sobota, 18 maja 2024

Poranek ćwiczebny.

 

    Niewiasta o brązowych włosach założyła (chyba) bluzeczkę tył na przód, bo dekolt demonstrował wychylające spoza materiału łopatki. Zapowiadał się dzień ludzi masywnych. Trawniki ostrzyżone na wzór wojskowy, choć wszędzie trąbią o suszy. Przed miejskim zakładem kąpielowym słoneczny zegar stylizowany na żaglówkę płynie rzeką czasu bez pośpiechu i gwałtownych zwrotów. Ani śni mu się zawijać do bezpiecznego portu na sąd ostateczny. Rozbite butelki na chodnikach i buńczuczna cyrylica wskazują, że minęła kolejna noc pełna sukcesów kozaczych.


    Dwugarbny turysta w kapeluszu zakończył chyba wędrówkę i zmierza ku domowym pieleszom, nacieszyć się luksusami ciepłej wody i miękkiej pościeli. Na światłach napotykam wzrok pani, usiłującej oszukać upływ czasu, maskując siwiznę różową farbą. Bezsłownie pyta czy się jej udało. Odśmiecham się dwuznacznie, więc idzie dalej bez stresu. Wiosna. Każdy coś uprawia. Jedni ogórki na działce, inni sport chodnikowy. Ja uprawiam snobizm. A raczej postanawiam go uprawiać, zapłodniony naderwaną reklamą snobizmu. Jeszcze nie wiem jak – jestem początkującym snobem. Cóż. Najwyżej uprawa się nie powiedzie. Na razie hinduskie bóstwo w witrynie knajpy obraca się do mnie dupą – nie wiem, czy reagować, a jeśli, to jak?


2 komentarze: