Smutne, jak można naturę wykoleić. Pojedynczy rząd sosen dzielących dwie, niezabudowane działki ktoś ostrzygł absurdalnie – z jednej strony zostawił wszystko, a z drugiej wyciął na gładko. Boazeria miała wyjść z tego? Drzewa rosły gęsto, ale i tak trochę zabrakło. Więc może żaluzje? Widok dużego drapieżnego ptaka odwrócił moją uwagę od żenującej bezmyślności. Przesuwał się kręgami, wysoko na niebie i musiał być naprawdę duży, bo wydawał się mieć skrzydła większe od czapli, w środkowej części jasne, a końce skrzydeł podgięte ku tyłowi. Nie mam pojęcia, co widziałem. Za to knieć błotną poznałem bezwzględnie. I spalone przymrozkiem orzechy włoskie, czy robinie. Wróble zajmowały się wróblimi sprawami, kosy dreptały nerwowo po alejkach, ludzi gdzieś wyniosło. Może i dobrze. Na drucie z buddyjską cierpliwością czatował jakiś myszołów, nad polem przeleciał kobuz – tak mi się zdawało, sądząc po charakterystycznym wygięciu skrzydeł. Czarny bez bieli się bezwstydnie, szyszki z sosen powoli zaczynają spadać, niedojrzałe czereśnie i mirabelki gniją na gałęziach. Zakurzone, piaszczyste drogi, od czasu do czasu okrywają się tornadem pyłu podnoszonego przez samochód jadący znikąd do nigdzie. Nad jednym z okien jerzyk zbudował z błota gniazdo, a głodne dzioby wewnątrz świadczą, że dorobił się potomstwa. Tylko drzewo zasadzić i będzie mógł spodnie zakładać i chwalić się koleżkom, jaki to z niego macho.
Jerzyki są fascynujące.
OdpowiedzUsuńi zjadają do 20 tys komarów na dobę - każdy!
UsuńChyba im uwiję gniazdo pod oknem...
Usuńufajdają parapet. i trochę jazgają, kiedy się pojawią młode.
Usuń