Pani, której wiele można przypisać, ale nie wiotkość, trzymała się nisko ziemi, raczej z ostrożności, niż z potrzeby. Krągła, kształtna, chyba nawet myśli i słowa miała pozbawione kantów, co odbijało się łagodnością twarzy, stała sobie potulnie na przystanku, bez niepokojów dręczących zhańbione dusze i tych, którzy wstali zbyt późno, by zdążyć na codzienność. Dołączyło do niej dziewczątko równie trójwymiarowe, w sukience pełnej fioletów i różu, które porzucił jakiś kierowcę nieopodal przystanku. Dziewczę nieszczupłe, nie wydawało się urażone tym afrontem i dumnie prezentowało uda wylizane porannym słońcem nie pierwszy chyba raz w tym roku. Zaskoczenie? Przecież widywałem już panie, o skórze płonącej czerwienią po pierwszej, zbyt zachłannej kąpieli słonecznej – nie dalej jak wczoraj.
Wróble penetrują osiedlowe kubełki, płoty, ławki, deptaczki, szukając czegoś jadalnego, gdzieś daleko westchnął pociąg mozolący się w drodze za horyzont, niebo w zmarszczkach chmur przeciera się po nocnych fantazjach, odymione pierwszymi grillami. Cisza smakuje lepiej, w oprawie zieleni. Świeże pieczywo pachnie obłędnie, nawet złotokap obsypany gronami kwiatów zdaje się węszyć, ignorując parkingową mieszankę woni. Ostrzyżone trawniki schną na potęgę, w cierpieniu zazdroszcząc pominiętym, na których zieleń pleni się bez opamiętania, a trzmiele i pomniejszy latający plankton szaleje bezwstydnie.
Zapach ciepłego chleba nigdy się nie nudzi i zaostrza apetyt!
OdpowiedzUsuńrozkojarza. ciężko przejść obojętnie.
UsuńTrzmiele! To one nigdy się nie nudzą, piękne, okrągłodupne, latające wbrew prawidłom fizyki.
OdpowiedzUsuńi to w futrzanych portkach!
Usuń