Wszystko zaczęło się od kosicy
(kosówki? Kosy? Moda na żeńskie końcówki dotarła i do mnie, choć nie za często
ośmielam się tworzyć takie twory, za to z lubością smakuję takie słowa, jak na
przykład „mężyca stanu”). Oczywiście płeć wyimaginowałem, bo nie miałem szans
podejrzeć – zwierzę sfrunęło z nieba wprost pod kłujący żywopłot i tylko mnie
wygwizdało za oczą niedołężność. W autobusie było już łatwiej – zabiedzone dziewczę w bluzie z
dwoma głębokimi dekoltami żuło gumę i tokowało jednocześnie w rytm ploteczek,
których najwyraźniej nie brakowało. A ledwie wysiadłem, już mnie minęło
dziewczę ukształtowane bujniej niż Bieszczady i peleton Niemców w strojach
godnych porannej gimnastyki w zmobilizowanych jednostkach wojskowych, choć
obiadem pachnie na kilometr z każdej czynnej w Rynku restauracji. Stojąc pod
pomnikiem w centrum rynkowych przestrzeni dwóch rozpalonych okowitą pieśniarzy
wiło skomplikowaną arię – coś pomiędzy kazaniem, a czastuszką w nadziei na nie
całkiem drobne tantiemy od spontanicznego występu.
W taki ziąb tylko okowita dobra by przywołać muzę...
OdpowiedzUsuńjotka
piać na dopalaczach? to proteza, która z czasem zacznie doskwierać. podobnie z każda inną muzą gdy trzeba będzie wysłać ja na odwyk. zaboli i to porządnie.
Usuń