Telefon
zaszczekał na kobietę (serio!) akurat wtedy, kiedy autobus mijał pochylone nad
rowem wierzby o żółciuteńkich witkach. Najwyraźniej szykowały się już na
wiosnę, a tu lód i mróz. Szyby samochodów stojących na poboczach matowe, a
kałuże wyszklone na gładko. Wczorajsze strumyki sunące asfaltem do kanalizacji
burzowej dziś kwitną mroźnymi kwiatami. Potłuczone jak szklanki, kurczowo
trzymają się krawężników. W podziemnym przejściu, we wnęce niegdysiejszej budki
telefonicznej śpi kloszard, opatulony na okrągło kołdrami i dobytkiem. Kosy poukrywane
w mroku plotkują o gołębiach, którym właśnie rozebrano sztuczną choinkę na ich
ulubionym placu. Pośród piaskowcowych lisów i pum polujących na ratuszowej
elewacji, uwiły gniazda wróble i drą się, jakby chciały obudzić zaspane słońce.
Krew na bruku steruje myśli ku globalnemu konfliktowi, jednak obecność rozanielonych
dziewcząt w kawiarni zadaje kłam podejrzeniom. Karierę robią plecaki – jeżeli można
tak nazwać torby na szelkach noszone na wysokości pup. Często całkiem udatnie
wykrojonych z żywej tkanki.
Mój telefon niegdyś muczał na mnie jak krowa.
OdpowiedzUsuńwyobraźnia podrzuca rozmaite pomysły. w sumie, to dobrze. zbyt wiele jednakowych dzwonków wprowadza zamieszanie wśród posiadaczy.
UsuńTeż noszę plecaczki, wygodniej...
OdpowiedzUsuńjotka
na plecach ciężar waży jakby mniej. noszenie w rękach męczy.
Usuń