darmo jest w końcu Stróżem.
W szufladzie leżą małe metalowe puszki z zawleczkami. Różnobarwne konserwy zabezpieczone przed przypadkowym otwarciem. A w środku… mieszkają rozmaite cienie. Oferta jest naprawdę niezwykle bogata i każdy może wybrać coś dla siebie. Na co dzień i od święta. Nigdy nie oszczędzałem na zakupach, lecz nawet wśród ekskluzywnych towarów można trafić na bubel. Gwarancja, termin przydatności, zasięg i moc ochrony to kluczowe parametry, które skrupulatnie sprawdzałem, żeby mieć pewność. Gdybym się pomylił, co trupowi z gwarancji? Odszkodowanie? Kurhan nagrobny z mamony dla skończonego idioty?
Życie z Aniołem było bezpieczne. Nudne, ale bezpieczne. Parę lat temu spowszedniała mi codzienność i zacząłem eksperymentować. „Głupie numery” – mój Anioł nazywał rzeczy po imieniu. Pchałem się pod koła, prosiłem o kłopoty w ciemnych zaułkach, usiłowałem wypić stężone toksyny – oczywiście absolutnym przypadkiem… A on był. Zawsze był. I zdążył w każde drzwi wsadzić palucha, którym teraz wierci w zębach. Działał znakomicie. Może nawet był zbyt doskonałym narzędziem, bo przecież bez Anioła takich szaleństw nie przeżyłby nawet największy szczęściarz. W najlepszym razie zostałby dożywotnim kaleką pozbawionym pokus i przykutym do łóżka na wieki. Nieudanymi eksperymentami oskubałem Anioła z piór – teraz liże rany jak weteran wielu wojen. Linieje niczym zwierzę sezonowo zmieniające sierść. Przed nim… ostatnia batalia. Ostatni raz zostanie bohaterem.
Wyciągam puszkę z nowym Aniołem i stawiam na blacie biurka. Wyeksploatowany niemal do cna Anioł i tak już wie… Otworzę dzisiaj puszkę. Dwie puszki. Tę drugą z nowym Aniołem Stróżem. Świeżym, mocnym i odpornym na ciosy. Z gwarancją trwałości na minimum kolejną dekadę. Ale najpierw…
Co wybrać? Którą puszkę otworzyć? Mam dość nudy pod skrzydełkami Anioła. Potrzebne mi emocje. Duże! Twarde, żebym je poczuł szarpnięciem w mosznie, a żołądek mi nawiał w zapadłą dziurę gdzieś pod nerkami. Rzuciłem okiem na Anioła – pobladł jeszcze bardziej. Nie. Nie mogę pozwolić sobie na nic ekstremalnego… On nie wytrwa wystarczająco długo. To musi być lżejszy kaliber. Popatrzyłem na Anioła z niechęcią. Odbiera mi szansę na wypróbowanie czegoś naprawdę mocnego. Zerkam na puszkę w kolorze zielonego groszku – jestem żółtodziobem, ostra jazda jest mi obca. Są również puszki dla zaawansowanych, a ja nawet tych dla początkujących nigdy nie wypróbowałem. Demon? Wersja dla niedoświadczonych? Krótkotrwała, łatwa do anihilacji? Czas działania w zależności od intensywności może zamknąć się w pojedynczych godzinach?
Biorę! Anioł zbladł jeszcze bardziej i kręcił głową na „nie, absolutnie nie!”, ale go zlekceważyłem. Cóż może mi powiedzieć. Wiem, że to go zabije ostatecznie i bez najmniejszej wątpliwości. Odda życie za mnie. Taki jego los. Powinien był się spodziewać, że nadejdzie chwila próby ostatecznej. I właśnie dziś ona nastąpi. Mam wielką ochotę na puszkę z Demonem. Otworzę ją, by pośród własnych lęków i emocji obejrzeć walkę Demona z Aniołem. O mnie. Szczęściem Anioł jest z wyższej półki, więc nawet w tym stanie powinien bez kłopotów uporać się z Demonem dla amatorów. Najwyżej polegnie. A jeśli będą kłopoty, to w okamgnieniu odbezpieczę świeżego Anioła.
Zerknąłem na blat. Zrobię tak: otwierając puszkę z Demonem, na wszelki wypadek będę miał w ręku drugą, z nowym Aniołem, żeby ją odbezpieczyć, gdy tylko złe okaże się silniejsze od gasnącego Anioła albo gdy strach zacznie wyrywać mi serce. Sprawdziłem etykietę. Termin ważności odległy, a jakość gwarantowana. Firma to firma. Nie fuszeruje. Szkoda czasu na czytanie instrukcji. W środku na pewno jest egzemplarz okazowy. Komandos wśród Aniołów Stróżów. Taki ukręci kark całej watasze Demonów, a co dopiero jednemu amatorowi. Da radę. Obroni, kiedy przyjdzie czas próby. Zużyję starego Anioła do końca, a później nadejdzie wściekła odsiecz! Zmiażdży lęki już wstępnie pokąsane przez tego tu… zmęczonego weterana… Lepszej okazji trudno wypatrywać. Równie komfortowej próby mogę już nie mieć. Chyba nic złego stać się nie może? Wzruszyłem ramionami: a niby co ma się stać? Szarpnąłem zawleczkę – psyknęła, tracąc hermetyzację…
Anioł pocił się mocno. Czyżbym go przecenił? Dobrze, że konserwę z nowym Aniołem trzymałem w drugiej ręce: wypuszczę Demona i rzucając puszkę, uwolnię rękę, aby zerwać drugą zawleczkę. Cholera! Za długo patrzyłem na więdnącego Anioła! Spod wieczka wynurzyły się kosmate szpony. Błyskawicznie schwytały starego Anioła za gardło i skręciły mu kark. Nie zdążył nawet krzyknąć. Ja też, ale zacząłem drzeć się chwilę później, bo Demon ugryzł mnie w ręce. W OBIE NARAZ! Koszmar! Bolało. Puściłem wszystko, co trzymałem. Na podłogę poleciała wpółotwarta puszka z Demonem i ta z nowym Aniołem, wciąż szczelnie zamknięta.
Demon rechotał obrzydliwie i walczył, by całkowicie wydostać się ze swojej puszki. Nim ta opadła na ziemię, był już na zewnątrz i zdążył jeszcze przechwycić opakowanie z Aniołem… Rzucił okiem na instrukcję. Demonstracyjnie powoli zaczął otwierać pojemnik, gapiąc się na mnie i rżąc bez ustanku. Głupiec! Wpatrywałem się w niego z nadzieją, że nie przestanie i uwolni mojego Anioła na własną zgubę – widać, że to początkujący Demon, tępy osiłek, bez krzty rozumu. Pewnie taki zaawansowany nie popełniłby samobójstwa w równie głupi sposób. Nie wiem, co nim kierowało, jednak zawleczka podnosiła się, stale choć nieskończenie wolno, aż posłyszałem znajome psyknięcie. Odetchnąłem głośno. Dość swawoli! Ten początek był już wystarczająco emocjonujący. Bałem się jak nigdy dotąd i nie chciałem więcej. Dość! Teraz chciałem się nudzić pod skrzydłami solidnego Anioła, który wie i ochroni. Demon ryczał z radości, nadal otwierając puszkę. Nareszcie zerwał wieczko zdecydowanym ruchem i rzucił na podłogę. Blacha zakołysała się na parkiecie, zabrzęczała. Anioł wynurzał się ze swojej konserwy powoli, jakby zastały mu się kości od długiego pobytu wewnątrz.
Dziwne. Demon rechotał, a Anioł najwyraźniej nie miał ochoty opuszczać puszki. Wychylił się niechętnie i gramolił na zewnątrz bez entuzjazmu. Kiedy wreszcie wyszedł i rozprostowywał skrzydła, miałem go skląć za opieszałość, lecz on popatrzył na mnie z wyrzutem, jak na winowajcę. Wzdychając, zgodnie z przeznaczeniem, sadowił się za tym, który go uwolnił… za Demonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz