środa, 8 sierpnia 2018

Ludożerca.


To chyba trzeba mieć pecha, albo cechy typowe dla narodu wybranego, żeby trafić, jak ja trafiłem. Bo jak inaczej nazwać fakt, że chciałem zaspokoić prymitywne żądze, a zamiast… zdarzyła mi się niepojęta historia.

Prozaicznie wyasygnowałem kwotę wolną na konsumpcję i postanowiłem zamówić ciało do domu, żeby się nie szamotać w poczekalniach, czy jak tam zwą owe miejsca, gdzie człowiek trafia zanim obiekt wynajęty będzie gotów do świadczenia usługi. Na oswojonym gruncie zamierzenie może przynajmniej naśladować idealistyczne wzorce, bez tej krzykliwości i jednoznaczności. Ciało przyjechało i nawet nie było wulgarne – chyba z wyższej nieco ligi, która dawała nadzieję na odrobinkę więcej niż mechaniczne uwolnienie od nadmiaru nasienia liczonym w pojedynczych minutach. Ciało grzecznie zapytało gdzie będę uprzejmy konsumować, przyjęło zaproszenie na szklankę soku i bezwstydnie pozbawiało mnie garderoby, żebyśmy przeszli do clou programu. Nie bardzo przejmowało się moim monologiem, jąkaniem się i niewprawnością w działaniu, bo chociaż seks jest zwierzętom wszczepiony i intuicyjnie każdy z tematem sobie radzi raczej lepiej niż gorzej, to jednak premedytacja i materialistyczne podejście do zagadnienia stawiało ów akt na jakiejś innej półce, z którą nie potrafiłem się oswoić. Przecież takie ciało równie dobrze mogłem wynająć do zrobienia prania, czy wyprowadzenia na spacer psa. Ba! Ono mogło mieć moje geny zgoła!

Tymczasem ciało ogołociło mnie z tekstyliów i przystąpiło do zajęć profesjonalnych. Nie ma co sapać i debatować nadaremnie – pogrążyłem się w objęciach usługi i z nie dającą się ukryć satysfakcją doznałem spełnienia zgodnie z zamówieniem. Ja wiem, że to banalny początek historii, która powtarza się wszędzie na świecie co kilka sekund, jednak dla mnie egzotyka była pełna i zakwitła mi dziewiczo nowalijką. Objąłem to ciało, które wędrując do pracy zmieniało imię tak często, że już chyba samo nie wiedziało, jak rodzice na chrzcie mieli życzenie zwracać się do niego. Przytuliłem się we własnej błogości pogrążony do usługodawczyni (wolę być precyzyjny, żeby nie pogłębiać ewentualnych niedopowiedzeń). W końcu rachunek płacę i mam prawo do kaprysów. Więc przytuliłem mocno to ciało zdezynfekowane tuż przed przyjściem do mnie, a teraz pachnące mną i moją gorączką. Ciało posłusznie wtuliło się we mnie, bez najmniejszego grymasu pozwoliło się wąchać i poddało się rytmowi mojego, wciąż niespokojnego oddechu.

No i wtedy się zaczęło na dobre. Najpierw myślałem, że spociliśmy się tak bardzo, że ciała przyssały się do siebie i stąd przytulenie doskonałe, a jednak nie. Nasze ciała zaczęły się wgryzać w siebie i wzajemnością zarażać, wymieniać komórkami i dążyło do pełni. Szarpaliśmy się oboje, broniąc się przed nieznanym, jednak zjawisko posiadało determinację i wolę silniejszą od naszych nieco nadwyrężonych mięśni i mogliśmy tylko patrzeć, jak dzieje się przyszłość niepojęta. Ciało usiłowało protestować słownie, jednak moje autentyczne przerażenie przekazało jemu informację, że nie mam z tym nic wspólnego… Znaczy chciałem nie mieć nic wspólnego z tym, co się działo. Przecież zaprosiłem usługę na czas nijaki, raczej krótszy niż dłuższy i nie zamierzałem w ten sposób osiągnąć ideału odnajdując za złocisze drugą połówkę jabłuszka, która do tej mojej pasowałaby z boską dokładnością. Nie. Ja szukałem odprężenia i zamiast sobie loda kupić, czy garść winogron, to wynająłem ciało do ćwiczeń fizyczno-fizjologicznych. Taki „aktywny wypoczynek” i wyjście na siłownię…

Endorfiny poczuły się zawiedzione i więdły we mnie, zamiast w zachwycie eksplodować amokiem i głupawym uśmiechem zakwitnąć na spoconej twarzy. Schowały się gdzieś w żołądku i wierciły dziury z przerażenia, więc jeśli przeżyję, to wrzody żołądka mam zagwarantowane. Tymczasem ciało wżerało się we mnie i zacząłem z nim negocjować. Co dalej? Kim być po scaleniu? Czy w ogóle jest jakiś wybór? Ciało, kiedy otrząsnęło się z szoku podjęło negocjacje i z żelazną konsekwencją wypytywało mnie o status quo mojej egzystencji. Nie sposób kłamać, kiedy jest się przytulonym tak bardzo, więc jak na pierwszej spowiedzi udzielałem odpowiedzi najbliższych prawdzie. Ciało pomilczało dłuższą chwilę, jakby podejmowało ważną życiową decyzję, która spowoduje nieodwracalne zdarzenia. Wreszcie westchnęło i wzmacniając treść wulgaryzmem rzekło:

- No dobra. Zostaniemy tobą, bo twoje życie wydaje się być bardziej uporządkowane niż moje. Chyba, że bardzo chcesz zostać dziwką i każdego dnia zastanawiać się wielokrotnie, którą z chorób złapiemy najpierw, albo jaki ekscentryk wyszykuje nam przedwczesny i gwałtowny koniec świata. Oczywiście, jeżeli w ogóle mamy jakiś wybór…

Ciała wgryzały się w siebie coraz mocniej, a my wspólnowolnie usiłowaliśmy pozostać mną. Uczucie nie-do-opisania. Wątek żeński zasiedlał się we mnie i nie tyle rozpychał, co poszerzał świadomość i możliwości. Znienacka nabyłem umiejętności, których nie posiadałem, nawet tych, które wiązały się z moimi lękami, uprzedzeniami, czy jawną niechęcią. Głowa zasilona szarymi komórkami poczuła się dumna ze stanu posiadania, a układ nerwowy wysyłał na zwiad zastępy elektrycznych posłańców, żeby przeszpiegować ciało. Tę nową jednostkę, która zewnętrznie usiłowała być męską, jednak (ze wzruszeniem czworga ramion) skonstatowałem, że to tylko pozory. Światopogląd wzbogacony o rozmaitość poczuł się lekko oszołomiony, jednak zaadaptował się do nowych warunków szybciej, niż fizyczność. Ta, początkowo lekko rozbawiona cieszyła się intymnością, jakiej żadna usługa dostarczyć nie była w stanie. Orgazmiczne, płytkie, lecz tak pełne uczucie, że pozazdrościłby każdy, gdyby tylko był w stanie choćby mu towarzyszyć. W sposób naturalny stałem się wyznawcą seksu bez granic płciowych. Przepraszam – staliśmy się. I potrafiliśmy zadowolić prawie każdą jednostkę ludzką, dla której męskie kształty nie stanowią przeszkody.

Dopiero telefon, z agencji zaniepokojonej nieobecnością ciała wyrwał nas z błogostanu. Coś tam nakłamaliśmy, że wyszło już ciało, że skasowało i jesteśmy zadowoleni i poprosimy w przyszły piątek, żeby znowu przyszło i to już nie na godzinkę, ale na dwie, może i trzy. A potem stygliśmy już w monolit mnie odziani i siedliśmy na fotelu. Ona lubiła nogę na nogę zakładać i kiwać stopą, kiedy myśli ją opanowały, więc nie protestowałem. Chciała drinka, jednak bałem się, że będziemy jeszcze gdzieś jechali, więc na razie poprzestaliśmy na papierosie. Trochę kręciła nosem, więc odpuściłem – trudno - kompromis musimy wypracować i pora z nałogiem skończyć. Jej wdzięczność rozlała się po mnie obietnicami ersatzów tak frapujących, że decyzję uprawomocniłem błyskawicznie. Dobrze, że nie była weganką, bo mielibyśmy się z pyszna, ponieważ jestem zatwardziałym mięsożercą… Znaczy byłem, bo teraz, to sam nie wiem. Poszliśmy do lodówki, żeby się przekonać i moja lodówka chyba jej nie wystraszyła, choć lista zakupów niezbędnych mogła przytłoczyć rozmaitością – przyda i się nieco odmiany menu od standardu singla bez talentu do kucharzenia. I to kręcenie pupą w trakcie bosego spaceru do lodówki rozśmieszyło mnie do łez. Bo ja sam chodziłem kanciasto, a tu niespodziewana miękkość i płynność do rozkołysania. Autoerotyzm wyższego rzędu – sam siebie podniecałem i stałem się samowystarczalny – to znaczy… My się staliśmy, ale na zewnątrz głupio jest mówić o sobie w liczbie mnogiej, jakby to był król, czy też pierwszy sekretarz jedynie niegdyś słusznej partii.

Zamknęliśmy świat na cztery spusty, jak tylko udało się nafaszerować lodówkę do pełna i postanowiliśmy poznać się dokładniej. Nie mogąc zdecydować się na strój po domu chodziliśmy nadzy, jednak czasami przymierzałem sukieneczkę krótką, w której do mnie ciało przyszło, żeby zapoznać się z odrzuconą opcją. Ciało w tym czasie pichciło rzeczy tak wyszukane, że bałem się o przyszłość naszej wagi, jednak kręciłem się tuż obok i nos albo paluchy do garów wkładałem z niecierpliwości. Później na rękach nosiłem to ciało z wdzięczności i dwugodzinną kąpiel z książką, nastrojem i lampką wina bez skargi i z rosnącą akceptacją. Najtrudniej było umyć piersi i … Trudno się myje coś, co istnieje wyłącznie w umyśle, a nie uzewnętrznia się. Wieczór przerodził się w noc, ta obrodziła świtem, a my siedzieliśmy w fotelu i nie mogliśmy się „nagadać”. Bo przecież tyle spraw trzeba omówić – dobrze, że mózg podwojony nadążał za naszymi wątpliwościami i podsuwał rozwiązania ortodoksyjne czasami, jednak skuteczne. Gadaliśmy dzień drugi, a czasem jedno zasypiało, żeby drugie mogło się w sobie zebrać, oswoić i chwilę pobyć jednością. Dziwne, ale zanim lodówka opustoszała przestałem tęsknić za jednością i towarzystwo ciała wydało mi się niezbędne, jak niezbędna do życia wydaje się być wątroba, czy płuca.

Trochę poczytaliśmy, trochę czasu spędziliśmy przed telewizorem i jedność w nas zaczęła stawać się doskonalsza i tylko cichy śmiech w łóżku zwiastował, jak bardzo nam służy wzajemność niespodziewana. Potem przyszedł czas, żeby wynurzyć się z zacisza, z tej oazy i spróbować funkcjonować społecznie. Świat i światopogląd w naszych oczach był już inny, bogatszy w nowe doświadczenia i wiedzę, więc ten stary wydawał się mdły i wąski. Budowaliśmy go więc od nowa, wspólnie i nawet bez przepychanek. Coraz częściej trzymaliśmy się mentalne za ręce i patrzyliśmy w oczy bez obaw, choć wciąż wybory potrafiły zaskoczyć. Jaźń osiągnęła spokój i dumę. Świat stał się bardziej zrozumiały i łatwiejszy do współtrwania. Trwaliśmy w nim i rozwijaliśmy się nie zmieszani własną wielopłciowością i zainteresowaniem. Do czasu. To ciało zobaczyło pierwsze tego pana i zapałało do niego czymś więcej niż sympatią i bardzo mnie namawiało na próbę zbliżenia. Ja, jako niedawny samiec-hetero broniłem się dość wytrwale, jednak wobec argumentów ciała poddałem się. Poznaliśmy się „przypadkiem” i odrobinę zacieśniliśmy ową przypadkowość do znajomości, w której poświęcaliśmy sobie coś więcej niż mgnienie oka na ukłon gdzieś na chodniku. O zgrozo – on okazał się mniejszością seksualną i bardzo taktownie zaproponował zbliżenie…

Zanim zdążyłem zaprotestować ciało entuzjastycznie wyraziło zgodę i podparło ją gestem dalekim od wieloznaczności. Pan zaróżowiony od emocji teraz się zaczerwienił, bo ciało potrafiło być bezpośrednie, więc wieczór spędzaliśmy już kameralnie i kulturalnie. Tylko guziki koszul nie chciały się dziurek trzymać i jeden po drugim oddalał się na wolność, a klimat zadbał, żeby odzież poszła spać na podłogę i nie podglądała, co dorośli zrobią z tak niezwykle zaczętym wieczorem… No właśnie! Zaczętym i dopiętym, bo ciało z gorączkową jakąś łapczywością rzuciło się na męskość i wzięło ją sobie w posiadanie i cieszyło nią aż po spełnienie, by po fakcie wtulić się w te ramiona mrucząc rozkosze niepojęte… A później pot znowu skleił ciała i nie chciał puścić już wcale. I znów, lecz tym razem my we dwoje tłumaczyliśmy panu, że jest już z nami i witamy na pokładzie, z którego nie sposób odfrunąć. Pan miał wartość, którą wniósł w nasze jestestwa połączone. Był amatorem sztuk pięknych i melomanem. Dołożył szare komórki i myśli, które musiały bardzo starannie dobierać towarzystwo, żeby fizyczność uszczerbku nie doznała. Świat stał się nam trojgu otwartą księgą, a ludzie zrozumiali i przewidywalni. A kiedy pan już oswoił się z boską troistością współistnienia zaproponował przezorność w rozbudowie naszej psychicznej i fizycznej mnogości, żebyśmy nie zarazili się podłością, tandetą i niskimi instynktami. Żeby kolejne ciało wniosło coś, czym nie dysponowaliśmy, co mogłoby wzbogacić nas o walory, w które jesteśmy ubodzy… I teraz prześwietlamy ludzi, zanim… Jesteśmy straszni… Zabieramy ludziom życiorysy spełnione. Jesteśmy najokropniejszą plagą ziemską. I aspiracje mamy dorównać mądrością Bogu. Nikt nie patrzy na ludzi tak głodnym wzrokiem…

30 komentarzy:

  1. "Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych: jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja, obie ulegają zmianie" - Carl Gustav Jung

    Ale, skąd taka... żarłoczność, zachłanność?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. albo znienacka, albo z wyobraźni. taki pomysł na dzisiaj.

      Usuń
    2. Podoba mi się znienacka.

      Usuń
    3. więc poprzestańmy na takiej odpowiedzi.
      cały pomysł na bloga polega na rozmaitości, nieskrępowanej swobodzie w doborze tematów.

      Usuń
    4. Jedność wielości, pozostaje podążać za dynamizmem przeobrażeń.

      Usuń
    5. albo skręcić i przestać podążać za nurtem. przymusu nie ma.

      Usuń
    6. Może wystarczy nie dać się wchłonąć. Czy to w ogóle możliwe? To trochę jak zabawa z ogniem...

      Usuń
    7. tak, tak - przypomina troszeczkę próbę umycia zębów aligatorowi.

      Usuń
    8. Ty... tak, tak poważnie, a ja się głośno śmieję. Dzięki serdeczne ;)

      Usuń
    9. proszę bardzo. na zdrowie

      Usuń
  2. Asymilacja w symbiozie ale z zachowaniem indywidualności... chciałabym doświadczyć takiego procesu - choć zdecydowanie w formie odwracalnej do wyjściowej.
    Zawsze jestem pod wrażeniem Twojej wyobraźni a dziś po prostu mnie zachwyciła. Miłe orzeźwienie w tych tropikach - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się spociłem na samą myśl, że mógłbym współdzielić własny łeb z kimś obcym...
      a jak trafiłbym na podobnego z nadwyżką wyobraźni? dom wariatów gwarantowany i schizofrenia galopująca.

      Usuń
    2. Ale jaka uczta dla czytelnika... och - dwóch/dwoje z wyobraźnią podobną. Z pewnością bym utyła - bo apetyt na Twoje litery już jest u mnie duży a powiększony jeszcze dawką wielokrotną i zaspokajany systematycznie... no tak groziłby zdecydowanie. Tylko żebyś Ty pisał - nie ten ktoś obcy.

      Usuń
    3. coś mi się zdaje, że Twój apetyt przerasta moje możliwości.

      Usuń
    4. E tam - nie bądź taki skromny. Jak do tej pory radzisz sobie nieźle.

      Usuń
    5. ale nie ma już miejsca, żeby przyspieszyć - tak sądzę, a apetyt ponoć rośnie w miarę.

      Usuń
  3. Napiszę krótko. Nauka radziecka znała takie przypadki. Doskonale!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nauka radziecka potrafi skrzyżować nawet równoległe światy, więc co to dla nich zrobić koktajl z trzech osób i w jeden worek wrzucić to, co się zmiksuje - Łubianka widziała zapewne bardziej dramatyczne eksperymenty.

      Usuń
    2. Tak poważnie, to chylę czoła.

      Usuń
    3. niepotrzebnie - zerknij do siebie - nie ma powodu do wstydu. znakomicie bawię się czytając.

      Usuń
  4. Niezły pomysł na urozmaicenie swojego "ja", tylko chyba na dłuższą metę męczący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za zauważenie - czasem ta osoba na sąsiednim krześle obok stanowi kłopot, a co dopiero kiedy ma nieograniczony dostęp do głowy.

      Usuń
  5. Dobrze się czytało!!!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja tak bardziej prozaicznie - wyobraź sobie, że jesteś belfrem, zamawiasz usługę, a tu była uczennica, w dodatku prymuska...
    Pomysł świetny, gratulacje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a córka, to nie łaska? albo żona? o rany... gorzej, kiedy matka...

      Usuń
  7. Witaj, Oko.

    https://www.youtube.com/watch?v=2h1IzgnjW7c

    Nie znalazłam w polskiej wersji językowej, ale sens jest taki:
    "Jesteśmy Falanga, Wielka Falanga. Wchłaniamy wszystko, co napotkamy po drodze.":)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ciekawe podsumowanie. ale tak właśnie brzmi puenta.

      Usuń
  8. Najlepszy sex
    Rodzi się
    W głowie
    A w 2 lub
    3
    EXTASA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zbiorowe ekstazy są mi obce i nie zamierzam udawać, że coś na ten temat wiem. ale uwierzę na słowo.

      Usuń