Starszą panią drążyły chyba resztki
skrupułów, bo postanowiła ozdobić fekaliami kanapowego pieska alejkę przy
osiedlowej furtce, jeszcze zanim wstanie słońce. Może nikt nie zauważy? Dwaj
panowie snując wakacyjne plany poszli w jej ślady, jednak na rozmerdane
radośnie wypróżnianie wybrali trawnik, na którym dopiero za kilka godzin będą
się bawić przedszkolaki. Czyżby uważali, że kupy powinny wystygnąć, zanim
chwycą je małe rączki ciekawe świata? Dopiero w obliczu wyobrażenia czynu
zrozumiałem, dlaczego pisklęta określa się pogardliwym epitetem „gnojki”! Kosy,
porozrzucane wśród odległych sobie dachów, z zapałem nuciły miłosne pieśni i
prześcigały się, który kogucik piękniej zapieje. Aż chciało się zwolnić, by wysłuchać
całej arii. Mamusia, najwyraźniej świetnie zorganizowana i cieleśnie dostatnia
transferowała parkę żwawych dzieci do dydaktycznej termitiery, torując własnymi
obłościami drogę przez osiedlowe ciemności – latarnie zastrajkowały, albo
beztrosko ogłosiły zegarowy dzień, nie bacząc na stan faktyczny.
Uporczywa, wczorajsza myśl wraca do
mnie bumerangiem – rynek i okoliczne deptaki tak dalece zdominowała obca mowa,
że polski przestał być mniejszością. Język tubylców należy natychmiast wpisać
na listę języków ginących i zachować dla potomnych dowolnie dużym wysiłkiem.
Różne nacje słychać bez trudu, tylko swojacy poukrywali się w ponurym
milczeniu. Mimikra doskonała. Mógłbym zakląć szpetnie – ale… Kto zrozumiałby ów
akt desperacji?
Ach – i żeby nie umknęło – nim dotarłem
do rynkowych objawień, wspinałem się po granitowych szczeblach, żeby wynurzyć
się z trzewi lewiatana podziemnego przejścia pod placem tak dużym, że nosił
dwie nazwy, kiedy wzrok potknął się o parkę spoconych istot spieszących z
naprzeciwka. Wysokopiennych, bezwstydnie mających się ku sobie, lecz płciowo
tak dyskretnych, że poległem z kretesem. Kretes jakoś się otrząsnął, ja jednak
pogrążyłem się w dywagacjach i mozolnie układałem w głowie scenariusze, kiedy
ona okazywała się być nim, a on nią, względnie obie one były nimi i sam już nie
wiem, jakie jeszcze konfiguracje zuchwale woziły się po muldach zaskoczonego
umysłu, dewastując nieodwracalnie moje szare komórki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz